Było sobie braci dwóch
Chaos i Szaleństwo
Straszne było to rodzeństwo
Drugi milczał gdy pierwszy opróżniał brzuch
Co było przed nami?
Właśnie Chaos brzemienny
Dzięki Szaleństwu gdy swoimi ramionami
Wpleciony w kochanka jak posąg kamienny
Co będzie po nas?
Szaleństwo zgniecie Chaos
A sam spostrzegłszy jaki jest otyły
Podetnie sobie żyły
Przychodzi po ciebie koło wieczora
Lub sam się doń zwracasz gdy twoja pora
Nie wiesz dlaczego
Potrzebujesz jego
Ożywczej siły kojącej zmysły
Zerująciej stres odnawiającej umysły
Lecz jest jedna rzecz ktorej nikt nie docenia
Ciekawe dlaczego przecież tak wiele zmienia
A mianowicie że sen zamyka ci oczy
Na wszystkie okropieństwa nocy
Spojrzał na morze
Pomyślał ,,o Boże''
A Bóg na to
Jak na lato
Walnął gromem
Zalśnił chromem
Wstrząsnął wodą falochronem
A on tylko patrzy
Myśli że to wiatrzy
I odchodzi myśląc ,,burza''
A z nim jego zamknięta dusza
I tak właśnie oto
Wstaje kolejny szary świt
Chyba tylko po to
By zagłuszyć nocy zgrzyt
Lecz nie ma w nim słońca
Na niebie tylko szarość chmur
Wydaje się nie mieć końca
A w tej szarości każdy niczym król
Nie wiedzą tylko że dziś nie przyszło
To ciągle wczoraj w kolejnym dniu
Echo poprzedniego dnia nie wyszło
Ale stoi z każdym tu