Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Pavlokox

Użytkownicy
  • Postów

    108
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Pavlokox

  1. Wydarzyło się to pod koniec podstawówki. Nie myślałem, jak wielkie będą tego skutki. Wróciłem ze szkoły i zupę odgrzewałem. Powrotu do domu ojca nasłuchiwałem. Gdy przyszedł, spytał, czy wiem, co mam do odgrzania. Odparłem, że wiem i wróciłem do grania, Lecz okazało się, że garki pomyliłem Zupa wykipiała. Kuchnię zapaskudziłem. Ojciec wściekł się i komputer wyłączył z listwy. Dostałem również szlaban - miałem czwórkę z histy. Było to preludium tego, co miało się stać. Musiałem niedługo test ósmoklasisty zdać. Kiedy szedłem w niedzielę z ojcem do kościoła, Wspomniał coś o ograniczaniu komputera. Myślałem o tym później przez całą mszę... Dobrze, że on z treści kazania nie pytał mnie. Miałem uzasadniony powód bać się taty, Zwłaszcza, gdy wlał za dużo rumu do herbaty. Był plan, by namówić ojca, by dał się zaszyć, Jednak nie chciał o tym nawet słowa usłyszeć. Zatykał wtem uszy i śpiewał głośno „Barkę”, By następnie otworzyć se kolejną Warkę. Powiedziałem mu, że ma zrezygnować z piwa. On na to odparł, że ja za to z komputera. Zazwyczaj jeszcze przed południem był dziabnięty, A wieczorami wyglądał jak z krzyża zdjęty. W rzeczywistości był po prostu pierdolnięty. Miałem z przedmiotów wyłącznie piątki i szóstki. Jak w kiblu tak i w szkole, brzydziłem się "dwójki". Wieczorem, gdy rozegrałem w FIFĘ dwa mecze, Rodzice skończyli oglądać jakieś skecze I poprosili mnie, bym przyszedł do pokoju. Przed poniedziałkiem byłem już w kiepskim nastroju. Rodzice ściszyli wydarzenia na świecie. Zapytałem wprost: "Dlaczego mnie stresujecie?" "Wkrótce czeka cię egzamin ósmoklasisty. Musimy wprowadzić następujące przepisy: Z komputera będziesz mógł korzystać w weekendy. Wyjątkiem nie będą nawet kolegów spędy. Co niedzielę będziesz go do piwnicy znosić." Idiotyzm! Ktoś może go z niej przecież zakosić! "Maksymalny czas grania to godzina dziennie". Słysząc to, czułem się coraz to bardziej chwiejnie. "Zakaz ma miejsce również w ferie i w wakacje". Hańba! Zaraz wyłożę im te wszystkie racje! "Będziesz uczęszczać na zajęcia dodatkowe, Zapisaliśmy cię też już na językowe. Wprowadzane przez nas od dzisiaj obostrzenia Mają wygładzić twoją krzywą nauczania I więcej odpowiedzialności ci zaszczepić." Póki co zdołały mnie jedynie rozwścieczyć! Powiedzieli, że muszę kilka lat wytrzymać, Do momentu, aż zacznę się sam utrzymywać. Ojciec rzekł, bym otarł buzię i się uśmiechnął, A póki jest weekend, z komputera korzystał. Byłem tą sytuacją bardzo zatrwożony. Nie byłem przecież od kompa uzależniony. Czemu mogą grać w tygodniu ode mnie gorsi? Moi rodzice są do zakazów najskorsi! Powiedziałem im, że ten zakaz jest bez sensu. Wtedy ojciec wstał i przyparł mnie do kredensu, Mówiąc, że mogę sobie toć rodziców zmienić I że ich starania powinienem docenić, Bo inni rodzice mają w dupie swe dzieci, A im bardzo zależy na mojej przyszłości! Wyrwałem mu się po tych teatralnych słowach I uciekłem z domu, biegnąc w dół po schodach. Liczyłem, że rodzice spuszczą nieco z tonu. "Zapomniałeś czegoś!" - usłyszałem z balkonu. Dosłownie chwilę później rozległ się straszny huk, Który w pierwszym momencie niemal zwalił mnie z nóg. Mym oczom ukazał się strzaskany komputer, Monitor, klawiatura, mysz i nawet router! Poczułem ogromną, narastającą pustkę. Musiałem udać się w wiekopomną tułaczkę... Kilka minut później dotarłem do przystanku, Bez pieniędzy, dokumentów i w lekkim wdzianku. Ogarniała mnie furia, byłem jak na haju. Wskoczyłem do pierwszego lepszego tramwaju. Miałem zamiar nim dojechać do końca linii. Nie odbierałem, gdy rodzice do mnie dzwonili. Nagle zapytała mnie jakaś starsza pani, Czy byłbym taki miły, pomóc jej z siatkami. Dlaczego wszyscy ludzie mną poniewierają I ciągle najgorsze rzeczy mnie spotykają?! "Nie. Po prostu nie! - krótko staruszce odparłem, Czym pospolite oburzenie wywołałem. Zaczęła się gadka o współczesnej młodzieży, Co w komputerach siedzi i w Boga nie wierzy. "Proszę przygotować bilety do kontroli." O nie! Brakowało jeszcze tych urzędoli! Do następnego przystanku było daleko. Będę musiał zaznajomić się z kartoteką! Rzekłem do kanarów, że nic przy sobie nie mam. "W takim razie na policję sobie poczekam". To ostatecznie przelało szalę goryczy. Za chwilę, bardzo zdziwić się miał motorniczy, Ponieważ hamulec awaryjny chwyciłem I jego rączkę z całej siły pociągnąłem. Tramwaj niemal natychmiast zatrzymał się w miejscu. Nienawiść do świata i ludzi czułem w sercu. Ci, którzy stali, w większości poupadali. Niektórzy na końcu wagonu lądowali. Dwaj kanarzy, kiedy tylko się pozbierali, Ruszyli na mnie i schwytać mnie próbowali, Lecz chwyciłem babciną siatkę z zakupami I wymachiwałem nią tuż przed ich nosami. W końcu plastikowa torba się rozerwała. Zawartość na wózku z dzieckiem wylądowała. Słychać było płacz. Rzuciłem się do ucieczki. Jeden z kanarów próbował blokować drzwiczki. Myślałem, że z faceta twardy jest zawodnik, Lecz wypchnąłem go łatwo i upadł na chodnik. Sprintem, ile tylko sił miałem w nogach, biegłem. Pół godziny później na osiedle dotarłem. Kontrolę nad swoim życiem straciłem całkiem. Gdyby to wszystko snem okazało się rankiem. Mój komputer wraz z danymi zniszczony został. Nie mam już nic, tylko telefon mi się ostał. Wszystkim kontaktom wysłałem brzydką wiadomość. "Wszystko okej?" - odpisał niejeden jegomość. Postanowiłem poprosić o pomoc kumpla. Przydałaby mi się zapewne jakaś dziupla. Zgodził się wyjść ze mną na spacer i pogadać. O problemach w domu zwykłem mu opowiadać. Powiedziałem mu, że ojca chętnie zabiłbym, Nawet jeśli do końca życia już siedziałbym. Powiedział, że jestem za młody na kryminał, I że sam ze swoim starym nieraz się ciulał. Nagle, zaczęła za nami iść jakaś grupa. Szybko spięły się moje ramiona i dupa. Przyspieszyliśmy kroku, z drogi zboczyliśmy. Oddech bandy osiłków na plecach czuliśmy. Wtem, czyjaś pięść wylądowała na mej twarzy, Nie myślałem, że jeszcze takie coś się zdarzy! Ze strachu posikałem się centralnie w gacie. "Kasa, smartfony! Oddawać wszystko co macie!" Kolega, gotowy do butowania, leżał. Skulił się jak zarodek i głowę ochraniał. W końcu oddał ciemnym typom jakieś drobniaki. Liczyłem, że trafią oni szybko do paki. Ojciec mówił mi, że łatwo takich namierzyć. Oddałem grzecznie wszystko, chcąc ojcu zawierzyć. Dostałem jeszcze raz w mordę, na pożegnanie I wnet cała banda uciekła, gdzie pieprz rośnie. Z podkulonym ogonem do domu wróciłem. Szczątki kompa bliżej śmietnika przesunąłem. "Syn marnotrawny!" - ojciec spytał, co się stało. Rzekłem, iż kilku chuliganów mnie napadło. Matka powiedziała, że mam za to nauczkę, A ojciec od razu zadzwonił na policję. Mundurowi najchętniej by nie przyjeżdżali. W końcu jednak przyjąć zgłoszenie się zgodzili. Młody, blond-włosy krawężnik do nas zawitał, O konieczności prawdziwych zeznań przeczytał. Zaskakujące, że ten człowiek umiał czytać! Z przebiegu zdarzeń chciał mnie dokładnie przepytać. O akcji w tramwaju, rzecz jasna, nie wspomniałem. Do tego, że nas pobili, się nie przyznałem. Było to dla mnie bardzo upokarzające - Jako ofiara napadu – zawstydzające, Lecz ojciec siniec na moim podbródku dostrzegł Oraz natychmiast w tej kwestii przed szereg wybiegł: "Czy ty kurwa nie rozumisz, co policjant rzekł?" Moje oczy wnet się zaszkliły, a on się wściekł. Wyszło jednak, że jutro zeznania skończymy Na komendzie, jak się wszyscy uspokoimy. Że był rozbój w tramwaju, młody sierżant wspomniał. Przez krótką chwilę dziwnie mi się przypatrywał... Rzekł, że tata kupi nowy smartfon, jak wskażę, A ojciec odparł, że to się jeszcze okaże. Spytał, czy pies się nie zlał, bo czuć zapach moczu, Lecz dopiero co był na dworze, na uboczu. Gdy aspirant opuścił nasze skromne progi, Przemówić w przedpokoju miał mój tatuś drogi: Nowy smartfon dostanę, jak sam zaoszczędzę. Z komputera mogę skorzystać w bibliotece. Bym mógł sprawdzać czas, dał mi prababci zegarek I zszedł do sklepu, by móc uzupełnić barek. Szlaban na wychodzenie z domu otrzymałem. O telewizji również zapomnieć musiałem. Matka nie wahała się przyznać ojcu racji, A potem kazali mi iść spać bez kolacji. Kompletnie zdruzgotany w mym łóżku leżałem. Tak łatwo jednak poddać się nie zamierzałem. Lampka komputera pod biurkiem nie błyskała. Ręka odruchowo po smartfon sięgnąć chciała. Nie mogłem sprawdzić Facebooka i wiadomości. Nie miałem materiałów do onanizacji. Na zawsze wszystkie zdjęcia i dane straciłem. Kopię zapasową co chwilę odkładałem. Gdyby nie ojciec, to wszystko by się nie stało. Przez takich jak ojciec wiele dzieci się bało. Każdy, któremu widzi się codzienne picie, Powinien ponieść ciężką karę za swe życie... Koło północy, kiedy rodzice już spali, Wymknąłem się z pokoju do kuchnio-jadalni. Westchnąłem i nastawiłem wodę w czajniku. Butelek piwa na szafkach było bez liku. W mieszkaniu unosił się także zapach rumu. Zamknąłem drzwi, co by nie słychać było szumu. Czajnik doszedł, jak ja sam ze sobą w pokoju I wziąłem go, by zemścić się na starym gnoju… Od wielu miesięcy o tej chwili marzyłem. Z bulgoczącym wrzątkiem do salonu wkroczyłem I ostrożnie, by nie oparzyć śpiącego psa, Wylałem wodę z czajnika na głowę ojca... Sekundę później zbudził się i oczy otwarł Oraz gwałtowanie jak oparzony się zerwał. Potem wydał z siebie przeraźliwy ryk bólu. Nasz kundel zaczął głośno szczekać jak w bidulu. Matka z sąsiedniego pokoju wparowała. Czajnik, mnie i wyjącego ojca zastała. Twarz ojca wyrażała potworne cierpienie, Dezorientację i ogromne przerażenie. Natychmiast ojca do łazienki zaciągnęła I lodowatą wodę na głowę puściła, A ojciec niczym zdarta płyta się wydzierał, Robiąc przerwy na oddech, co szybszy się stawał. „I po coś to zrobił, debilu?!” - zapytała. Trzymiąc psa za obrożę, ojca polewała. Zacząłem głośno krzyczeć, że on zniszczył mi życie I musiało kary zaznać jego oblicze. "A na mnie co?! Wylejesz kwas jak muzułmanie?!" - Spytała, a ojciec wciąż szamotał się w wannie. Z pewnością dużo ulgi dał mu zimny strumień. Nie było jednak szans, że będzie tylko rumień. Potem zaczął krzyczeć, że wszystkiego się zrzeka Oraz, że za to, co zrobiłem, mi wybacza. Powiedział też, że tatuś i tak nie miał włosów I o śmierci słyszał od licznych w głowie głosów. Świadom konsekwencji wezwałem pogotowie, Mówiąc, że mój tata oparzył sobie głowę. "Czy doszło tutaj do czynu zabronionego?" Może i tak. Na pewno do sprawiedliwego... Ojciec zakrztusił się i brało go na torsje, A ja myślałem, czy gotować nową porcję... Lepszym pomysłem byłaby dla mnie ucieczka, Jednak ubiegła mnie na sygnale karetka. Sąsiedzi, zaalarmowani wrzaskami, Nie po raz pierwszy wezwali policję sami. "Opowiedz panom, co zrobiłeś!" - powiedziała matka. "O Boże!" - za głowę chwyciła się sąsiadka. Widać było jednak, że trochę się nie dziwi. Czubek głowy ojca był jak obrane kiwi. Skóra stamtąd schodziła całymi płatami, Choć ratownicy ją przez cały czas schładzali. Już nie tylko jego nos ostał się czerwony. Oddział oparzeniówki został uprzedzony. Jego oczy również zostały poparzone. Rozbiegły się na boki jak niedokręcone. Wtem, ojciec stracił oddech, łapiąc się ze serce, A defibrylator czekał na dole w karetce. Reanimacja trwała prawie pół godziny, Zanim ojciec skonał na skraju wykładziny... "Osiągnąłeś swój cel. Jesteś zadowolony?" Prawdę mówiąc, byłem po prostu przerażony… Każdy widział, że sytuacja jest zażarta. "Czy była tu zakładana Niebieska Karta?" "Mój mąż od lat pił i robił nam awantury, Lecz syn jest od komputera uzależniony! Już drugi rok nie może skończyć podstawówki!" "To nieprawda! Ze wszystkiego mam same szóstki!" "To nie pierwszy raz, gdy ma taki atak złości! Już raz podkładał ojcu do talerza ości!" "To on mnie do takiego stanu doprowadził! Wieczorem komputer mi przez balkon wywalił!" Krzyczeć, że ojciec mnie bił i gwałcił zacząłem, Lecz nawet sam w te puste słowa nie wierzyłem. Kopałem, biłem i gryzłem funkcjonariuszy. Nie trafiłem, jak w tramwaju, na słabeuszy. Nikt z policjantów nie zamierzał się pierdolić I pałą udało im się mnie obezwładnić. Zanim na miejsce przyjechał prokurator, Straszyli, że wsadzą mi w rzyć paralizator. Na ręce założono mi ciasne kajdanki. Gdzieś u góry dudniły Young Leosi "Szklanki". W zamkniętym pokoju szczekało nasze psisko. Sąsiedzi obserwowali to widowisko. "A chłopak zawsze na klatce "dzień dobry" mówił." "Co tam się stało, że ten ojciec tak zawodził?" Władować mnie na dołek, zwarci i gotowi, Bez zapiętych pasów wieźli mnie mundurowi. Na komendzie umieszczono mnie w izolatce. Usłyszałem, jak policjant rzekł koleżance, że nie mieli jeszcze takiego popierdola. Przez pijaństwo ojca czekała mnie niewola. Ciekaw jestem, jak oni by funkcjonowali, Gdyby w sytuacji jak ja, się znajdowali. W rzeczywistości było mi już wszystko jedno. Nazywając mnie „pojebem” trafili w sedno. Zapadł mi w pamięć ten trzynasty posterunek. Widziałem, jak komendant wlewał w siebie trunek. Poczucie winy odrzucałem początkowo. Wmawiałem se, że zgarnęli mnie omyłkowo. Nad ranem w celi na głośny szloch się zebrałem. Straszny ból i śmierć mojemu tacie zadałem. Zabiłem go, a on tylko chciał dla mnie dobrze I nie pogram też już nigdy na komputerze. Dyżurny stracił cierpliwość i walnął w kraty, Krzycząc, że sam nie umiałby odjebać taty. Aż do rana śnił mi się ściągnięty z głowy skalp. Mogłem między bajki włożyć plan zwiedzania Alp. Szybko z rozbojem w tramwaju mnie powiązano. Na kamerach wszystko się wyraźnie nagrało. Z racji, że piętnasty rok życia ukończyłem, Jako dorosła osoba sądzony byłem. Musiałem dalej żyć z naznaczonym jestestwem: Zabójstwo ojca ze szczególnym okrucieństwem, Czynna napaść na funkcjonariuszy publicznych, Spowodowanie uszczerbków na zdrowiu licznych. Kanar, którego wypchnąłem, stłukł sobie głowę. Niemowlę w wózku było ciężko poparzone, Bo wpadły tam słoiki z gorącym rosołem. Pięćdziesiąt tysięcy szkody w związku z rozbojem. Prócz zbitej głowy i przegrzanej dziecka dupy, Niektórzy mieli przetrącone kręgosłupy. Śledztwo w sprawie napadu na mnie umorzono I wyłącznie na moich czynach się skupiono. Czemu wszędzie pisałem, że chcę ojca zabić? Liczyłem, że mogę pomoc do domu zwabić. Powiedziałem, że wszedłem do pokoju taty, Bowiem chciałem mu dolać wody do herbaty. Jednak niestety nasz pies szturchnął moją rękę I niechcący zadałem mu tę straszną mękę, Lecz śledczy w żadne z moich słów nie uwierzyli I wszystkie okoliczności dobrze sprawdzili. Zanim mój ojciec spotkał się z koszmarnym bólem, Na półce, zamiast kubka, była szklanka z rumem. Po czasie pokazano mi z pogrzebu zdjęcia. Z estetycznych względów trumna była zamknięta... Furii w tramwaju wytłumaczyć nie umiałem. Ze wszystkich argumentów się powystrzelałem. Psycholog uznał wszystko za przejaw drastyczny Syndromu odstawienia. Byłem poczytalny. Wykluczono również, że działałem w afekcie Oraz że byłem członkiem w jakiejś nowej sekcie. Dwadzieścia dwa lata wolności pozbawienia. Sędzia Marian Wesołowski życzył powodzenia... Wchodząc do celi, od razu się przyznawałem: Stary zniszczył komputer, więc go zajebałem. Bardzo szybko doszło do próby przecwelenia, Celem mojej skromnej osoby zastraszenia. Bardzo szybko jednak odwróciły się role. W nocy wstałem i zacząłem gotować wodę... Inni osadzeni dość dobrze mnie poznali… Dzięki temu uniknąłem kolejnej fali. Na wniosek więźniów z celi usunięto czajnik. I taki oto był przetrwania w pierdlu tajnik. Matka na początku często mnie odwiedzała. Później z wieloletnim kolegą się związała. Wyszedłem z więzienia tuż przed moją czterdziestką, Przed drugą specjalną wojskową operacją. Po ciężkiej obronie przesmyka suwalskiego, Trafiłem rychło do obozu jenieckiego. Ruscy próbowali wcielić mnie do swej armii. Bardzo szybko jednak wypuścili mnie sami. Rekrutów wodą z czajnika potraktowałem, Gdy jeden egzemplarz z podstawką znalazłem... Łypałem po nich oczami jak Morawiecki. Zaskoczyłem postawą sam Związek Radziecki. Moje osiedle zostało z ziemią zrównane, Zatem i tak straciłbym komputer i dane...
  2. Pavlokox

