Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Znajdź zawartość

Wyświetlanie wyników dla tagów 'wikingowie' .

  • Wyszukaj za pomocą tagów

    Wpisz tagi, oddzielając je przecinkami.
  • Wyszukaj przy użyciu nazwy użytkownika

Typ zawartości


Forum

  • Wiersze debiutanckie
    • Wiersze gotowe
    • Warsztat - gdy utwór nie całkiem gotowy
  • Wiersze debiutanckie - inne
    • Fraszki i miniatury poetyckie
    • Limeryki
    • Palindromy
    • Satyra
    • Poezja śpiewana
    • Zabawy
  • Proza
    • Proza - opowiadania i nie tylko
    • Warsztat dla prozy
  • Konkursy
    • Konkursy literackie
  • Fora dyskusyjne
    • Hydepark
    • Forum dyskusyjne - ogólne
    • Forum dyskusyjne o poezja.org
  • Różne

Szukaj wyników w...

Znajdź wyniki, które zawierają...


Data utworzenia

  • Od tej daty

    Do tej daty


Ostatnia aktualizacja

  • Od tej daty

    Do tej daty


Filtruj po ilości...

Dołączył

  • Od tej daty

    Do tej daty


Grupa podstawowa


Znaleziono 2 wyniki

  1. Saga Wierszem o Hawardzie z Fiordu Lodowego (Na podstawie polskiego przekładu Hávarðar saga Ísfirðings) Tekst powstał w celu popularyzacji sag islandzkich i ćwiczenia się autora w dłuższych formach ;) I Tak się starej historii treść wiersza zaczyna, Że Haward z Mchu Modrego miał Olafa syna. Był on rodu świetnego i choć już nie młody, To w młodości przeróżne odbywał przygody. Główny ciężar potyczek nań zawsze składano, Do czasu aż otrzymał ciężki cios w kolano. Szczęściem syn wdał się w ojca. Mężniał z każdą wiosną, Podobny do jesionów co z nich woje rosną. Olaf będąc wyrostkiem słynął wśród gawiedzi, Że miał ciepło, charakter, oraz kark niedźwiedzi, Bo na mrozie najsroższym nic nie miał w ogóle, Jak jeno z ubrań portki i lichą koszulę. Jesieni pewnej ludzie z Fiordu Lodowego Spędzali bydło z pastwisk, jak roku każdego I jak często bywało nie wszystko wróciło. Pogłowia baraniego znacząco ubyło. Wyruszył tedy Olaf między połoniny Tuż przed przed pierwszymi śniegi by szukać zwierzyny. Na nic były mu wiatry prosto w twarz wiejące, Na nic zimno i nisko palące się słońce. Schodził wszystkie ścieżyny, aż odnalazł trzodę. Z nich aż do sześćdziesięciu, miał roszczenia gode* Ponad Fiordem Lodowym. Torbjoern miał na imię, Był on synem Tjodreka. Torbjoern z tego słynie, Że choć był z cnego domu, porywał dziewczęta I bywało, że z chaty była która wzięta. Napadał na sąsiadów i spędzał z majątku, Tak, że nikt się nie ważył dać mu do rozsądku. Olaf oddał ze zwierza co komu należy. Za przykład go stawiano ówczesnej młodzieży. Przybył tedy do Badfarm- siedziby godego- A było to nad rankiem i właśnie dlatego Pustym zastał podwórze, na które zawitał. Wszyscy siedzą przy stołach- nikt gościa nie witał. Tedy Olaf łomocze do drzwi raz za razem. Otwiera mu Sygryda. Torbjoerna ukazem W Badfarm od niedawna młoda gospodyni. Ona to Olafowi uprzejmości czyni. Była z dobrego rodu, miała posiadanie, Które iść było miało na jej utrzymanie, Zaś w wypadku Sygrydy do domu odejścia. Nie pozostać w granicach Torbjoerna obejścia. Chciała służyć gościowi jak najdoskonalej, Zaprasza go do wnętrza- on nie chce iść dalej, Tylko by o baranach wieści przekazała Oraz, że to uczyni szczere