Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Waldemar_Sikorski

Użytkownicy
  • Postów

    39
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez Waldemar_Sikorski

  1. Ma droga córeczko, moja mała duszko Wszystkich pragnień i marzeń najskrytszych skarbonko Podejdź bliżej do mnie, powiem Ci na uszko Pewną starą prawdę, i nie bój się Słonko Krzywda, której teraz wspólnie doświadczamy To okrutnej rozłąki stalowe okowy Lecz w miłości naszej, wszystko wytrzymamy Znajdziemy dla siebie dom czekoladowy Kiedyś twoja rączka w mej dłoni się schowa A główkę swą wtulisz w me wątłe ramiona Pójdziemy przed siebie, zaczniemy od nowa Wszystko to się zacznie, kiedy Potwór skona Gdy bezduszny człowiek na wieki odejdzie Wtedy czas pogardy minie bezpowrotnie Nadziei jutrzenka wówczas dla nas wzejdzie Do tej chwili musimy podążać oddzielnie A ja zawsze jestem przy Tobie, Maleńka Choćby kilometrów dzieliło nas tysiąc Choćby ta odległość nie wiem jak była wielka Czuję Twój zapach obok, mógłbym przysiąc Tęsknota to straszna tortura dla duszy Rozrywa ją, szarpie niczym dzikie zwierzę Lecz Potwora, niestety, żaden ból nie wzruszy Ale kiedyś...Ty i ja, ja i Ty...w to wierzę Kocham Cię córeczko najbardziej na świecie Światłem mego życia jesteś od narodzin Nosiłem Cię na rękach i w zimie i w lecie Wiele, przy Twym łóżeczku, nieprzespanych godzin Kiedy Ciebie nie ma, oddycham niepewnie Jak po cienkim lodzie stąpam pełen lęku Jeszcze dzień lub dwa i serce me pęknie Jeśli głosu Twego nie usłyszę dźwięku...
  2. Ty znowu jestes pijany, kolego Prawecki? Czas najwyższy wytrzeźwieć. Zresztą nie, nie będę czekał, lepiej umieszczę w "ignorowanych".
  3. Kiedy On i Ona w internetowej spotkają się przestrzeni W sercach mają lęk i nadzieję, może coś się zmieni Może Los ścieżki ich życia skierował ku sobie By światełko zapalić w tej ciemności dobie Lecz Ona lęk czuje i ma swe powody Kilku przykrych spotkań zniosła niewygody Bo to, co w sieci pięknym się zdawało W realu tylko gorycz i żal pozostawiało Bo ten, co w necie opisywał wschód słońca majowy W realu proponował pokój hotelowy Inny zaś, co wielce szlachetnym się mienił Przy spotkaniu, niczym Jeckyll, w łajdaka zamienił Że grubiaństwo, wulgarność, znieść nie mogła tego Panicznie się bała zawodu nowego Co zawsze dotyka, rani do żywego Skutki wywołując kaca moralnego Nim również targały niemałe obawy Nie chciał stać się pionkiem, przedmiotem zabawy Bał się aby z niego nie zakpiono srodze Kilka ran nie zabliźnionych nosił ku przestrodze Internet, to krok milowy dla całej ludzkości Niezliczonych daje wachlarz możliwości Także cud spotkania z człowiekiem nieznanym I odkrycia światów wcześniej nie zbadanych Ale Oni bali sie zrzucić swe ochronne zbroje Na kolejne ciosy otworzyć podwoje Na powrót zamknięci w światach hermetycznych Wyzbyli się marzeń, wizji romantycznych Czasem Osieckiej słowa On wspomni w zadumie "Kto nie kocha, przegra, choć wszystko rozumie" Czasem Ona z nostalgią o Nim nocą myśli Czasem obojgu niedoszłe spotkanie się przyśni Czy przegrali swą szansę? Któż to wiedzieć może! Tutaj żadna z fusów wróżba nie pomoże Siedzą pewnie teraz przed komputerami Wirtualnymi tylko żyjąc przygodami...
  4. Czasami trzeba ją reanimować dość brutalnie i wbrew wszystkiemu ale...cóż bez niej?
  5. Kiedy zabiorą ci już wszystko I sam zostaniesz na tym świecie Nikogo już nie będzie blisko I zwiędnie twej młodości kwiecie Kiedy ci trwoga zajrzy w oczy I widmo życia przegranego Kiedy alkohol zauroczy Odbierze cud dnia następnego Kiedy już wszystkie argumenty Znaczenie stracą bezpowrotnie Los chwyci za twe brudne pięty By znów zostawić cię gdzieś na dnie To podnieś twarz swą napuchniętą Na promień Słońca i odważnie Prężąc swą pierś wpół zapadniętą Krzyknij że iskra ta nie zgaśnie! Że żaden wicher jej nie zgasi I żaden deszcz jej nie zaleje Że żadna siła nie poradzi By zawlec w hańby gęste knieje Że godność, która jest ci dana Honor, którego już nie kupią Za nic nie może być sprzedana Nawet za miłość naiwną i głupią.