    Fala

    W czasach liceum zdarzyła się rzecz straszliwa, Która już do końca wstydu mi narobiła. Liceum słynęło z wyjazdów zagranicznych, Ku uciesze uczniów - dosyć częstych i licznych. Co zimę celem były włoskie Dolomity - Ulubione miejsce szkolnej, narciarskiej świty, A mój poziom narciarski był wystarczający, By czas w kurorcie spędzić w sposób śpiewający. Na obiad zjadłem hot-dogi i ser pleśniowy. Do wyjazdu byłem już od dawna gotowy I pojawiłem się na zbiórce punktualnie. Ekscytowałem się tym obozem totalnie. Z toalety przed wyjściem nie skorzystałem. Za wszelką cenę nie spóźnić się zamierzałem. Pierwszy przystanek był przed granicą z Czechami. Znany fast-food zapraszał złotymi łukami. Nie mogłem se odmówić pikantnych skrzydełek, Tak jak w KFC, gdy jest wtorkowy kubełek. Pół godziny później już dalej ruszyliśmy I dziurawe czeskie drogi przemierzaliśmy. Z racji, że nie najadłem się zbytnio tym "maczkiem", Zjadłem też od mamy kromki na zimno z karczkiem. Przepysznym, chłodnym jogurtem się uraczyłem I proteinowym batonikiem zagryzłem. Spożyłem też po kryjomu smakową wódkę, By łatwiej zasnąć po wtuleniu się w poduszkę. Tuż przed granicą z Austrią był następny postój I z autokaru wydobył się młodzieży rój. Skryłem dwusetkę, by nikt nie znalazł przypadkiem. Niektórzy też kupili alkohol ukradkiem. Kwadrans później wyruszyliśmy w dalszą drogę. Coś sprawiło, że zacząłem odczuwać trwogę... Zdawało mi się, że zakręciło mnie w brzuchu. Dyskomfort minął, jednak zmartwiłem się w duchu. Ułożyłem się wygodnie, pasek odpiąłem. Pół godziny później, z bólu aż się wygiąłem! Przez kolejny kwadrans ból brzucha nie doskwierał, Aż wtem poczułem, że kolejna fala wzbiera! Wkrótce bólowi towarzyszyło też parcie, Któremu mogłem sprostać przez lekkie rozwarcie. Dobrze, że choć miejsce tuż przy mnie było puste. Mogłem se darować te wszystkie dania tłuste! Czułem jak przybliżają się kolejne fale. Okropnie było czuć sytuacji powagę. Bez toalety nie było szans przestać cierpieć. Robiłem wszystko, by tylko o tym nie myśleć: Wyobrażałem sobie jakąś śmieszną scenkę, Puściłem se "Nie ma fal" - Podsiadły piosenkę. Czułem lecz jak nadciąga brunatne tsunami. Jak nie tyłem, wszystko wyleci mi ustami: Ryk niedrożnego układu pokarmowego, Fast-foodem, jogurtem i wódką zapchanego! Nie mogłem się schylić, by zawiązać sznurówkę. Kolega obok robił dziewczynie palcówkę... Męczyłem się jeszcze kolejne dwie godziny. Nie da się ukryć, że sam sobie byłem winny. W końcu dało się usłyszeć dźwięk retardera. Pojazd zjechał na postój po skręceniu stera. Przed wyjściem z autokaru utknąłem w kolejce. Ludzie szybko zajmowali przed kiblem miejsce. Przerwa miała trwać piętnaście minut zaledwie. Brakowało miejsc, by się załatwić gdzieniegdzie. Ogromny parking był w całości oświetlony. Nie mogłem się wydostać niezauważony. Było ciemne miejsce, gdzie mógłbym się wypróżnić, Jednak mogło się ono czymś innym wyróżnić: Stała tam grupa imigrantów śniadej cery. Zimny pot i ciarki odczuły moje plery. Zdejmowali tablice w jakimś mercedesie. Poczekam, by usiąść na normalnym sedesie... "Mach das schneller! Wir müssen noch die Bombe legen."* Po tych słowach zawinąłem się stamtąd biegiem... Wróciłem zrezygnowany do autokaru, Który oczekiwać dłużej nie miał zamiaru. Czułem, że ból i parcie jakby ustąpiło, Jednak później wróciło ze zdwojoną siłą. Nie byłem w stanie już dalej wypuszczać gazów. Laska obok przeżywała serię orgazmów, A ja cierpiałem w ciszy, zaciskając zęby. Że też przyszło mi do głowy wcinać otręby! Ręka kolesia skakała jak ogon kobrze, A mi przez to było jeszcze bardziej niedobrze. Postój miał być dopiero za cztery godziny. Do tego czasu mogę być z bólu już siny. Poczułem, że nie mogę już dłużej wytrzymać. Zawartość kiszki zaczęła się wydobywać... Wartki strumień kału zdawał się nie mieć końca. Rosnący poziom w majtach sięgał jaj i bolca! Miałem dziwne wrażenie ulgi i rozpaczy. Smród zaraz dotrze do wszystkich obgadywaczy! "Bez obaw. Jakoś wyjdę z tego." - pomyślałem. Ból oraz parcie minęły. Znieruchomiałem. Zacząłem przyzwyczajać się do sytuacji, Nieświadomy czekającej mnie masakracji. "Ej, też to czujecie? Tak jakby ktoś się zesrał..." - Zamarłem słysząc te słowa, a ktoś się chichrał. Coraz więcej osób to zdanie podzielało I w poszukiwaniu źródła się rozglądało. "Kurwa, przecież tutaj normalnie jebie gównem!" Wstał nauczyciel, oburzony tym słownictwem. Szedł między rzędami, pytając, co się stało. Ktoś zawtórował: "Cielę oknem wyleciało!" "Pytam poważnie, czy ktoś chciałby się zatrzymać?" - Rzekł wychowawca, lecz nie chciałem się przyznawać. Przez chwilę belfer się jeszcze rozglądał, Aż w końcu moje blade spojrzenie napotkał. Przez chwilę obserwowaliśmy się w milczeniu, Aż facetka odeszła ku swemu siedzeniu. Drugi z kierowców wstał uchylić lufcik w dachu, By pozbyć się choć trochę brzydkiego zapachu. Grupa licealistów już boki zrywała, A mnie sytuacja kompletnie dołowała. Kręcili też story na Insta i Tik-Toku: "W busie doszło do kałowego incydentu." Przez następne godziny, że śpię udawałem, Nie dowierzając, że się po prostu zesrałem. Dawały się już we znaki świąd i pieczenie. Zabrudzone były i jeansy i siedzenie. Stanęliśmy gdzieś w okolicach Klagenfurtu. Przed opadami chronił łuk w postaci gurtu. Bardzo chciałem móc studiować architekturę. Za zafajdanie fotela dostanę burę. Nie przyszło mi na myśl, że mogłem zrobić sztuczkę I podłożyć pod siebie nieszczęsną poduszkę. Nie zostałaby może wyrządzona szkoda. Wstałem z siedzenia jako ostatnia osoba. Ruszyłem gorączkowo szukać toalety, Dzierżąc z sobą kłopotliwy balast niestety. Gacie kleiły się wewnątrz niemiłosiernie. Musiałem przemieszczać się nadzwyczaj ostrożnie. Cudem był dostępny prysznic za pięć euro, Jednak zajęty przez TIR-owca rubasznego, Który zakupił sztuczną pochwę w automacie, Podczas gdy szukałem, gdzie mogę uprać gacie. Poszedłem więc do kibla dla niepełnosprawnych - Szansa, aby ukrócić doświadczeń fekalnych. Wparowałem do środka, drzwi zaryglowałem I ostrożnie od pasa w dół się rozebrałem. Zawartość majtek wylewała się bokami. Ściekała już nawet zgiętymi kolanami. Co mogłem, wylałem do muszli klozetowej. Omal nie straciłem weń karty kredytowej! Ubrudzone gacie do kosza wyrzuciłem Oraz by dokończyć dzieła się wysiliłem. Następnie, moczyłem srajtaśmę i chusteczki, By przemywać pupę, udka oraz łydeczki. Nie wystarczyło rolki na pełne umycie, Nie mówiąc o podłodze - ciężkie jest to życie... Puk! Puk! Obawiałem się, że ktoś mnie wyśledzi! "Alo? Alo?!" - ktoś pytał jak w znanej komedii. Przez krótką chwilę z zamkiem się jeszcze szarpałem, Aż wraz z pomocą barku siłą drzwi otwarłem. "Nur für Behinderte! Raus!!! Schneller!!!"** - krzyczał Austriak. Mężczyzna z wąsikiem darł się jak jakiś maniak. Zostawiłem pomieszczenie w tragicznym stanie. Sam wymierzyłbym sobie za to ciężkie lanie, A w autokarze wszyscy już na mnie czekali. Wbiegłem do środka i wnet żeśmy odjechali. Świąd i pieczenie narastały, a smród zelżał. Nasz autokar pomału do celu dojeżdżał. Wjechaliśmy do Włoch, widać było jak świta. Podziwiałem alpejskie wzgórza. Dolce vita! Autokar zatrzymał się przy samym hotelu. Ponownie jako ostatni wstałem z fotelu. Dotarła wiadomość budząca wielką trwogę: Pokoje będą dopiero później gotowe! Mamy się wnet przebrać i iść prosto na narty! Nie mogłem w to uwierzyć. To są jakieś żarty! Z bagażnika torby i sprzęt wyciągnęliśmy I na parkingu przebierać się zaczęliśmy. Za największą zaspę pobiegłem ze spodniami. Czy powinienem również okryć się getrami? W końcu włożyłem je, by spodni nie ubrudzić. Zimny wiatr nie zdołał mych odparzeń złagodzić. Na górze wychowawca zarządził rozgrzewkę, A sam po kryjomu degustował nalewkę. W końcu udało mi się odłączyć od grupy. Szukałem miejsca, by pozbyć się resztek kupy. Zjechałem do lasu i wszedłem między drzewa. Tuż nade mną krzyczała adriatycka mewa. Zdjąłem buty, spodnie, getry i walcząc z zimnem Wyszorowałem krocze topniejącym śniegiem. Skończyć się to miało pęcherza zapaleniem... Później obsrane getry w śniegu zakopałem. Po ośmiu godzinach, będąc wolnym od kupy, Mogłem w końcu dołączyć do narciarskiej grupy. Część nie wiedziała, co stało się w autokarze. Czy za milczenie winienem zapłacić gażę? Podjechał do mnie nauczyciel na snowboardzie W stroju zwierzaka - tak jak to teraz jest w modzie. Powiedział, że jeśli mam problemy ze zdrowiem, Powinienem zgłosić to przed samym wyjazdem. A jeśli źle się czuję - wyraźnie zaznaczyć. "Dziwne - osiemnastolatkowi to tłumaczyć? Młody człowieku, czy ja mam cię uczyć życia? Za półtora roku masz wyjechać na studia! Idź teraz, pomóż kierowcy wyczyścić fotel." - Rzekł nauczyciel i zjechaliśmy pod hotel. Co właściwie mam mu powiedzieć, nie wiedziałem, Zatem do sklepu z alkoholem się udałem. W ramach przeprosin, wręczyłem mu "Primitivo" - "Z nazwy adekwatne do sytuacji wino!" - Rzekł kierowca z wąsem po fotela umyciu. Najadłem się wstydu najbardziej w swoim życiu... Parę dni później ból przy sikaniu poczułem. Długo na zapalenie pęcherza cierpiałem. W drodze powrotnej zatrzymała nas policja. Czyżby obowiązywała bus prohibicja? Gestapowcy przez chwilę z belframi gadali. Ci coś zapłacili i żeśmy odjechali. Czyżby to w Austrii korupcję praktykowano? Nie! To za obsrany kibel nas skasowano! Później znowu ból brzucha zacząłem odczuwać, Jednak udało mi się do Polski wytrzymać. Jaki więc będzie morał tej strasznej historii? Nie żryj na noc w podróży, bo w brzuchu zaboli! P.S. To, że się zesrałem w gacie - to nie jest racja. Była to specjalna, fekalna operacja. * Z niem.: "Rób to szybciej! Musimy jeszcze podłożyć bombę!" ** Z niem.: "Tylko dla niepełnosprawnych! Wynocha!!! Szybciej!!!"
  3. Pavlokox