słowo dała. Jak łatwo jest pomylić niewinne spojrzenia, Wiążącą się powoli nić porozumienia, Z namiętnością skrywaną tak pieczołowicie Że sama nie jest pewna, czy wejść może w życie. Podobnej są natury, lecz w zawistnym oku, W każdej widać zalążek podłości i mroku- Rozmowę podsłuchał Wakr, Torbjoerna siostrzeniec, Mały, a piegowaty, złośliwy młodzieniec. Przeto spieszy do wuja, by przynieść nowiny Co się stało u progu Torbjoerna dziedziny. "Ten chystek, Olaf, przywiódł zagubione stado." "Bardzo dobrze uczynił"- "O najcięższa zdrado! Z sposobności skorzystał aby u podwoi Ranek spędzić przy boku gospodyni twojej. Widziałem jak rzuciła mu ręce na szyję." "Tego mu nie daruję, nigdy póki żyję! Mimo, że chłop to dzielny." Rzekł gode z złą miną. Olaf wrócił do domu i tak rok upłynął. "Że odwiedzał Sygrydę", szła wieść wśród czeladzi "Nawiązali stosunek", "Byli sobie radzi." Ile prawdy w tych słowach nikt dzisiaj nie zmierzy Lecz bolało godego gadanie pasterzy. Nadeszła znowuż jesień, nie wszystko wróciło. Pogłowia bydlęcego znacząco ubyło. I znowuż poszedł Olaf, przed pierwszymi śniegi I ponownie odnalazł baranie szeregi I każdemu oddaje co mu się należy. Wszystkim przypadł do serca- jednemu nie leży. Torbjoern był zły podwójnie: Raz, że go kochają, A dwa, że o Sygrydzie i nim rozprawiają. Wakr zaś wuja podjudzał, w którą mógł godzinę. Drugi raz pędzi Olaf do Badfarm zwierzynę. Podwórze opuszczone, więc bieży do dworca I rzekłbyś że nie Olaf, a jaki poborca Z toporem i skarboną wszedł tam nieproszony Aby w skarbcu godego zatopić swe szpony Bo nikt głowy nie podniósł. Co to znaczyć może? Olaf stanął u ławy i wsparł na toporze: "Zapytam poprzód zasię, męże z usty suche, Co ma znaczyć dobrego, to milczenie głuche? W małej u ludzi cenie jest ten kto milczenie, Wybiera ponad mowy otwarte znaczenie. Hej! Torbjoern, przypędziłem twe zgubione owce." Tu ozwał się Wakr podły: "Znamy twe manowce. I wiemy czego szukasz- na stadzie swej części! Jak to robią żebracy. Bierz, niech ci się szczęści!" Bo był zwyczaj jak dzisiaj, by wdzięczność za trudy Poszukiwań nagradzać częścią owej zguby. "Nie po to tu przyszedłem. Trzeci raz nie spędzę." Z tymi słowy wychodzi. By zbyć go co prędzej Zapalczywy siostrzeniec lżyć gościa zaczyna Lecz nie była to waśni kolejnej przyczyna. Olaf nie dał posłuchu i wrócił do domu. I znów następna jesień przyszła po kryjomu. Tylko wypas Torebjoerna uszczuplił się znacznie. Nic, że zwierząt szukano z oddaniem i bacznie. Strapili się Wakr z wujem, bo szła wieść że pono Olaf spędzi ubytek. Ponadto mówiono Że część sobie przywłaszczy, albo weźmie całość. Pewnej nocy w Mchu Modrym jadła okazałość Na kolację przypadła w udziale włodarzy. Był tam udziec barani, udziec jak się marzy. Olaf bierze i rzecze: "Jakiż on jest gruby." Haward na to: "Z pewnością powód to do chluby Dla naszego kierdela, nie Torbjoernowego, A to dużo dać sobie przylepić coś z tego." Olaf cały pokraśniał i udziec odłożył. Przycisnął go do stołu, aż fragment odskoczył Z kości w pół przełamanej i utkwił w powale. Haward zaś się uśmiechnął, nic nie mówiąc wcale. Naraz słychać, że do drzwi chałupy łomocą. Kogo przywiać tu mogło taką zimną nocą? Do izby weszła