Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Annie

Użytkownicy
  • Postów

    2 521
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    8

Odpowiedzi opublikowane przez Annie

  1. @Kolos94
    Witam
    Przeczytałam ten wiersz już kilka razy i im więcej czytam, tym bardziej mnie intryguje.
    Przy pierwszym czytaniu, druga cześć też wydawała mi się mało logiczna, nawet miałam wstawić na ten temat komentarz.
    Zaintrygowało mnie, że stoisz " murem " za swoją wersją :-)
    Podobnie jak Deonix_ , statecznie odbieram ten tekst jako w pewnym sensie filozoficzny.
    Peel walczy ,ze swoim cieniem i ze swoim strachem (każdy tak ma)
    To "dręczenie świętym spokojem" przez przyjaciela nie jest wcale takie nielogiczne. Często się zdarza, że dla świetego spokoju porzucamy walkę, swoją drogę, żeby tylko było spokojnie i bezpiecznie,nijako jak radzi życzliwy przyjaciel.
    W dodatku jak mieszka w cieniu to jest po zlej stronie mocy :-)
    Bardzo fajny wiersz
    Pzdr

  2. @Jerzy_Edmund_Sobczak
    Dzięki serdeczne za tak miły komentarz. Bardzo to sympatyczne, że pochyliłeś się nad moim tekstem, absolutnie nie przeszkadza mi, że podłubałes przy nim, wręcz przeciwnie,zmiany- Twojego pióra , wyszły mu tylko na dobre.

    Trochę zmieniłam.

    Odnośnie Pana Bronisława -nie przejmuje się, zaczynam się powoli orientować w temacie . Czasami mnie tylko ręka świerzbi do małej prowokacji, ale to zupełnie bez sensu :-)
    Pzdr

  3. @A_B
    Witam
    Dzięki serdeczne za komentarz.
    Twoja propozycja - słowa , jak płonące kamienie z nieba , bardzo ciekawa.
    Do zastanowienia.
    Meteoryty przechodząc przez atmosferę rozżarzają się do czerwoności,
    jak niektóre słowa w zgestnialej atmosferze :-).
    Będę musiała chyba jeszcze z nimi powalczyć :-)
    Na razie jest powyżej ośmiu w skali beauforta :-)
    Pzdr

  4. Okazało się, że w końcu przyszła moja kolej.

    Pierwszy raz, pierwsze koty za płoty - jak to mówią.

    Bardzo dobrze, bo już miałam dosyć czekania.
    Mój najlepszy przyjaciel - Gabi, ścisnął mi dłoń po męsku. Jeszcze tylko uśmiech na pożegnanie i ostatnia instrukcja:
    - Pamiętaj co by się nie działo, będę zawsze blisko przy Tobie.

    I nie zapominaj o łączu telepatycznym. Jest jeszcze intuicyjne ale to już może następnym razem.- Rzucił.

    - Tu to będzie tylko chwila, a tam będziesz miała trochę więcej czasu na rekonesans. - Dodał z tajemniczym uśmiechem.
    - Ok.- Roześmiałam się promiennie i pomaszerowałam do hali odlotów.
    Tam, jakieś procedury o których wiedziałam, że są konieczne ale nudne jak flaki z olejem.
    Mniej więcej jeszcze raz przypomnienie celu, warunki brzegowe jakie zastanę na miejscu, czas -czyli wiek... i w końcu jestem w blokach startowych.
    Widzę tylko jeszcze jak szef włącza jakiś guzik...i już mnie nie ma. 


    Pędzę tunelem czasoprzestrzennym z zawrotną prędkością, jakieś rozwidlenia, skrzyżowania, błyski świateł od ostrej bieli po fiolet.

    Nie jestem w stanie zareagować ani nić zmienić. Przemożna siła ciągnie mnie w określonym kierunku.
    W końcu powoli zaczynam wytracać prędkość. Spadam teraz teoretycznie tak jakby w dół, w ciemność jak w studnię. Raptem czuję okropny ból, szarpnięcie, coś zaczyna ściskać mi głowę i tracę przytomność.
    Budzę się w pomieszczeniu oblanym delikatnym białym  światłem.
    Usiłuję poruszyć głową, ręką, nogą - nie mogę, kurna chata.
    Nic nie widzę, tylko to rozproszone światło. Jestem ściśnięta w jakimś kokonie, nie mogę się z niego uwolnić, nie działa kreacja myślami, nic nie działa!
    Próbuję wstać, obrócić się, nic z tych rzeczy, leżę jak kłoda.
    Powoli ogarnia mnie strach, jednak mimo wszystko staram się logicznie ocenić sytuację.

    Myślę intensywnie:
    - Co on mi powiedział przed odlotem ? Że co ? Że będzie zawsze przy mnie?
    -Zaraz, zaraz tylko spokojnie, bez paniki muszę się jakoś pozbierać przypomnieć procedury...
    Do cholery, chyba jednak coś poszło nie tak - nic nie pamiętam. A może trzeba było lepiej uważać na zajęciach?

    Chyba spróbuję nawiązać kontakt telepatyczny. Gabi mówił, że to powinno zadziałać.
    Skupiam się, próbuję raz, drugi, trzeci - niestety...

    Nerwy mam napięte do ostateczności. Co innego jednak gadanie a co innego realna sytuacja. Po prostu w końcu nie wytrzymuję i wydaję z siebie donośny krzyk.
    Ze zdziwieniem słyszę tylko jakiś wydobywający się ze mnie kompletny bełkot.
    Teraz to już naprawdę wpadam w panikę, zaczynam drzeć się jak opętana.
    Raptem słyszę głosy, otwieram oczy i widzę nad sobą niewyraźną ale sympatyczną olbrzymią twarz.
    Ktoś uśmiecha się do mnie i gada w jakimś niezrozumiałym języku.
    Chcę go zapytać - gdzie ja jestem? ale nie odbiera mojego telepatycznego przekazu.
    Nagle czuję, że jestem podnoszona. Ten Ktoś przenosi mnie i przystawia do czegoś miękkiego i przyjemnego. Wyczuwam jakiś ekscytujacy zapach, a w chwile potem potworne ssanie w okolicach brzucha .
    Sama nie wiem jak to się dzieje ale przytulam się do tego miękkiego czegoś i ze zdziwieniem zaczynam automatycznie ssać. Płynie jakaś ciepła, pachnąca malinami, poziomkami i truskawkami ciecz.
    Robi mi się tak dobrze, przyjemnie i bezpiecznie, że po prostu zasypiam.
    - Ma pani piękną córeczkę - mówi lekarz, gratuluję.
    - Tak wiem - odpowiada mama z uśmiechem.
     

  5. @A_B
    Witam,
    dzięki za linki , chociaż esej Pani Agnieszki znam, drugi link nie wchodzi . W szkole KUZU są stosowane porównania ale ja nie spotkałam się z taką odmianą Haiku .
    Oczywiście jest to próba wyjścia poza sztywne ramy z zachowaniem jednak pewnych zasad , taka mała prowokacja :-)
    Próbowałam pozbyć się rymu co mi się nie udało jak widać .
    Pzdr

×
×
  • Dodaj nową pozycję...