    25 batów za nic

    Zdarzyło się to na wsi w dziewiętnastym wieku W czasach, gdy można było pomarzyć o steku. Wraz z bratem i ojcem krowy na polu pasłem. Nie musiałem w zarazie - starczyło, że kasłem. Zaraza miała jednak nadejść za lat dwieście I rozejść się stopniowo w każdym polskim mieście. Wracając do historii: dostrzegłem we wsi dym. Niósł się znad stodoły sołtysa - obok stał młyn. Przestraszeni, czym prędzej, wróciliśmy z pola, A to, co zastaliśmy, to była niedola. Ze środka wybiegły przerażone zwierzęta. Rozgrywać się musiała tam prawdziwa męka. Z wnętrza stodoły dotarł do nas krzyk kobiecy. Płonąca belka spadła dziewczynie na plecy. Kilkoro mężczyzn wywlokło ją ze stodoły. Strzępki spalonej sukni na niej pozostały. Półnagą córkę sołtysa mlekiem polano, A potem ostrożnie rozebrać się starano. Suknia razem ze skórą z jej pleców schodziła. "Nie trogaj mnie!!! Nie dotykajta mnie!!!" - wrzeszczała. Ogień oszpecił uczestniczkę nocnych schadzek. Spalone były włosy i jeden pośladek. "Kefiru!!! Przynieście tu zimnego kefiru!" - Darła się jakaś baba wbrew wiejskiemu miru. "Biegnijcie szybko do domu!" - ojciec powiedział. "Weźcie dwie flaszki!" - póki słyszeliśmy dodał. Pomyślałem, jak straszny wypadek się zdarzył. Ktoś na pewno celowo stodołę podpalił! Nie był to przypadek po wilgotnym okresie. Brat wziął dwie flaszki i zawróciliśmy w stresie. Na miejscu córkę sołtysa znów polewano. Widać było, że nieco ulgi jej dawano. Prowizoryczne nosze ktoś też skonstruował. Potem wóz do znachora ją przetransportował. Wieczorem, jak zwykle, piekłem w ogniu kartofle. Nie miałem smaka na żadne inne farfocle. Rodzice od lat mieli na pieńku z sołtysem. Dbałem, by unikać spotkań z jego obliczem. Lata temu chciał wykorzystać moją matkę, Lecz na szczęście mój ojciec obił mu jadaczkę. Sołtys był zdrajcą i miał ruskie pochodzenie. Za pieniądze zaborcy działał na skinienie. Minęło parę dni, nim w szkole usłyszałem: W sprawie stodoły jestem głównym podejrzanym! Wiejska świta szybko plotki rozpowiadała. "Syn podpalacz" - matka na targu usłyszała. Ponadto, ktoś zarżnął nam w nocy dwa prosiaki. Ukatrupił też kota i przybił do szafki. Sprawa znalazła swój finał w sądzie ziemiańskim, W związku z moim domniemanym czynem łajdackim. W końcu to mnie za podpalacza uznano, Gdyż przy rozpalaniu ogniska mnie widziano! Nie zdobyłem się na odpowiednią ripostę. Sędzia Buczyński skazał mnie na ciężką chłostę. Ze strachu, przez całą noc oka nie zmrużyłem. Zostać ułaskawiony - na to nie liczyłem. Wyobraziłem sobie baty chłostające. I wydały mi się dziwnie ekscytujące... W końcu zrobiło się ciemno po długim zmierzchu. Zdjąłem majtki i leżałem z pupą na wierzchu... Marzyłem o tym, jak mój tyłek będzie lany... Po chwili, prześcieradło było już do zmiany... Nadszedł dzień, w którym miano wymierzyć mi chłostę. Zbudziły mnie rano promienie słońca ostre. Gdy rodzice spostrzegli mój brak garderoby, Rzekłem, iż spodenki zsunąłem dla ochłody. Wtem, przyszli ci, co mieli je zdjąć w innym celu. Sołtys i świta mocno złapali mnie w biegu. Ktoś zdjął pasek i przez spodnie mnie nim uderzył! Odliczą mi później ten raz, który wymierzył? Siłą z rodzinnego domostwa mnie wyrwano. Ojca przy tym pobito, a matkę zmacano. Aby bardziej mnie i rodzinę upokorzyć, Musiałem stawić się tak, jak Bóg zwykł mnie stworzyć. Na miejscu czekało już spore zbiegowisko, Choć po ulewie było mokro i ślisko. Sołtys wziął długi, skórzany pejcz z Ameryki I plac miały zaraz wypełnić moje krzyki. Studnia służyła za prowizoryczny pręgierz. Usłyszałem krótko: "Ze swych łachów się rozbierz". Przy całym zgromadzeniu, na sołtysa skinienie, Zacząłem zdejmować swoje skromne odzienie. Kiedy zawahałem się, sołtys trzasnął batem! Na ten dźwięk, erekcja rosła razem ze strachem. W przyszłości nazwano to odruchem Pawłowa. Dla mnie, taka reakcja była jeszcze nowa. Posłusznie zdjąłem koszulę, spodnie i majtki. W gospodzie obok ktoś podlewał sobie kwiatki. Zasłaniając klejnoty, podszedłem do studni. W tym czasie, pluli na mnie wieśniacy obłudni. Większość z nich wierzyła w propagandę sołtysa, Nawet, że na Syberii ujarzmił tygrysa! Wierzyli też, że nie ma zaboru żadnego, A jedynie opieka cara wspaniałego. "Za piromaniju, stodoły podpalenie I za cieła mojej doczery uszkodzenie, W imię Boga piętnaście batów ci wymierzam. Ból mojej doczery i tak tym nie uśmierzam. I jeśli ty czustwujesz, że za bardzo piecze, Znaj, szto Bóg lubic tjebja i ma w swej opiece" Potem sołtys mnie związał, a ksiądz pobłogosławił, Na wypadek, jakbym z batów kitę odwalił. Sołtys stanął za mną i rękawy podwinął, A następnie krzyknął "Adin!" i się zamachnął. Poczułem na swoich plecach ból tak potworny, Jakby ktoś położył na nich pręt rozżarzony. Nie spisałem honoru rodziny na straty. Miałem zamiar, by po męsku znieść wszystkie baty, Jednak usta same rozwarły się do krzyku I wypuściłem powietrze przy głuchym jęku. Nogi drżały mi jakbym był parkinsonikiem. Psy niemal wyszły z łańcuchów za moim krzykiem. W końcu wyłem nie jak człowiek, lecz w agonii zwierzę. Chwilę później oddałem mocz i kał bezwiednie. Nie czułem, w które miejsca trafia dokładnie bat. Głośne trzaski. Czysty ból, który zapewniał kat. Ojciec trzymał zrozpaczoną matkę i szlochał Przez cały czas, gdy sołtys publicznie mnie chłostał. Matka podbiegła, by chronić mnie przed razami. Po chwili leżała ze zdjętymi majtkami. Ojciec wdał się w walkę i sam został schwytany, A ja, niezmiennie, byłem okrutnie smagany. Moi ciałem potężne konwulsje targały. Nieopodal jakieś dziewczyny się chichrały. Żywy ogień na plecach, chłodny wiatr poniżej. Skupiłem wzrok na stojącej dziewczynie chciwiej. Poczułem ogromną erekcję mimo bólu. "Dawaj silnej! Widać, że podoba się chłopu!" Tymczasem córka sołtysa w domu leżała. Przy każdej zmianie bandaży bardzo cierpiała. Znachor kazał dać zioła między nie a rany. Dzięki temu, aż tak bardzo się nie sklejały, Lecz nie trzeba było czekać na zakażenie I stanu dziewczyny ogólne pogorszenie. Kiedy dziewczyna zaczęła tracić świadomość, Natychmiast informację przekazał jegomość: "Przez pogarszający się stan poszkodowanej, Sędzia ogłasza wobec osoby karanej: Zwiększyć liczbę uderzeń do dwudziestu pięciu. Starannie garbować skórę temu zwierzęciu!" Ciężkie baty okazały się jeszcze cięższe. Z łatwością cięły się przez ścięgna oraz mięśnie. Gdy kat wymierzył osiemnaste uderzenie, Ludzie zamilkli niczym na czyjeś skinienie. Na plac wprowadzono półgłówka miejscowego. Widziano go zapałkami zabawionego. Dwóch chłopów szybko od słupa mnie odwiązało I z pojmanym delikwentem procedowano. Zanim na placu zaczęto kolejne lanie, Zrozpaczeni rodzice wzięli mnie pod ramię. Poczułem strugi krwi ściekające mi z pleców, Coraz liczniejsze na skórze chłodnych pośladków. Gdyby chłostę doprowadzono do końca, Zostałbym tam do końca dnia w promieniach słońca. Moje odchody ktoś zabrał w niejasnym celu. Wkrótce koniec historii o wsi dręczycielu. Nieświadomego półgłówka imieniem Tomasz, Komendant pochwycił, jakkolwiek to nazywasz, Przywiązał do kołowrotka studni postronkiem Zdjął majtki i zaczął okładać długim kijkiem. Przygłup jak karp wyjęty z miednicy się rzucał, Przez co na zmianę w nerki i jądra obrywał. Lecz jego lanie również zostało przerwane, A świta postanowiła zwołać naradę. By zmniejszyć gniew Boga zapanował post ścisły. Uznano, że ogień wzniecił piorun kulisty. Tak twierdziły starsze kobiety z okolicy, Czego nie można wykluczyć przy letniej hicy. W przyszłości pół wsi miało spłonąć w tej stodole. Oznaczało to większą niż reżim niedolę. Sołtys rzekł, iż nie ukaże już ludzi chłostą I nie raz złamał tę obietnicę pochopną, Ten człowiek nie zamierzał cofnąć się przed niczym, Otoczony bierną grupką potakiwaczy. Nie pozwalał na swobodne wsi opuszczenie, Groził za to aresztem i domów spaleniem. Lecz ktoś w końcu go otruł nim zima nastała. Pokaźna część wsi go jednak opłakiwała. Ostrożnie dotykałem popękanej skóry. Niewiele brakło, a zostałyby z niej wióry. Plecy były niczym mięso obite tłuczkiem I po spotkaniu z naszym wbitym w szafkę mruczkiem. Pejcz zostawił głębokie i błyszczące się bruzdy, Czy wchodziłby lepiej w skórę, jakbym był tłusty? Otrzymałem listowną poradę znachora: Każda rana musi być dobrze odkażona. Na stole stał domowy płyn dezynfekcyjny. Szycie każdej rany oznaczało ból silny. Ten człowiek miał manię, aby wszystko odkażać. Rany dziewczyny nakazał wrzątkiem polewać. Był to silny wstrząs dla układu nerwowego. Prawie jak przy paleniu ciała żywego. Po dziś dzień nie mam żadnego odszkodowania Z tytułu nikomu niepotrzebnego lania. Blizny na moich plecach nigdy nie zniknęły. Później, gdy żyłem w mieście, pytania budziły. Zaczął interesować mnie dość kodeks karny. Co mógłbym zrobić, aby zostać znowu zlany? Albo w jakim kierunku miałbym się wykształcić, Co by móc samemu komuś plecy przekształcić? Kiedyś dostałem kosza od córki sołtysa, Lecz później połączyły nas blizny na plecach...
  4. Pavlokox