  6. Ależ Panowie, dziękuję za pozytwny odbiór i opinie ale naprawdę nie kosztowało mnie to aż tak wiele. Biorę długopis, kładę zeszyt na kolanie i przelawam na papier to, co rodzi się w mojej głowie. Trochę pokreślę, trochę pododaję po jakimś czasie i to wszystko:) Co do Pani Penelope_Coel to bardzo proszę nie uzurpować sobie prawa do monopolu na rację bo zwyczjnie Pani jej nie ma. Wiersz niesie przesłanie że miłość jest głupia?! Nic bardziej mylnego! Ale zwyczajnie nie chce mi się wdawać w dywagacje i tłumaczyć czegokolwiek. Nie życzy Pani nikomu miłości od kogoś takiego jak ja? Proszę się nie obawiać - jest Pani bezpieczna. Pani Teresie zaś dziękuję za konstruktywną krytykę i pozdrawiam również.
  7. Fraszka dziś taka przyszła mi do głowy, gdym leżał w wannie napełnionej do połowy (Przepraszam za bluźnierstwa, wszakże Fredro też nie gardził mocnym słowem). Smutno ci, mój penisie? Próżno żalisz mi się Jesteś wyposzczony? Brak ci mojej żony?... Oj, nie jej tobie brakuje Chcesz jak inne zdrowe chuje Na dziewicze wyspy płynąć W inne porty chcesz zawinąć Te delicje nie dla ciebie Choć w okrutnej żeś potrzebie Stoisz, czekasz, pełnisz wartę Lecz to wszystko diabła warte Zaśnij, miły mój penisie Niech ma żona przyśni ci się
  8. Dziś, po raz ostatni przyszłaś do mnie we śnie Twe oczy się śmiały zielonym błękitem Jadłaś rozsypane, dojrzałe czareśnie Potem pobiegliśmy, raźno, bladym świtem Chwyceni za ręce pobiegliśmy boso Ku skrzącej się złotem nieopodal łące Ustrojonej mleczami, posrebrzanej rosą Płochliwe przed nami czmychały zające Wiatr rozwiewał Twe włosy, wplatał w nie promienie Złotym runem rozwinął miękki mech pod stopami Stanęliśmy ,zdyszani, przed wielkim kamieniem Nad wyrytymi na nim płakałem słowami "Głupi, kto drwi z cudzej miłości Zamykając oczy na innych cierpienie Solą posypuje rany bez litości W samotności wyda ostatnie swe tchnienie" Ja płakałem, Twój wyraz nie zmienił się wcale Ten sam uśmiech ironii błądził na Twych ustach Ja cierpiałem, Ty wciąż czułaś się wspaniale I pojąłem że to, com kochał, to wydmuszka pusta Że widziałem, com chciał, całymi latami Bielmem zwanym miłością przesłoniwszy oczy Twe żadania wolności mej były katami Lecz czas naiwności i baśni się kończy Ujrzałem że tam, gdziem widział ogrody Tam jeno pustynia i szarość bez miary Gdziem szukał mądrości tam tylko głupoty Gdziem szukał uczucia tam złość i brak wiary I umarłaś we mnie cichutko tej nocy Zostawiając we mnie i pustkę i zawód Ku nowemu światu będę teraz kroczył Barwny przede mną jeszcze dni korowód.