Torgred ze Stromego Brzegu, Kobieta Tormodowa. W powszechnym obiegu Tormoda uważano za czarnoksiężnika. Że był trudny w pożyciu, każdy go unikał. Haward ciepło ją przyjął, "Co nowego?" pyta, Torgred na to, że Tormod "wyciągnął kopyta". "A sprawa to niedobra, bo on każdej nocy Ogląda się za łóżkiem. Jestem więc w niemocy, Bo ciżba która dotąd niechętnie służyła, Obawiam się by zaraz służby nie rzuciła." "Moje najlepsze lata już dawno zleciały. Nie na moją jest głowę ten interes cały. Ale czemu," rzekł Haward "do Badfarm nie idziesz? Do nich pokój osiedlu utrzymywać przecież." "Nie oczekuję stamtąd niczego dobrego, Stokroć bardziej szczęśliwam, gdy robią nic złego." "Zwróć się zatem o pomoc do mojego syna. Dla młódzi są przygody, dla starych- pierzyna. Co by męstwo hartował, za cnego uchodził." Torgred tak więc zrobiła, a Olaf się zgodził. Wyruszyli nad ranem do Tormoda domu. Z tych co tam przebywali nie było nikomu Ni do śmiechu ni pieśni. Gdy się spać składali Młodzieniec obrał łoże przy wejściu do sali. Poza futra nakryciem nic nie miał w ogóle, Jak jeno z ubrań portki i lichą koszulę. W łożnicy się paliło światło na daremno, Bo górą było jasno, ale dołem ciemno. Gdy już noc nadciągnęła, w drzwiach staje widziadło. Trzęsie czaszką a blade niczym prześcieradło. Był to umarły Tormod. Patrzy na łożnicę, Tuż przed nim w łożu leży nieznane mu lice. Nie słynął ów za życia, z wielkiej gościnności, Więc porywa za futro, aż mu grają kości. Lecz Olaf nie chce puścić, ciągnie w swoją stronę. Zmaganie owo było futrem okupione, Gdyż Tormod został z końcem, a Olaf z początkiem. Tormod widzi, że walczy nie z byle ułomkiem. Wskakuje obok na ławę, Olaf skacze za nim Ręką sięga po topór. Za późno, bo tanim Chwytem Tormod go złapał i w pół ciała trzyma. Olaf nie ustępuje, cały się napina. Lecz chwyt miał Tormod straszny, gdzie pięścią przywala Tam ciało odstępuje od kości rywala. Walczą jak dwa niedźwiedzie, kotłują w ukropie- W tym momencie ciemności zapadają w szopie. Zgasła świeca- zły omen! Albowiem w ciemności Upiory nabierają większej zaciętości. Olaf strapił się w duchu, lecz walki nie rzucił. Tormod za to przybysza już za próg wyrzucił. Kotłują się tam dalej, siłują zaciekle Próbują zmiażdżyć chwytem, lub uderzyć wściekle. I tak się przydarzyło, że nędzna upiora Potknęła się o pieniek, nie wyrzucon z dwora. Olaf wroga powala, do ziemi przyciska I robi z nim co zechce. Milczeli ludziska Gdy powrócił do izby, lecz gdy go poznali Światło w mig zapalili, rany rozcierali, Bo od szponów upiora ucierpiał nie mało, A okropnie krwawiło poranione ciało. Dziękował każdy w domu dzielnemu mężowi Tak kobiety jak chłopy, tak chorzy jak zdrowi. On na to: "Nie powróci z pewnością widziadło." Przez parę dni następnych domostwo się kładło Bez jakiejkolwiek trwogi, a Olaf był czuwał. Widząc że złe ustało, do domu się udał. Przydała wielkiej sławy młodzieńcu przygoda, Ale rosła z jej winy z Torbjoernem niezgoda. *Gode — było to stanowisko religijne i polityczne zarazem. Gode składał ofiary w świątyni Tora i zwoływał wiece swego okręgu. God­ność ta przywiązana była do rodów. W zakresie rodu mogła być od­stąpiona, nawet odsprzedana.