    Morskie Oko

    Historia ta wydarzyła się przed tygodniem, Kiedy byłem z rodzicami nad Morskim Okiem. Na dzień przed podróżą, ojciec jazdy odmówił. Krzycząc pijany, matkę o nierząd pomówił. Wyjechaliśmy o dziewiątej przed południem, W sam raz, by dojechać o dziewiątej wieczorem. Mama mówiła o wspinaczce w Smoczej Jamce, Ojciec strzelił piwko w korku na Zakopiance. Ojciec parkingu nie umiał zarezerwować, Zatem w ciemno autem zaczęliśmy drałować. Policja zawracała na Łysej Polanie, Tak więc na dziko odbyło się parkowanie. Godzinę później do granic parku doszliśmy Oraz w długiej kolejce się ustawiliśmy. Nie kupiliśmy też wejściówek w Internecie, A to bardzo popularne miejsce na świecie. Gdy zerkałem, jakże daleko droga wiedzie, Ojciec straszył, że autobus po mnie przejedzie. Potem wypił piwo, a godziny mijały. Kolejne fasiągi z grubasami jechały. Była szesnasta. Fiakrzy trzaskali batami. Konie, ledwo zipiąc, stukały kopytami. Gdy jeden padł, ojciec chciał złożyć reklamację, Choć i tak nie zdążylibyśmy na kolację. Nie przypuszczał jeszcze, jak będzie zszokowany, Gdy ujrzy, że passat został odholowany… Matka zakryła podkładem podbite oko. Taka to była wycieczka nad Morskie Oko…
  5. Zdarzyło się to piętnaście lat przed pandemią. Bardziej niż nadwagą martwiłem się anemią. Na osiedlu miała miejsce gra, jak co roku. Brały w niej udział szkoły z okazji roztopów. Dopiero, co opuściły nas deszczu strugi, Nadeszła wieść, że umiera Jan Paweł Drugi. Nieważne, czy ktoś stary, czy jeszcze nieborak, Ciężko uwierzyć, że odchodzi papież Polak. Niemniej jednak, turniej szkół został dokończony, A wynik roztopów z radością ogłoszony. Moja podstawówka, jak zwykle, przejebała, Bo pewna kujonka na kompach się nie znała. Myśleliśmy, że papieżowi się poprawi. Na plac św. Piotra przybyli ciekawi. Lecz z biegiem czasu wieści były coraz gorsze. Ojciec płakał, a ja grałem w "Need for Speed: Porsche". Wieczorem w Jedynce puszczono Jamesa Bonda. Matka sprzątając wiła się jak anakonda. Przed dziesiątą Sean Connery zniknął z ekranu. Nadszedł komunikat, co do papieża stanu. Jan Paweł Drugi oddał się Pana opiece. Ojciec zgasił światło oraz zapalił świece. Odmówiliśmy różaniec oraz koronkę. Z nudów patrzyłem na wielkanocną święconkę. Potem ogłoszono żałobę narodową. W następstwie odwołano dyskotekę szkolną. Usłyszałem, jak ojciec wziął z lodówki wódkę. Zabrakło godziny policyjnej w majówkę... Ojciec słyszał moje narzekanie w pokoju Oraz nie zamierzał zostawić mnie w spokoju. Przyszedł i zaczął od szkolnych rzeczy kontroli. Akurat miałem na biurku zeszyt kolegi. Na marginesie znajdował się wiersz o treści: "Jan Paweł Drugi Zajebał mi szlugi" I rysunek Matki Teresy "z katapulty". "Czyżbyście praktykowali szatańskie kulty?! Masz ty w ogóle rozum i godność człowieka?! Będziesz mi tu szkalował papieża Polaka?! Myślisz, że można obrażać Ojca Świętego?! Żebyś nie posmakował pasa skórzanego!" Ojciec chwycił mnie i rzucił o meblościankę, By następnie siąść przy pianinie i grać "Barkę". Później padł na kolana i modląc się słowami: "Wierzę w Ciebie Boże żywy. W Polsce jedyny prawdziwy..." Zapłakał gorzkimi oraz rzewnymi łzami. W domu zapanowały większe obostrzenia. Codziennie czekał mnie test z biografii papieża. Wychodzić z domu mogłem tylko do kościoła. Co tydzień przekładał otwarcie komputera. Powrót do normalności oznajmił w wakacje. Benedykt zaszczepił nam wiarę w swoje racje. Nadeszły lecz kolejne fale psychozy. Przed ojcem nie uchronił nas Baranek Boży.
  6. Pavlokox

    Adrian

    Kiedy byłem w ostatniej klasie podstawówki, Popełniłem błąd i zaznałem jego skutki. W szkole był chłopak niepełnosprawny psychicznie. Innymi słowy, nie zawsze myślał logicznie. Miał na imię Adrian i chciał zostać prezydentem, Lecz perspektywy miał w rzeczywistości smętne. Matka nie zgadzała się na szkołę specjalną, Co też sprawiało mu rzeczywistość koszmarną. Wielu innych uczniów się na nim wyżywało. Mi zachowywać się tak nigdy nie przystało, Acz jeden feralny raz zażartować chciałem I na korytarzu plecak mu odebrałem. Adrian czym prędzej chwycił plecak, by go wyrwać. Wtedy tkanina tornistra zaczęła pękać. Materiał rozerwał się ciut powyżej zamka. W tamtym momencie zapadła nade mną klamka. Lecz zniszczenia plecaka na celu nie miałem. Za wszelką cenę, jak w "Dark", cofnąć czas pragnąłem. Nawet jeśli, przyszłość była już określona. Z wnętrzności tornistra ziała dziura ogromna. Przez tą sytuację zapadł na mnie strach blady. Jak mam wytłumaczyć przyczyny tej szkarady? Rzekłem Adrianowi, by nie mówił nikomu I koledze, co obserwował po kryjomu. Nazajutrz już o wpół do ósmej byłem w szkole. Już zapomniałem o plecaku i matole. Stanąłem przy płocie razem z moim kolegą I dłuższą chwilę rozprawialiśmy nad Tibią. Wtem spostrzegłem Adriana oraz matkę jego. Dopadło mnie wspomnienie czynu haniebnego. Adrian targał na plecach swój stary tornister, A mi spodnie zmieniły się w pełen kanister. "Co ty kurwa wczoraj zrobiłeś Adrianowi?" - Wykrzyknęła matka ku mojemu strachowi I rozerwanym plecakiem zaczęła machać. Nie pozostało mi nic, tylko się rozpłakać. Dalej płakałem, kiedy poszliśmy na lekcje. Matka Adriana przyszła, by zgłosić obiekcje. Zaklinałem się, że nic złego nie zrobiłem I w geście desperacji krzesło przewróciłem! Wydawało się, że wszyscy mi uwierzyli, Lecz już na przerwie szkolne kamery sprawdzili. Monitoring korytarza zarejestrował Moment, gdy materiał plecaka się rozerwał. Potem jeszcze kumpel pogrążył moją hańbę, Tłumacząc się, że przecież tylko mówi prawdę. Nader szybko nadszedł dzień zebrań z rodzicami. Szkolny parking zapełnił się samochodami. Moi wybrali się wspólnie i sam zostałem, A w czasie ich absencji się masturbowałem. Cóż mi zostało innego, a czasu krocie. Serce zabiło znów mocniej przy ich powrocie. Zapytałem taty, gdzie mama się podziała. On na to odparł, że po plecak pojechała... Nie wiedząc, co począć, wróciłem przed komputer. Nagle spostrzegłem, że ojciec wyłączył router. Wpadł do pokoju i odpiął z listwy peceta. W tym momencie poszła się jebać w grze rozgrywka. Moja postać w Tibii na serwerze została. Przez najbliższą godzinę wpierdol dostawała. Ojciec rzekł: "Na ciebie jest tylko jeden sposób. Poczekamy jeszcze tylko na matki powrót." Kazał pójść do szafy i wybrać pas pod lanie. Mogłem wziąć dowolny - wszystkie były te same. Położyłem się poprzez kanapy oparcie I w jej materiał z ekoskóry wbiłem kłykcie. Zsunąłem do kolan spodenki oraz majtki, Aby odsłonić przed ojcem gołe pośladki. Położył poduszkę, bym mógł bardziej się wypiąć. Chwilę jeszcze myślał, czy by mnie czymś nie przypiąć. Nie myślał o innych wychowania sposobach. Gdy byłem ready, położyłem pas na biodrach. A dostać miałem dokładnie trzydzieści razów. Oto cena plecaka w jednym z Leader Price'ów. Była to podróbka z szyldem "Toni Hilfinger". Konserwatywny dom pochwaliłby Ratzinger. Modliłem się wtem słowami: "Wierzę w Ciebie, Boże żywy, W Polsce jedyny, prawdziwy. Proszę, by już nie pił tata. Więcej nie dotknę siusiaka." Głośne plaśnięcia słychać było w całym domu. Sąsiedzi nigdy nie powiedzieli nikomu. Bywało, że ojciec sięgał po dyscyplinę. Uderzenia były ciche, a pręgi sine. Ponadto, znacznie głębiej wrzynała się w skórę. Trudno było wtedy walczyć z potwornym bólem. Ojca nie wzruszało, że jego syna boli, A matka cicho nuciła "Codzienność" Goyi. Potem zapytała, czy może też spróbować I drugą dziesiątkę zaczęła aplikować. Tandetny plecak sprowadził mnie na manowce, A razy pasem po tyłku były stanowcze. Zacisnąłem zęby i nie krzyczeć się starałem. Aby łatwiej znieść ból, nóżkami też skręcałem. Jednak pieczenie było coraz bardziej intensywne. Wbrew woli, zacząłem wydawać jęki liczne, Które stopniowo przeszły w ciągły krzyk oraz płacz. Czułem, jakby do tyłka dobrał mi się żarłacz. Trzaski i krzyki zmieniły się w żwawy dialog. Lanie i szlabany tworzyły kar katalog. Każde smagnięcie zostawiało palący ślad. Gdyby ktoś mnie później wymasował, byłbym rad. Spuchnięte pośladki paliły ogniem żywym. "Następnym razem dostaniesz biczem prawdziwym." - Rzekł ojciec, skąd miałby go wziąć nie wyjawiając I udał się w stronę drzwi, spodnie poprawiając. "Następnym razem wejdź do szafy powąchać pas. Poczujesz smród bólu, to odechce ci się w czas". Nim wyszedł z pokoju, jeszcze kopnął mnie w dupę Oraz rzekł, że nie stać ich było na aborcję. Z widoczną erekcją udał się do sypialni, Gdzie czekała już matka - byli kuriozalni. Po dłuższej chwili, odkąd skończyło się lanie, Czułem ciepło oraz przyjemne pulsowanie. Zamknąłem się w łazience, by obejrzeć ślady. Sine pręgi miały charakter ciastowaty. Przez tydzień mieniły się kolorami zorzy. Nie ma chuja we wsi, jak mój tatuś batoży. Szkoda, że nikt z tych, co w szatni tłukli Adriana, Nie dostał, tak jak ja, na gołą skórę lania. Musiałem dać mu plecak przy kolegów masie, A także pocałować go przy całej klasie! Tak kazała pedagog, choć trwała pandemia. Ze wstydu marzyłem, by zapaść się w podziemia! Później, w szatni Adrian obrywał rutynowo. Wzięto mu rzeczy i kopano wyczynowo. Mimo, że moja szczęka została złamana, Postanowiłem stanąć w obronie Adriana. Poleciłbym więc lanie każdemu rodzicowi, Bo najlepiej uczy to, co po prostu boli.
  7. Pavlokox