  9. Fiku - miku, miku - fiku, chcę mieć chłopca w kołnieżyku Z samochodem i z polotem Własnym domem, samolotem By był dla mnie miły, czuły Dla innych prężył muskuły Musi więc być zbudowany Mieć tatuaż "Legia Pany" By miał członka przyjemnego I grubego i długiego Nie chcę dłużej żyć z prostakiem Dla innych ochłapy takie Co pracuje po dwanaście A rachunków całe garście Mam takiemu prać, gotować? Dziecko bawić, zmywać, sprzątać? Lakier się z paznokci skruszy A nikogo to nie wzruszy Nie zobaczy nikt solarium Bo wyczyścić trza akwarium Dziecko płacze, tamten krzyczy A ma dusza wyje, ryczy! Kto to wszystko pojąć umie? Kto przytuli, kto zrozumie? Wzięła bym już byle kogo Aby zajął się niebogą Chodzi tylko o pieniądze Już ujarzmię inne żądze Byle konto pełne było Na waciki wystarczyło Więc by kasy miał bez liku Znajdę ja go? Fiku - Miku
  10. Smutny jesteś mój Penisie Nie dziwię ci się Bo choć w gaciach nie noszony Ciągle jesteś przepocony Ciągle smutno zwieszasz głowę Licząc, że ja w czymś pomóc mogę Hmmmm...niestety drogi członku Dziewczęta nie stają w rządku Może to wina facjaty Żem w płeć żeńską niebogaty Że ni drzwiami, ni oknami Ani za dnia, ni nocami Nie pukają kobiet tłumy By wybudzić cię z zadumy Żebyś znów do służby wrócił I sflaczały stan porzucił Czasy szybko się zmieniają Priorytety inne mają Niewiasty dzisiejszych czasów Nie wzbraniają się kutasów Ale nim rozłożą nogi Muszą pewność mieć niebogi Że to nie jest wolontariat Żeś ty nie szlachetny wariat Że prócz zalet niewątpliwych Oczu łzawych, dotknięć tkliwych Nie wyzułeś się z pieniędzy Któż by tkwić chciał w boskiej nędzy Biblijne prawidła swoje A ja bogactw się nie boję Rzekła pewna osiemnastka Zapraszając mnie do gniazdka Ale coś mnie zniechęciło Otrzeźwiło, odzrzuciło Bo choć ona taka młoda W oczach jej jeno wygoda Uśmiech jakiś przyklejony Oczu wyraz nieznajomy Obcy, chłodny, bez uczucia Zrozumienia i współczucia Zadumałem się przez chwilę Może jestem trochę w tyle Może staroświecki nieco I przez to na mnie nie lecą? Lecz miłości szukam innej Spontanicznej i niewinnej By po pierwszej już kolacji Nie doszło do kopulacji. By podchody były tkliwe I nieśmiałe, i wstydliwe By nie pytała z nawykiem Wolisz bez, czy też z połykiem By przez wirus rozwiążłości Innych wyzbyć się radości? A gdy powiem że chcę loda Nie uklęknie, z kuchni poda. Tak więc widzisz członku drogi Jesteśmy jak te niebogi Porzucone w ciemnym lesie Żadna ulgi nie przyniesie Kończąc długie te wywody Nie dla ciebie częste wzwody Musisz sobie radzić sam Ja ci tylko rękę dam!
  11. Dziękuję Panie Kajetanie za opinię ale zapewniam Pana uprzejmie, bez sarkazmu, że nie, nie trzeba. Nie trzeba niczego wyjaśniać, tłumaczyć, pisać czy mówić jaśniej. Dlatego że to, co jest we mnie, przelewam na papier bez niepotrzebnych wątpliwości czy obaw. Zrozumie ktoś czy nie? Jakie to ma znaczenie? Nie piszę dla poklasku czy zwrócenia czyjejkolwiek uwagi, piszę bo czuję potrzebę wewnętrzną i nie pragnę być zrozumiany przez wszystkich bo to utopia. A jeśli nikt tego nie będzie rozumiał? Będzie to oznaczało tylko tyle, że wysyłam listy bez adresu. Podrawiam serdecznie.
  12. Ziarnko za ziarnkiem się przesypuje Klepsydra życia czas mój odmierza Korozja duszy wciąż postępuje Ja ideałom się sprzeniewierzam Żyję jak inni, choć żyć tak nie chcę Puste to słowa, puste nadzieje Żyję w kieracie i w miejscu drepczę Prochy me wiatr jednako rozwieje Czas mój się kończy na tym padole Brzytwa Okhama, światło w tunelu Lecz ja tak chcę, tak muszę, tak wolę Przecież przede mną poszło już wielu Bladoniebieskie pastylki w garści Kierunek wskarzą mojej przyszłości Nie usłyszycie ode mnie wieści Nie poczujecie mej obecności Ale nie rońcie łez przyjaciele Kiedyś nam przecież spotkać się przyjdzie Wysilcie pamięć, chwil jest tak wiele Ja tu spokoju nie znajdę nigdzie...
  13. Zaiste, wkurwiony jestem Boże Boś był chyba nie w humorze Gdyś mnie na ten świat sprowadził Bym sobie i innym wadził W Księdze piszą że masz plany Każdy żywot już spisany Więc dlaczego pod Twym niebem Trafiam wciąż w zaułki ślepe? Krzyczę, wołam, głucho wszędzie Serio? Tak już zawsze będzie? Nie usłyszysz? Nie pomożesz? Ech...wkurwiony jestem Boże.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...