Słyszę ich głosy
Widzę ich twarze
Znam ich zamiary
Wiem czego oczekują
To wszystko napędza
mechanizm obronny
Mechanizm który zasila się bólem
A produkuje bezsilność
Okna duszy zasłoniete
Barokowymi firanami
które w soli płyną
Bez opamiętania fala za falą
Wstaję jakby bez sił
Chwytam za klamkę
Czuje powiew zimna i wilgoci
Ale idę w to bo tak łatwiej
Staję jeszcze wyżej
Rozkładam ręce do wiatru
I lecę
I nagle cisza spokój
Czuję ból
Ale taki przyjemny
Taki jak ból nóg na koniec dnia po długiej wędrówce na przykład w górach
I w tym przyjemnym bólu leżę
W bezruchu powoli usypiam
Błogość i ciepło stają się jednością
A ja staję się nikim