    Geneza

    Wydarzyło się to, gdy byłem małym chłopcem. Choroba chciała sprowadzić mnie na manowce. Dostałem duszącego kaszlu i gorączki. Nie czułem też smaku i zapachu golonki. Bolały mnie plecy i złapały mnie dreszcze, A było to w latach dziewięćdziesiątych jeszcze... Matka urwała się, by wziąć mnie do lekarza, Lecz prawa jazdy niestety nie posiadała. Ojciec zwykle o tej porze był już pijany. Było jasne, że o pomoc dziadka spytamy. Niczym na wezwanie z Ubera aplikacji, Podjechał hondą accord IV-tej generacji. Miała dwa litry i aż dziewięćdziesiąt koni! Plus przedni napęd, co przed poślizgiem nie chroni. Nad ranem bardzo dużo śniegu napadało. Podjazd w górę spod bloku mocno zasypało. Matka otwarła drzwi i z hondy wyskoczyła, Po czym stanęła za autem i pchać zaczęła. Ważąca przeszło tonę honda ani drgnęła. Drobna matka uparcie na nią napierała. Gaz do dechy nacisnął dziadek po bajpasach I wtem matka poślizgnęła się na obcasach. Rozpaczliwie próbowała chwytać bagażnik, Lecz pojazd przewrócił ją jak wielki drapieżnik. Matka za tylną szybą pojazdu zniknęła, A potem honda o cały metr się stoczyła. Widząc to, zacząłem krzyczeć i robić siku. Płakałem oraz wierciłem się w foteliku. Darłem się i ryczałem zupełnie nieskrycie, A matka w tym czasie walczyła o swe życie... Pomimo, że modliłem się przed Panem Boziem, Honda zsunęła się, gniotąc matkę podwoziem... Dziadek nie mógł skupić się przy moim wrzasku. Szarpał biegi, a matka była wciąż w potrzasku. Śnieg spod kół zaczął na jakiegoś kundla sypać. Wściekłe zwierzę najpierw zaczęło na nas szczekać, A następnie szarpało przygniecioną matkę, Po czym znudzone nasikało na nogawkę. Pod blok przyjechała karetka, straż i pały. Służby wolno matkę spod hondy wyciągały. Matka była, jak na co dzień, poobijana. Była też przez rurę wydechu oparzona. Ojciec nie zszedł, tylko z balkonu obserwował. Dostrzegłem jak przez chwilę głową w mur uderzał. Potem wziął lornetkę i zaczął obserwować, Później zaczął w tę i z powrotem spacerować. Na moment wychylił się tak, jakby zamierzał skoczyć, Lecz spuścił głowę i zdołał do środka wkroczyć. Dziadek cały czas czynnie udzielał pomocy. Zaproszono go do policyjnej karocy. Policja prawo jazdy zatrzymać mu chciała. Wyjął z kieszeni pięć dych. Mandat wypisała. Mój dziadek częstokroć korupcję praktykował, Odkąd w Auschwitz jako Oberkapo pracował. Na Zachodzie nigdy tego nie robił, A jak był w USA nigdy babci nie zdradził. Matkę zabrano na dział chirurgii twarzowej, By zagoić ranę od rury wydechowej. Ojciec do szpitala nie zajrzał ani razu. W dzień powrotu matki jak zwykle dodał gazu. Dlaczego robi to po tym wszystkim, spytała I odpowiedź następującą otrzymała: "Chciałem zaproponować ci rejs parostatkiem, A ty mnie próbujesz szantażować wypadkiem!" Po czym przypierdolił jej tak, że drzwi rozbiła. Leżała wśród szkła na podłodze i krwawiła. Zanim oboje rozwieść się postanowili, Jeszcze dziwne zapalenie płuc przechodzili. Matkę przez miesiąc męczył stan podgorączkowy. Ojciec rzucał się o rosół niedosolony. Raz nacherlał do puszki z piwem i zamroził, A po rozwodzie dużo po świecie się woził. Nie był to człowiek o umysłowych wyżynach. Po latach handlował na jakimś targu w Chinach...
  8. Miałem siedem lat. Zdarzyła się rzecz straszliwa, Która już do końca bliznę mi zostawiła. Za każdym razem, gdy łapała mnie choroba, Zmuszano mnie bym korzystał z inhalatora. Matka robiła weń roztwór soli bocheńskiej - Mieszanki wiecznie wrzącej i dosyć drażniącej. Przyniosła mi go do łóżka z własnej tępoty I wróciła do kuchni, aby tłuc kotlety. Jakież było zdziwienie, gdy krzyk usłyszała, Kiedy woda na moje udo się wylała. Ojciec przebudził się wtem ze snu pijackiego I zaczął powoli zwlekać się z łóżka swego. "Bóg nas ukarał" - załkała zmartwiona mama. Coraz bardziej czerwona stawała się rana. Trzeba było wnet zanieść mnie na pogotowie. Ojciec wziął mnie na barana - raną po głowie! Lecz w końcu sami dotarli sanitariusze. Nie całkiem były trzeźwe ich ciała i dusze. Ku memu narastającemu przerażeniu, Jodyną polali ranę po oparzeniu. Ból był silniejszy niż po laniu którymkolwiek. Przez pół nocy nie mogłem później zmrużyć powiek. "To wszystko twoja wina!!!" - słyszałem zza ściany, Gdy ojciec matką o ścianę rzucał pijany. Czym prędzej przybiegłem do dużego pokoju. Gdy zdjął mi piżamę, krzykła: "Zostaw go gnoju!" Nie zwykłem być na tak ciężkie lanie gotowym. Dostrzegłem krew na papierze toaletowym. Gdy leżałem gotowy do lania na stole, Mój ojciec zgasił matce cygaro na czole. Będąc dorosły poznałem ukrytą prawdę: Ojciec uszkodził inhalatora podstawę. Było to później główną przyczyną rozwodu, A także napisanego przeze mnie pozwu. W końcu mogliśmy zacząć żyć bez tego potwora, Jednak z mojej matki też wyszła niezła zmora...
  9. @ais jest nieco inny, porusza istotny problem. polecam przeczytać:)
  10. Zdarzyło się to, kiedy miałem lat szesnaście, A mój starszy brat miał natomiast dziewiętnaście. Podczas gdy ja kolejną dziewczynę już miałem, Mojego brata nigdy z żadną nie widziałem. Nasi rodzice, którzy na PiS głosowali, Coraz bardziej się moim bratem przejmowali. Pewnej niedzieli brat rzekł, że chce porozmawiać. Myślałem, że chce nam o czymś poopowiadać. Od powrotu z mszy, ojciec pił już trzecie piwo. Trzymał się twardo na swoich nogach o dziwo. Po obiedzie ojciec TVP Info włączył, A brat poprosił, bym do rodziców dołączył. "Muszę wam teraz coś na swój temat powiedzieć..." "Chyba nie będziesz w klasie maturalnej siedzieć?!" - Zaśmiał się ojciec, ale mój brat był poważny. Nie chodziło o szkołę - był odpowiedzialny. "Znalazłeś w końcu dziewczynę?" - ojciec zapytał. "Nie, tato jestem gejem" - mój brat krótko odparł. Ojcowski kufel z piwem upadł wprost na dywan. Książęce wsiąkło pieniąc się. Przemówił tyran: "Więc to wszystko prawda, co mówią w Wiadomościach. Ta ideologia miesza młodzieży w głowach! Od kogo miałbyś dostać tę przypadłość w spadku? Już prędzej wolałbym, żebyś zginął w wypadku." W oczach mojego brata łzy się pojawiły. "Zawsze tato czułem, że chłopak jest mi miły..." "Dość już! Zawrzyj mordę!" - ryknął nasz ojciec basem. "Mówiłem, że za rzadko obrywałeś pasem." Wpadł w szał. Wyciągnął z szuflady stare świerszczyki. Otworzył jeden na jakiejś wypiętej rzyci I zaczął trzymać mojemu bratu przed twarzą. Gdy nie spotkało się to z reakcją właściwą, Ojciec wziął matkę i spódnicę jej podwinął. Mój brat natychmiast ojca od matki odepchnął. Po chwili upadł na ziemię w twarz uderzony Przez ojca, który wyszedł z domu obrażony. Ojciec małą inteligencją się odznaczał. Z wiekiem umysł jeszcze bardziej mu się pogarszał. Matka zachciała mieć toaletkę w pokoju. Ojciec wstawił więc kibel i włączył do pionu... Nie wiedziałem, co powinienem o tym sądzić. Media zewsząd zdawały się o gejach trąbić. Wieczorem, gdy ojca nadal nie było w domu, Zajrzałem do brata, nie mówiąc nic nikomu. On sam za to cicho pod kołdrą popłakiwał, Jednak przed rozmową ze mną się nie wymigał. Brat opowiedział mi o swojej przypadłości, O złym pierwszym razie, innej formie miłości, O strachu przed przemocą na środku ulicy I przed byciem zwyzywanym w szkolnej świetlicy, O całej nienawiści sączącej się z mediów I wygłaszanej podczas narodowych spędów. Powiedział, że ma już kogoś sercu bliskiego. Poznał go przez aplikację czasu swego. A ja zwierzyłem mu się z problemów z dziewczyną. Wciąż lękałem się być między szyną a szyną. Z jednej strony chciałem pierwszy raz mieć za sobą, Jednakże penetracje ze stulejką bolą. Nie chciałem też próbować seksu oralnego, Bo było to dla mnie coś wręcz obrzydliwego. Anal wydawał się być w porządku na filmach. Przy stulejce musiał jednak zostać w marzeniach. Lubiłem też oglądać sceny z chłostą w filmach. Miałem fap-folder ze zdjęciami tyłków w bliznach. Braterska gawiedź zanikła, gdy ojciec wrócił. Jego pijacki ton naszą dyskusję skrócił. "Żeby to w porządnym i katolickim domu, Gdy rząd daje jałmużnę potrzebującemu..." - Mamrotał ojciec i wlazł do pokoju brata, Ujrzał nas obu w łóżku i zmienił się w kata. Pas był ojcowską bronią w rodzinnych relacjach. Kołdra była dobrą tarczą w tych sytuacjach. Gruby rzemień smagał nas skrytych pod pierzyną. W takich momentach byliśmy jedną drużyną. Zasnąłem, gdy w końcu uspokoił się tata. Za plamę na łóżku przeprosiłem też brata. Nazajutrz nasz ojciec do proboszcza wydzwaniał. W sprawie terapii konwertującej rozmawiał. My zaś wyruszyliśmy normalnie do szkoły. Wtem zaczęły za nami iść jakieś matoły. "Ej, pedały!" - usłyszeliśmy za plecami. Chodnik został nam zagrodzony osiłkami. Ktoś kopnął mnie w dupę. Przewróciłem się na żwir. Dostrzegłem, że mego brata tłucze jakiś zbir! Ktoś zadał mi mocny cios - z całej siły w krocze! Bolało tak, że widziałem jak przez przeźrocze. Ujrzałem jeszcze, jak bratu spodnie ściągali. Potem kopli mnie w twarz i dalej butowali. "Raz w dupę to przecież nie pedał!" - usłyszałem. Potem brat zaczął krzyczeć. Przytomność straciłem... Ocknąłem się w szpitalu, w bandaże odziany. Niemal bym zapomniał, że wcześniej byłem sprany. Wtem dotarło do mnie, że nie mam wszystkich zębów. Nie czułem też krocza. Chciałem wyrwać się z więzów! Z korytarza krzyczenie ojca usłyszałem. Kiedy dotarło do mnie, co wrzeszczy - zamarłem. Darł się: "Zabili mnie syna, prowokatorzy!!! Czy są jacyś spoza kasty prokuratorzy?" Ból przeszył całe moje ciało, aż po skronie. Gdybym sięgnął, przycisnąłbym do twarzy dłonie. Chciałbym sam zginąć, lecz czułem mocno, że żyję. Były to najstraszniejsze mego życia chwile. Wkrótce potem wyszło na jaw, co się wydarzyło, Że kilku troglodytów tak nas załatwiło. Po rozmowie z moim bratem, ojciec poszedł chlać. O tym, co się dowiedział, sąsiadowi dał znać. Usłyszał jego syn - cwaniaczek osiedlowy. Już cały Białystok był ubić nas gotowy. Bratu dwie butelki do odbytu wepchano, Za to mi jednym kopnięciem jądra strzaskano. Nie obdarzę już moich rodziców wnukami. Będę kupował hormony razem z transami. "Tu leży pedał." - ktoś grób brata zdewastował. Ojciec myślał nad zmianą frontu, gdy szorował. Kraj winien być strefą wolną od nienawiści, Tak jak rodzina. Może kiedyś to się ziści...
  11. Zdarzyło się to w marcu, dwudziestego roku. Ojciec wrócił z Włoch, nie szusował lecz na stoku. Łapał fuchy i na budowach zapierdalał. Tym sposobem każdy z nas koniec z końcem wiązał. Wraz z ojcem powrócił do nas koronawirus. Zaprzeczyć temu nie mógł nawet Kaczor-świrus. Na szczęście lecz dla mnie, dla ojca oraz mamy, Mieliśmy tylko bardzo łagodne objawy. Wszyscy zostaliśmy objęci kwarantanną. Babcię w bloku obok zostawiliśmy samą. W domu atmosfera była bardzo napięta. Ojca rozwścieczyła porzucona skarpeta. Zagroził, że załatwi mi koronoskopię, A następnie złośliwie stanął mi na stopie. Babcia obchodziła urodziny niedługo. Ojciec kazał mi zadzwonić – tak będzie miło. Telefonu jednak do niej nie wykonałem, A przy każdym myciu rąk, rękawy chlapałem. Ojciec wkurwił się i na komputer dał szlaban. Co tu począć? Nie można nawet wyjść na stragan! Sfrustrowany, w końcu kwarantannę złamałem. Poszedłem do babci i w twarz jej nachuchałem! Pomogłem jej trzymać pralkę przy wirowaniu. Głęboko odetchnąłem wszędzie w jej mieszkaniu… Babcia już od lat na Alzheimera cierpiała. O mojej wizycie nie będzie pamiętała, Lecz wracając, na klatce policję spotkałem. Trzydzieści tysięcy kary od psów dostałem. Spytali, czy nie boję się roznieść wirusa. Rozpłakałem się, mówiąc, że boję się ojca. Jednak zignorował to krawężników oddział. Nim policjanci wyszli, ojciec pas już zdejmował… Dwa tygodnie później babcia źle się poczuła I w przeciągu kilku dni ducha wyzionęła. Nie mogło jej pomóc pleców oklepywanie. Jak się domyślacie, dostałem znowu lanie… Z racji, że dawno lat osiemnaście skończyłem, Odpowiedzialności karnej nie uniknąłem. Jak to w Polsce, dostałem dwa lata zawiasów, Za to, że mą babcię przeniosłem do zaświatów. Jaki będzie morał tej aktualnej wieści? Nie wychodź z domu, bo Cię polski rząd popieści!
  12. Pavlokox

