Przy tawernie na podwórku,
pod blaszanym baldachimem.
Siedzą pijaczyny w kółku,
podlewając suche podniebienia winem.
Jeden- to jest stachu- całe ma podkrążone oczy,
i twarzy pewny siebie wyraz.
Właśnie zakłady z sąsiadem toczy,
że wychyli dwa litry, na jeden ,,raz’'.
Do zajazdu zawitała,
osobistość w średnim wieku.
krzywe zęby wystawiała,
W powitalnym uśmiechu.
purpurowy płaszcz zrzuciła,
a mignąwszy złotą monetką,
bezalkoholowego kieliszek mały poprosiła,
,, bo jest abstynentką’'.
I tak kolejka za kolejka,
dziewczyna młodniała.
a mignąwszy srebrzysta manierką,
wódki sobie dolewała.
Nagle poczuła się nurząco,
lecz oporów się wyzbyła.
A, że,, zrobiło się gorąco’'.
odzienie zrzuciła.
Teraz nago stepowała,
nad głowami tłumu.
Wprawnie przy tym podrzucała,
butelkami rumu.
Lecz zbyt pewna daru swego,
kroki tańca pomyliła.
Przy oddźwięku łomotu głuchego,
nos sobie rozbiła.
I tak zakończyła przedstawienie,
z karierą baletnicy niedoszłom.
Ustąpiła więc miejsca na scenie,
kolejnym ,,artystom’'.
I znów hektolitry trunku,
do donic się wlały.
A przekrwione spojrzenia pełne frasunku,
na kolejną atrakcję czekały.
Pewnym krokiem nadszedł młodzieniec,
W prążkowanym garniturze.
Aby utopić zmartwień wieniec,
Po oblanej maturze.
Lecz ,, zbyt młody, wyszczekany’',
do gustu grupie nie przypadł.
Cały obity i potargany,
przez okno z lokalu wypadł.
Noc tak całą balowali,
do promieni dnia kolejnego.
kiedy to po kolei ulegali,
,,syndromowi dnia pastępnego’'.
Jedni leczyli woda z ogórków,
drudzy ,,ogien, ogniem zwalczali’'.
Niektórzy suszyli racją sucharków,
lecz wszyscy wokół mdłości dostali.
I wypełzli w końcu jeden za drugim,
z mozołem powłuczywszy nogi.
Przy rozwidleniu drogi długim,
towarzyszy broni, rozeszły się drogi.
Lecz wieczorem znów tu powrócą,
żeby wspólnie opijać sukcesy i klęski.
i ,, dawny ład przywrócą’',
Lokalowi spod znaku tęczowej kraski.