    Ojczymie

    Ojczymie, Dlaczego znów lękam się ujrzeć oblicze Twe? Ojczymie, Dlaczego wyrzuciłeś wszystkie zabawki me? Ojczymie, Dlaczego na prośbę o pieniądze mówisz nie? Ojczymie, Dlaczego zawsze się liczy tylko zdanie Twe? Ojczymie, Dlaczego przekazujesz jedynie wieści złe? Ojczymie, Dlaczego Twój nastrój zjeżdża w dół jak po szynie? Ojczymie, Dlaczego mieszkanie jest znów w cygara dymie? Ojczymie, Dlaczego znów przegrałeś wypłatę w kasynie? Ojczymie, Dlaczego przy Twoim łóżku ma być naczynie? Ojczymie, Dlaczego popijasz wódkę przy dobrym winie? Ojczymie, Dlaczego znów wypowiadasz słowa niepłynnie? Ojczymie, Dlaczego znów leżysz na zdjęciu w biuletynie? Ojczymie, Dlaczego po awanturze siedzisz bezczynnie? Ojczymie, Dlaczego Twój upór jest stały jak w bursztynie? Ojczymie, Dlaczego w pracy boją się Cię doradczynie? Ojczymie, Dlaczego zabiłeś małego kotka w rynnie? Ojczymie, Dlaczego chciałeś zmusić mnie do pracy w młynie? Ojczymie, Dlaczego kazałeś mi czytać o Bezprymie? Ojczymie, Dlaczego nie chcesz zakupić auta w benzynie? Ojczymie, Dlaczego podglądałeś mnie kiedyś w latrynie? Ojczymie, Dlaczego w piwnicy wiecznie trzymasz te skrzynie? Ojczymie, Dlaczego ślady stóp na plaży masz olbrzymie? Ojczymie, Dlaczego znów przekręcasz słowa w polskim hymnie? Ojczymie, Dlaczegoś zjadł na Halloween gotowe dynie? Ojczymie, Dlaczego pojawiasz się nawet tutaj w rymie? Ojczymie, Dlaczego musimy żyć przy Twoim reżymie?
  13. Wydarzyło się to już czternaście lat temu I przysłużyło dość zachowaniu mojemu. Co prawda, było ono wzorowe w dzienniku, Jednakże nauczono mnie czegoś więcej o życiu. W mej klasie, był pewien chłopak upośledzony. Nie było w szkole dnia, gdy nie był on dręczony. Raz, że go biję, zacząłem w szatni udawać. Wredny kolega zaczął komórką nagrywać. Że choć raz, ja będę miał przejebane, liczył. Nie był to pierwszy raz, kiedy on mi źle życzył. Czułem strach, jak okazało się, żem nagrany. Na filmie widać było jak macham rękami, Lecz akompaniowany debila krzykami. Wyrwałem komórkę. Usunąć próbowałem. Skończyło się tak, że wpierdol w szatni dostałem. Później złośliwy kolega krążył po szkole. Wychowawczyni ukazał moją niedolę. Mój kumpel polecił mi schować się do kibla, Na wieść, że do szkoły przyszła matka debila. Tak też uczyniłem, lecz w końcu wyszedłem Oraz na widok tej matki się rozpłakałem, Jednakże ona z uśmiechem mnie przytuliła I rzekła, iż wie, że to nie jest moja wina. Wychowawczyni też wątów do mnie nie miała. Na zebraniu jednak przestrzegała rodziców, By dzieci nie nagrywały swoich wybryków. Matka wróciła z zebrania ostro wkurwiona. Że o wszystkim wiedziała, nosiła znamiona. Zakazała mi komputer na całe ferie. Musiałem też zjeść znienawidzoną mizerię. O tym, co się stało, truła mi tygodniami. Bałem się, że może to trwać nawet latami. W połowie ferii, gdy ojca nie było w domu, Matka weszła z pasem do mojego pokoju. „Kładź się na łóżku i zdejmij spodnie. Majtki też!” – Powiedziała, a przeze mnie przebiegł strachu dreszcz. Gdy poczułem na pośladkach chłodne powietrze, Ledwo stłumiłem wzmagającą się erekcję. Z plaskaniem zaczęły spadać pasy piekące. Nie myślałem, że będzie to podniecające. Krzyczała, że przy mnie jest zawsze kupę smrodu. Lała tyłek, a ja tarłem wackiem do przodu. Plama na moim łóżku się pojawiła. Zafundowaną rżniętkę matka zakończyła. Dostałem wpierdol w szkole, w domu i psychiczny Za to, że miał miejsce postęp technologiczny. Sam marzyłem, aby kręcić krótkie filmiki. Stosunek matki do technologii był dziki. „Nie będzie komórki z kamerą.” – powiedziała. Dziś ze smartfonem w ręku sama popierdala…
  14. Pavlokox

    Maleńki stosik

    Historia ta wydarzyła się na wakacjach. Nie myślałem o potencjalnych komplikacjach. Zamiast jak inni – w złodziejów oraz policję, Wolałem bawić się z kuzynem w inkwizycję. Razem, na wsi, ciemne szaty ubieraliśmy Oraz różne przyrządy konstruowaliśmy. Pewnego razu rodzice poszli do wujka. Zaprosiłem kuzyna i jednego chujka. W szaty poprzebierani dokazywaliśmy I nad tym co zmajstrować kombinowaliśmy. Naszą uwagę zwrócił słup na środku placu. Ojciec zwykł opierać się o niego na kacu. Postanowiliśmy przystroić ten oto słup. Gałęzi i chrustu zebraliśmy kilka kup. Miał on stos do palenia czarownic udawać. Czegoś jednak zaczęło nam w stosie brakować. Udałem się do domu po moją siostrzyczkę – Niespełna dziewięcioletnią, małą dziewczynkę. Zgodziła się do słupa na chwilę przywiązać. Mój kuzyn wszystko na YouTubie zwykł streamować. Poszedł z kumplem na chwilę po lustrzankę starą, A ja zostałem sam z siostrzyczką przywiązaną. Nieopodal paliło się małe ognisko, By usmażyć kiełbaski, a potem zjeść wszystko. Trwało kolejne suche i upalne lato. „Ciężko coś wyhodować” – narzekał mój tato. Nagle, że burza się zbiera zauważyłem. Powiał silny wiatr i bardzo się przestraszyłem. Zaczął podrywać chrust z płonącego ogniska Do stosu z siostrzyczką niebezpiecznego bliska. Czym prędzej, by z pędów ją uwolnić ruszyłem, Lecz rozwiązać sznurków za nic nie potrafiłem. Zebrany przez nas chrust zaczynał się zajmować. Przez gęsty dym siostra zaczęła pokasływać. „Rozwiąż mnie! Rozwiąż mię!!!” – tak, krztusząc się, krzyczała I tym samym coraz bardziej mnie rozpraszała. Gdy, że nie dam rady rozsupłać, już wiedziałem, Jak najszybciej szukać sekatora pobiegłem. Przeszkadzał mi dość znacznie strój inkwizytora. Zrzuciłem sutannę i inne akcesoria. Krzyk mojej siostry stał się znacznie donośniejszy. Marzyłem o końcu wrażeń na dzień dzisiejszy. Gdy w końcu wróciłem do stosu z sekatorem, Przez dym i płomienie podejść nie potrafiłem. Później zjawił się kuzyn z wężem ogrodowym I zaczął stosik gasić z wzrokiem przerażonym. Więzy mojej siostry same się przepaliły Oraz poparzoną dziewczynkę uwolniły. W nadpalonej sukience odbiegła od stosu. Jęczała przez ból pieczonych udek i torsu. Kuzyn skierował na nią strumień wody z węża. Ciekawe, czy z bliznami znajdzie sobie męża. iPhone na statywie wszystko dalej streamował. Mój kuzyn cały czas zimną wodę kierował. „Co tu się wydarzyło?! Ja wam nie ufałem!!! Że tak się skończą wasze zabawy wiedziałem!” – Zaczął krzyczeć ojciec. Matka wybuchła płaczem. Z jej ust czuć było jeszcze wędzonym sandaczem. Moja biedna siostrzyczka cały czas jęczała. Na zdjęcie sukienki wrzaskiem reagowała. Dziesięć minut później karetka się zjawiła, A straż pożarna resztki stosu dogasiła. Medycy stosowali wodę utlenioną. Wiedziałem, że tak postępować już nie wolno! Nim coś rzekłem, ojciec zabrał mnie do łazienki. Dał mi czterdzieści razów kablem od suszarki. Potem wyszedł i objął matkę zapłakaną. Karetka zabrała ich córkę oparzoną. Siostra doznała poparzeń połowy ciała. Trzy miesiące okropne rany zagajała. Mój kuzyn ukarany jak ja nie został. Nikt w domu tego chłopaka nigdy nie chłostał. Jego starzy nie czuli odpowiedzialności I potem ojciec pobił się z wujkiem na pięści. Patostream zyskał na popularności w sieci, Choć YouTube oznaczył go jako „nie dla dzieci”.
  15. Pavlokox

    Mumia

    W gimnazjum wybrałem się na wycieczkę szkolną. Miałem klasę niestety bardzo nieudolną. Trzy doby spędzone w hoteliku nad morzem Były niekończącym się opierdolem. Wychowawcy do późnej nocy pilnowali, Abyśmy alkoholu nie degustowali. Jeden nasz kumpel był sam zakwaterowany. Pobyt ze swoją dziewczyną miał zakazany. Szkoła nie chciała bowiem płacić alimentów. Prawdę mówiąc, to rola prawnych opiekunów. Każdy pokój spędzał wieczór przed telewizją. Nikt nie chciał się zetknąć z nauczycielką-pizdą. Przyznaję, że byliśmy wtedy bardzo durni. Po nocnym seansie filmu na temat mumii, Nastraszyć kolegę się zdecydowaliśmy. Najwyższego z nas srajtaśmą owinęliśmy. Chłop założył też na głowę worek foliowy. Każdy z nas, by wyjść na korytarz, był gotowy. Czym prędzej wszystkie żarówki wykręciliśmy. Z mumią na czele korytarzem ruszyliśmy. Pod pokoju kumpla drzwiami się znaleźliśmy. Bacząc, by nie zaskrzypiały, je otwarliśmy. Kumpel siedział z dziewczyną między kolanami. Dziwka intensywnie pracowała ustami. Słyszałem, że była z pochodzenia krzyżówką Pijaczyny z Ukrainy z jakąś Żydówką. Szlaufiara czym prędzej od kumpla odskoczyła, A z kolei jego twarz się zarumieniła. Nagle przebrana mumia dusić się zaczęła – Plastikowy worek ze srajtaśmą wciągnęła. Próbowaliśmy wyciągnąć go z jego gardła. Przeszkadzała nam przy tym wszechobecność sadła. Dziewczyna jak najszybciej do nas doskoczyła Oraz wciągnięty worek wysysać zaczęła. Ostatecznie pomogło dwóch nauczycieli, Którzy to nasze krzyki z dołu usłyszeli. Powiedzieli nam, że za ten wybryk konsekwencje, Zamierzają wziąć wyłącznie we własne ręce. Zapowiedział nam także surowy wuefista, Że za to zdarzenie czeka nas rekonkwista. Rano cała grupa na plażę się udała. Tam właśnie nasza kara wykonać się miała. W tym celu kazano na brzuchach się położyć I wszystkim kolejno kąpielówki zdejmować. Geograf wziął do ręki szkło powiększające, Aby skupiać na tyłkach promienie słoneczne. Cały ten proceder był bolesny koszmarnie. Gdybym miał taką możliwość, wybrałbym lanie. „Widzę, że ktoś w twoim domu ma ciężką rękę…” – Rzekł geograf, gdy zobaczył niejedną pręgę. Tak więc z wycieczki z pamiątkami wróciliśmy. Wypalone kutasy na tyłkach mieliśmy. Jaki tej opowieści zatem morał będzie? Z plastikowym workiem trzeba uważać wszędzie.
  16. Na Dzień Dziecka wziął mnie na ściankę wspinaczkową. Liczyłem, że nie skończy się to awanturą. Pomimo, że przyjechaliśmy samochodem, Mój ojciec nie zastanawiał się nad browarem. Zanim zdążyłem się przebrać w szatni dziecięcej, Pił drugiego komesa z browaru Książęce I wpatrywał się w moje spodenki obcisłe. Jedynie strach pomógł mi przejść trasy trudniejsze. „A może pan też spróbuje nim wyjdziecie?” – Zaproponował instruktor dość sympatycznie. Mój ojciec, który był już po trzecim komesie, Kręcił teatralnie głową. Czekałem w stresie. W końcu zgodził się i zasady lekceważąc, Z wszystkich bloczków korzystał naraz, się wspinając. Nagle, pod wpływem swego ciężaru wielkiego, Ojciec spadł w konsekwencji bloczka urwanego. Podpity facet zerwał się jak oparzany I oznajmił, że natychmiast do dom wracamy. Niemal znów upadł, gdy obrócił się na pięcie. Przeklął i wtem szarpnął mnie boleśnie za rękę. Na parkingu chciał do bagażnika mnie wepchnąć. Przez tunel zdołałem na tylnej kanapie siąść. Liczyłem, że najebus choć rusza ostrożnie. Kiedy jednak z piskiem opon wyrwał gwałtownie, Do bagażnika z powrotem przez tunel wpadłem I tak do samego blokowiska jechałem. W mieszkaniu ojciec rozrabiał w pijackiej werwie. „Ściągaj łachy i schowej siura, bo łoberwie!!!” – Za drzwiami mego pokoju czekał już z pasem. Nie przypuszczał, że matka zajebie mu gazem… Poczułem tąpnięcie, gdy gruchnął o podłogę. Matka wyniosła z mieszkania już pierwszą torbę. Pomagałem jej wynosić pozostałe rzeczy. Tej ucieczce przed potworem nikt nie zaprzeczy. Zamiast starać się odpocząć od miejskiej hicy, Na urlop jeździliśmy do innej dzielnicy, Lecz teraz szansa na nowe życie powstała. Stałem w sieni, gdy nagle matka oniemiała. Mój ojciec oblał ją brudną wodą z butelki. Dostrzegłem, że w ręce trzyma jakieś dwie świeczki. Nim poczułem zapach benzyny, ogień buchnął. Gwałtowny podmuch na korytarzu mną huknął. Ryk matki zagłuszał histeryczny śmiech ojca. Nie dość, że płonie, to dawno nie miała bolca. Sąsiedzi, w międzyczasie, już pomoc wezwali. Było pewne, że całe mieszkanie się spali. Z płomieni wybiegł nasz pies, lecz cały i zdrowy. Nikt nie był opieki pełnić na nim gotowy. W drodze do domu dziecka me oczy łzawiły, Bowiem mój laptok i wszystkie gry się spaliły… Nasz pies trafił do najbiedniejszego schroniska. Taki był mój najbardziej pamiętny Dzień Dziecka…
  17. Znów miesiąc na niedzielę handlową czekałem. Podczas zakupów rodziców, sam zostawałem. Wróciłem z mszy, a rodzice w korkach stanęli. Wtedy już pewne zaufanie do mnie mieli. Zamknąłem się przed naszym psem w dużym pokoju. Otarłem powierzchnię magnetowidu z kurzu. W szufladzie ojca starą kasetę znalazłem. Niemal od miesiąca to wszystko planowałem. Starą taśmę do magnetowidu wsunąłem, Z nadzieją, że głowicy jeszcze nie zatarłem. Ekran czołówkę starego filmu ukazał. „Angelika i sułtan” – taki tytuł wskazał. Poczułem intensywniejsze bicie w mym sercu. Przewinąłem film do kluczowego momentu. Piękna Angelika była już przywiązana. Moja ręka w stronę spodni powędrowała. Zgodnie z rozkazem tytułowego sułtana, Angelika została z sukni rozebrana. Potem zaczęto ją chłostać biczem po plecach. Ręka zaczęła rytmicznie przyspieszać w majtkach. Zignorowałem szczekanie psa w korytarzu, Skupiając się na Angeliki biczowaniu. Doszedłem, gdy Angelika w łóżku leżała Oraz z otwartymi ranami stękała. „Tak się powinno postępować z kobietami!” – Rzekł ojciec, a ja zasłoniłem się rękami… „Wkrótce powtórka!” – oznajmił sułtan w berecie. Tak bardzo chciałbym żyć w tamtym świecie…
  18. Dziesięć lat minęło, odkąd się wychłostałem. Jako gimbus skakanką się ubiczowałem. U szkolnej higienistki wszystko się wydało, Gdy kilka osób me sine plecy ujrzało. Do końca gimnazjum z dala się gdzieś zaszyłem; Liceum i studia w innym mieście kończyłem. Po obronie zacząłem pracę w korporacji. Dni mijały na przyznawaniu innym racji. Zbliżał się coroczny wyjazd integracyjny, Podobno zawsze zakrapiany i prawilny. Zacząłem robić porządki przed pakowaniem. Nie przypuszczałem, że zakończy się to laniem. Znalazłem głównie sporo różnych starych ciuchów, Pamiętających ludzi, którzy są wśród duchów. Była też skakanka, która tak namieszała. Wstąpiła we mnie nagle żądza niesłychana. Czym prędzej zrzuciłem z siebie odzienie górne. Postanowiłem użyć elementy wtórne. Drżącymi rękoma spinacze wyginałem I naokoło rzemienia je owijałem. Głośno świszczały, gdy brałem zamach ilekroć. Ból był silniejszy, szybko poczułem krwi wilgoć. Po uprzednim pejczyka w wodzie wypłukaniu, Schowałem go w szafie do następnego razu. Zacząłem myśleć, czy błędu nie popełniłem. Lada dzień na wyjazd z pracy się wybierałem. Tym razem nikt nie zmusi mnie, by się rozbierać, A kobiet i tak nie było mi dane wyrywać. Opatrzyłem plecy, skończyłem pakowanie. Na drugi dzień rano byłem już w autokarze, Gdzie popijawa od razu się rozpoczęła I do imprezy w hotelu towarzyszyła. Wiksa w pięciogwiazdkowym SPA była dość gruba. Popijałem whisky, patrząc na kobiet uda. Nagle zagadała do mnie jakaś dziewczyna. Wydawała mi się być całkiem atrakcyjna. Najpierw przez krótką chwilę razem tańczyliśmy, A następnie bardzo długo rozmawialiśmy. Ona również wypiła sporo alkoholu. Spytała, czy możemy sprawdzić coś w pokoju… Szedłem z nią korytarzem podekscytowany. Czy nadszedł właśnie moment tak oczekiwany? Kiedy tylko przekroczyliśmy pokoju próg, Rzuciła się na mnie, wpychając język do ust. Poczułem ból, gdy rękę za kark mi włożyła I w ten sposób, o stanie pleców przypomniała… Przez nie, nie mogłem się przecież przy niej rozebrać. Musiałem natychmiast tej gry wstępnej zaprzestać! „Czy coś złego się stało?” – dziewczyna spytała, A ja na to, że nie całkiem mnie przekonała… Wtedy spojrzała na mnie srodze zaskoczona, Odwróciła się oraz wyszła obrażona. Usiadłem w łóżku i całkiem się załamałem. Znów okazję na pierwszy raz zaprzepaściłem. Przejrzałem Tindera i wróciłem na bankiet. Nie miałem jednak ochoty wchodzić na parkiet. Usiadłem przy stole i zacząłem pić whisky. Wciąż będą mi dane tylko ręczne wytryski, Wypiłem kolejnych mililitrów czterdzieści I dalszy ciąg znam tylko z licznych opowieści… Ponoć najpierw głęboko zasnąłem na stole, A potem zeń spadłem, rozrywając koszulę. Ludzie natychmiast podbiegli do mnie z pomocą I zaniemówili, gdy przyjrzeli się plecom. „O kurwa, co on ma z plecami?! Ja pierdolę… Wyglądają, choby przeżył w Stanach niewolę.” „Ja go znam! Do gimnazjum z tym zjebem chodziłem… Też nie mogłem uwierzyć, jak to zobaczyłem. Ten gość nakurwiał się jakimś batem po plecach, A potem jeszcze opisał to w jakichś wierszach…” „Co ty dupisz?! Musi być nieźle pierdolnięty. Jak można bić się samemu?! Co to za smęty?!” „Niezłe sado-maso. Może są na to leki?” „Spod tych plastrów wychodzą mu jakieś zacieki!” „Co by na to jego dziewczyna powiedziała? Moja by się z takim nigdy nie zadawała.” „Jaka dziewczyna?! Która by z takim być chciała?! Przy pierwszej okazji po dupie by dostała!” „Co powinniśmy z nim zrobić? Jak wy myślicie?” „Chuj, niech leży. Może odechce mu się bicie.” I tak leżałem niemal do samego rana. Z sali wyniosła mnie sprzątaczek nowa zmiana. Jeden z menadżerów ujawnił się jako gej, A ja zyskałem marny przydomek: Christian Grey. W drodze powrotnej, na A-Czwórkowym postoju, Podeszła dziewczyna, z którą byłem w pokoju. Zapatrzyłem się nad jej pełnymi ustami, Gdy rzekła: „Więc co zrobiłeś z tymi plecami?”
  19. Wydarzyło się to, kiedy byłem w gimnazjum. Będąc sam w domu, wykorzystałem okazjum. Nie wiedzieć czemu, gdym popęd zaczął odczuwać, Bicie również zaczęło mnie interesować. Rodzice nigdy nie ukarali mnie laniem. Bardzo często myślałem o tym przed spaniem. Raz, kiedy rodzice pojechali na działkę, Poszedłem do Decathlonu kupić skakankę. Skórzany model ponad stówę mnie kosztował. Nikt nie wiedział do jakiego celu się przydał. Przed swojej własnej skóry hardym wychłostaniem, Przeglądałem zdjęcia dziewcząt na Instagramie. Następnie w dużym pokoju zdjąłem odzienie. Wyobraziłem se, iż działam na skinienie. Wziąłem w dłoń rękojeść skakanki zakupionej Oraz zabrałem się do chłosty wymarzonej. Po krótkim wahaniu smagnąłem się lejcami. Poczułem piekący ból między łopatkami. Nieco odważniej, uderzyłem się raz drugi. W sam kręgosłup trafił skórzany rzemień długi. Mimo bólu, coraz to mocniej się chlastałem. Mówiąc do siebie, uderzenia odliczałem. Niczym w transie mijały kamienie milowe: Dziesięć, dwadzieścia… Prawie smagnąłem się w głowę! Nogi zaczęły mi drżeć, niemal się zachwiałem, Jednak wciąż, idąc w zaparte, plecy chłostałem. Licząc razy, słyszałem nie swój głos, lecz kata. Myślałem, co umocować do końca bata. Że jestem niewolnikiem, se wyobrażałem Oraz że swoją dzienną pracę zaniedbałem. Ostatni tuzin aplikowałem w pośladki. Nie przypuszczałem do jakiej to dojdzie wpadki. Wyjęczałem „Sto!” Bat rzuciłem na podłogę. Obejrzałem się w lustrze i poczułem trwogę. Nie myślałem, że plecy będą w tak złym stanie. Rozległe obrażenia sprawiło to lanie: W całości sine, spuchnięte do krwi miejscami. Nie mógłbym się przebrać przed WF-u lekcjami. Szczęście, że miałem jeszcze ważne zwolnienie. Zagoić mi się musiało kostki skręcenie. Co robiłem później, tego Wam nie opiszę. Ja i tak w Waszych oczach już od dawna wiszę. Wychłostane plecy paliły ogniem żywym. Marzyłem lecz wciąż, by dostać batem prawdziwym. Na drugi dzień pod bluzką i swetrem je skryłem I żwawym krokiem do mojej szkoły ruszyłem. Plecom jeszcze daleko było, by wydobrzeć I nie mogłem się o konstrukcję krzesła oprzeć. Po historii wszyscy na WF się udali. Inni niećwiczący wraz ze mną się ostali. Gdy przejrzałem już koleżanek Instagramy, Przyszła wiadomość: do higienistki iść mamy! Zmartwiłem się, zwłaszcza gdy sobie przypomniałem, Że po dziś dzień na badania się nie udałem. Liczyłem, że każą nam ściągnąć tylko spodnie Przed ważeniem, a nie również odzienie górne. Zapadał na mnie coraz to większy strach blady. Jak wytłumaczyć przyczyny pleców makabry? Pomimo, że byłem jeszcze ciągle ubrany, Przywarłem jak najbliżej plecami do ściany. Rozpaczliwie myślałem nad jakąś wymówką. Czy tłumaczyć się rozwolnieniem, czy wysypką? Koledzy w samych batkach wchodzili na wagę. Okropnym było czuć sytuacji powagę. „Czy mogę zostać w koszulce? Chłodno tu.” – rzekłem. „Trzeba się hartować, chłopcze.” – wtedy uległem. Zdjąłem koszulkę, na wagę wbiegłem czym prędzej. Odwróciłem się tyłem. Skończyło się nędzniej. „Gdzie ci się tak śpieszy? Do przerwy jest daleko.” Ktoś z kumpli rzucił: „Boisz się ważyć, kaleko?” Wtedy, po ukończeniu ważenia usługi, Schodząc potknąłem się, wyłożyłem jak długi. W stronę każdego plecami się wypinałem. Usłyszałem komentarze, jakich się bałem. „Jezu Chryste! Co tobie się stało z plecami?!” „O kurwa…” – wyrwało się między chłopakami. Łamiącym głosem rzekłem, iż mam łóżko twarde. Nie wiedziałem, czy wzbudzam podziw, czy pogardę. W ten sam dzień do domu zawitała policja. Traumę sprawiła mi mych działań ekshibicja. Nie chciano mi uwierzyć w samobiczowanie. Twierdzono, że chciałbym ukryć przemoc w rodzinie. Znalazłem się na obserwacji psychiatrycznej. Trafiłem do poradni seksuologicznej I tam dowiedziałem się, czy jestem normalny. Z listy chorób ten fetysz został wypisany, A przynajmniej w niektórych europejskich krajach. Myślałem później o tych liberalnych rajach. Całe szczęście lecz, że nie mieszkałem w Norwegii. Rodzice od razu byliby oskarżeni. Wśród fiordów siedzieliby w celi razem z Breivikiem. Następny bat zakupię gotówką – nie BLIK-iem. Jaki więc będzie tejże opowieści morał? Pamiętaj, byś swój fetysz przezorniej ukrywał…
  20. Tym razem we wrześniu nie poszedłem do szkoły. Cieszyły się z tego niemal wszystkie matoły. Jednakże wolność została nam odebrana. Tragedia to była wprost nie do opisania. Źli żołnierze w obcym języku zwykli mówić. Za małym był, by cokolwiek z tego rozumić. W moim domu nowe osoby się zjawiły. Wszystkie w piwnicy lub na strychu zamieszkały. Zabroniono mi o tym komukolwiek mówić. Głucha cisza nawet, gdy ktoś miał się pierdolić. Rodzice stali się jacyś bardziej nerwowi. Karali mnie tak, by być pewnym, że zaboli. Cieszyłem się, że w domu brakło alkoholu. W końcu mogłem mieć w domu ciut więcej spokoju. Niejeden raz z byle powodu oberwałem, Aż w końcu za nocny powrót kablem dostałem. Poszedłem spać bez kolacji i obolały. Wszystkie osoby w domu bardzo mnie wkurwiały. Ze snu wyrwało mnie walenie do drzwi głośne. Towarzyszyły temu okrzyki donośne. Nagle grupa żołnierzy do nas wparowała Oraz każde piętro dokładnie przeszukała. Niektórzy byli naprawdę bardzo przystojni. W płaszczach, z bronią wydawali się tak dostojni. Wszystkich naszych gości do salonu zabrano. Rodzice mieli miny jakby się coś stało. "Wer ist für diese Situation verantwortlich?" Wskazałem, że ojciec współdziałał z nimi ongiś. "Heraus!!! Tod für alle! Prügelstrafe auch für ihn." Doszukano się najpewniej jakichś przewinień. Wszystkich oprócz mnie i ojca wyprowadzono. Potem zdarto z niego spodnie i położono. Dawniej ojciec często lanie kablem mi sprawiał. Teraz sam głośno krzycząc szpicruta obrywał. Jak go sprali również wyprowadzony został. Jeden żołnierz wraz ze mną w salonie się ostał. Z kuchni czuć było zapach wczorajszego żuru. Patrzyłem przez okno. Wszyscy stali wzdłuż muru. Każdy, kto się tam znalazł został zastrzelony. Ceglany mur stał się nieco bardziej czerwony. Zmartwiłem się. Czekałem na rozwój wydarzeń. Czy mnie to czeka? Nie zrealizuję marzeń? Zabrano mnie i dano zaległą kolację. Dali mi spać i jeść w zamian za informacje. Czasem mi też nacisnąć na spust pozwalano. Po wojnie do nowej rodziny mnie oddano. Moi przybrani bracia Helmut oraz Uwe Pomogli mi ogarnąć niemiecką maturę. Po dziś dzień zamieszkuję w Garmisch-Partenkirchen. Do Polski i Polaków daleko mi jest hen. Czy powinienem był kraj i rodzinę zdradzić? Raczej nie, ale trzeba sobie jakoś radzić.
  21. O kurczę, myślałem że to jakiś portal dla tekstów specjalnej troski, a potem zgooglowałem ;)
  22. Co rok jeździłem latem do Krynicy Morskiej. Uwielbiałem klimat tej miejscowości swojskiej. Nazwę „Relaks” miał mój ulubiony ośrodek. Mógłbym tam normalnie wykopać sobie dołek. W tym roku wziąłem hulejnogę elektryczną. Jak zwykle poznałem gromadę bajtli liczną. Wszyscy hulejnogi mi bardzo zazdrościli. Gdy jeździłem wokół placu – za mną gonili. Co tydzień odbywał się festyn rodzinny. Były gry, zabawy oraz ogródek piwny. Maj rodzice nie chcieli jednak brać udziału. Przychodziły do nich informacje z oddziału. Wobec tego bawiłem się grillem znudzony. Z ogniem byłem już od dawna zaprzyjaźniony. Jakaś baba zabrała mi jednak pogrzebacz. „Bo się poparzysz!” rzekła, gdy chciałem go wyrwać. Głupia cipa nie wie, że na wsi w piecu palę. Na ognisku upiekłbym wursztów całą halę. Wróciłem więc na plac, by jeździć hulejnogą. Na miejscu spotkałem kolegę z miną błogą. Powiedział mi, że mógłbym szybciej na niej jeździć. Na początku nie chciałem wcale mu uwierzyć. Zabrał hulejnogę i pobiegł do pokoju. Wbiegłem za nim po schodach. Nie ufałem gnoju. Na górze był jego starszy brat – programista. Wszędzie z laptokiem siedział ten antymarksista. Ponoć zarabiał dwieście tysięcy miesięcznie. Nie wiedzieć czemu z rodzicami bywał wiecznie. Grubas, od laptoka oczu nie odrywając, Podłączył doń hulejnogę i ją hakując, Zniósł z niej limit dwudziestu pięciu kilometrów. Linijki kodu mignęły zza jego swetru. Wnet straciłem gwarancję i ubezpieczenie, Ale nie to było najgorszym wydarzeniem. Miałem przeto moją siostrzyczkę przypilnować. Zmartwiony na plac zabaw zacząłem drałować. W krótkiej sukieneczce na zjeżdżalni siadała. Sęk w tym, że ta zjeżdżalnia w pełnym słońcu stała. Dało się we znaki globalne ocieplenie. Kto zaprzeczy – ten w mordę dostanie ode mnie. Dziewczynka, podczas gdy z urządzenia zjeżdżała, Równocześnie rozpaczliwie głośno krzyczała. Trzymając się za pupę, wpadła mi w ramiona. Metalowa zjeżdżalnia była rozpalona. Czy na pewno nikt nie patrzy, się upewniłem I sukienkę siostrzyczki w górę podwinąłem. Skóra z tyłka i ud zaczęła już odchodzić. Szkoda, że nie mogliśmy w zimnej wodzie brodzić. Wziąłem ją na ręce, do pokoju zaniosłem. Matka wściekła się. Nazwała mnie głupim osłem. Ojciec zapowiedział pozew i karę dla mnie, Lecz tym razem nie planował sprawić mi lanie… Wieczorem, gdy skończył czytać Gazetę Polską, Wszystkie rzeczy z dużego stolika uprzątnął. Wziął świeczkę i wstawił do kubka na kuchence. Matka razem z siostrą trzymały mnie za ręce, A ja, nagi od pasa w dół, ległem na stole. „Za pińcet plus kupiliśmy ci hulejnogę, A ty szwestrą nie umisz się zaopiekować?” Ojciec wziął kubek, aby woskiem mnie polewać. Poczułem parzący ból ud oraz pośladków. Darłem się, aż do drzwi pukała para dziadków. A czy oni mieli do tej kary obiekcje? Nie wiem, ale u ojca dostrzegłem erekcję…
  23. Przez pryzmat moich pozostałych makabresek - rozumiem. Jako osobny, niezależny wiersz - myślę, że jest OK.
  24. Bez obaw, bierzmowanie i osiedlową parafię wspominam bardzo dobrze :)
  25. Nigdy już nie zapomnę tamtego przeżycia. W pokoju mieściła się maszyna do szycia. Był też telewizor, łóżko i biblioteka. Na podłodze leżała parafii makieta. Wszyscy bierzmowańcy ten pokój odwiedzali I szczegóły uroczystości omawiali. Ja byłem, jak to zwykle, ostatni w kolejce. Trzecie imię wymyśliłem sobie w kafejce. Miny różne mieli wychodzący z pokoju, Zwłaszcza ministranci, zaprawieni już w boju. Nadszedł mój czas. Otwarły się drzwi mahoniowe. Powitały mnie od księdza proboszcza dłonie. Usiadłem na łóżku. Ksiądz usiadł tuż obok mnie. Zapytał, jakie wybrałem dla siebie imię. Oznajmił, że by bierzmowanie było ważne, Muszę wykonać jeszcze zadanie specjalne. Potem zapytał, jak często się masturbuję Oraz na jakie rzeczy wtedy patrzeć lubię. Potem powiedział, że Pan Bóg nie wszystko widzi. Następnie pokazał mi zdjęcia gołych dzieci. Ksiądz rozpiął rozporek i za rękę mnie chwycił. Nie mogłem uwierzyć, że on się tak nie wstydził. Wyrwałem rękę, a on złapał mnie za krocze. Dalszy ciąg zdarzeń pamiętam jak przez przeźrocze. Rozsypane cukierki, przewrócony stolik… Proboszcz leżący jak zapity alkoholik. Uciekłem z tamtego pomieszczenia w popłochu, Po tym jak przypierdoliłem klesze-pieściochu… Ile tylko sił w nogach biegłem w stronę domu. Nie powinienem był mówić o tym nikomu. Rodzicom mijało popołudnie jak zawsze. Matka sprzątała. Ojciec miał sprawy ciekawsze. Gdy powoli wyszedł z salonu z piwem w ręku, Opowiedziałem, co się stało, pełen lęku. Najpierw ojciec w milczeniu się we mnie wpatrywał, A następnie, czy jestem pijany, zapytał. Zaprzeczyłem, potwierdzając swoją relację. Ojciec rzekł, iż nie dostanę nic na kolację, Po czym zaciągnął mnie do pokoju mojego I kazał pomodlić się do Ducha Świętego. Uklęknąłem pod portretem Anioła Stróża. Na zewnątrz oraz w domu nadciągała burza. Usłyszałem odgłosy rozpinanej klamry. Wiedziałem, że ten wieczór będzie dla mnie marny. Ojciec wrócił do pokoju, dzierżąc w dłoni pas. Nie był to lecz dla mnie ni pierwszy ni drugi raz. Ojciec ogłosił karę, bo kłamstwem zgrzeszyłem. Zdjąłem majtki i na łóżku się ułożyłem. Do pokoju weszła matka i siostra młodsza Jej również nie omijała kara najsroższa. Rzemień lądował na gołym tyłku i udach. W myślach pomodliłem się do Anioła Stróża. Gdy było po wszystkim, sam na łóżku zostałem. Pokryte pręgami pośladki masowałem. O tym co wydarzało się w tamtym pokoju, Nie powiedziałem już nigdy więcej nikomu…
×
×
  • Dodaj nową pozycję...