  2. II Z najbliższych rzeczy pewno powiedzieć przychodzi, Jak Hawarda z Torebjoernem niezgoda się rodzi, Bo zdarzyło się tedy, że morze oddało Fiordowi Lodowemu wielorybie ciało. Prawo przybrzeżne mieli Torbjoern wraz z Hawardem Po obu fiordu stronach. Tu losu hazardem Zaszło, że to drugiemu przypadała ryba. Był to okaz wspaniały, sześćdziesiąt stóp chyba. Lecz co ludzie gadają, to przecież nie prawo, Przeto sprawę rozwiązać trzeba raczej żwawo Póki cielsko potwora jeszcze w wodzie stygnie. Idą do praw rzecznika, niech on spór rozstrzygnie. Rzecznikowi na imię Torkel było dane- Indywiduum do cna z honoru wyprane. Na nic to, że z dobrego pochodził był domu Gdy był dlań przyczyną ohydy i sromu. Tak więc Torkel głos zniżył, szepce Hawardowi Że mu się zwierz należy, a nie Torbjoernowi. Lecz gode nie pozwala się wymknąć ryzyku- Chwycił za miecz i krzyknął: "Komu, ty nędzniku!?" "Tobie, tobie bezsprzecznie!", Torkel schylił głowę. Torbjoern okazał przemoc i jak białogłowę Zabrał rybę do siebie. A lud tam zabrany Szemrał jak był okropnie Haward oszukany. A jedyna pociecha dla Hawarda taka, Że był przez wszystkich Torbjoern brany za prostaka. Szedł już innego razu Olaf w górskie strony. Była zima a w górach miały miejsce schrony Dla stad owiec Hawarda. A na dworze słota, Noc zapada więc ginie do marszu ochota. Wiatr jakby gigantowi z ust wiał lodowemu. Olaf chce iść z powrotem, ktoś idzie ku niemu. To domownik godego, zwany silnym Brandem, Odznaczał się tężyzną, charakterem hardym. Witają się wzajemnie, kłaniają z pokorą. Olaf pyta co robi Brand tak póżną porą. "Ledwo warte uwagi. Z rana w drogę bieżę, Do mych owiec a one zeszły na wybrzeże. Chcę je powieść na górę, lecz ścieżkę zagradza Nieznanej mi postaci nie z tej ziemi władza. Cały dzień się męczyłem, proszę, pójdź tam ze mną." "Dla ciebie to uczynię." Tak w godzinę jedną Dotarli na wybrzeże- znów droga zgrodzona, A owce pierzchną, idąc prosto w ich ramiona. Olaf patrzy i widzi swego przeciwnika Z całonocnych zapasów- Tormoda umrzyka. "Wybierać przyjdzie teraz, mój kochany Brandzie, Wolisz pędzić stado, czy też walczyć bardziej?" "To wezmę wygodniejsze- popędzę owczarnię" Zadowolony Olaf do walki się garnie. Była obok wysoka śniegowa zawieja. Olaf jak się nie rzuci, nie dźgnie dobrodzieja, Ale ten się uchyla i chwyta w pół ciała. Szarpanina znów szybko się skoczyć nie chciała, Bo Tormod po ostatnich od młodzieńca cięgach, Zdaje się, że nie stracił krztyny siły w rękach. W końcu idzie do tego, że dwaj w dół spadają, I z ogromną prędkością po śniegu staczają. Dopiero łutem szczęścia będąc na wybrzeżu Olaf złamał Tormoda kość krzyża w pacieżu. Po czym ciągnie upiora na głębokie wody. W odmętach topi podług północnej metody. Odtąd gdy kto przepływa w topieli pobliżu, Spotyka go nieszczęście i wielki ból w krzyżu. Olaf szybko powrócił z miejsca morskiej kaźni. Pożegnali się z Brandem, rozstali w przyjaźni. Brand powrócił do Badfarm o późnej godzinie I wszystkim rozpowiadał o Olafa czynie. Wakr na to: "Czyś jest mamką tej baby z wąsami? Jego sława jest z tego, że walczy z duchami! Postaw go przed człowiekiem, a pierzchnie spłoszony, Niczym z pobojowiska przepędzane wrony." Brand na to: "Z ciebie baba co nawet nie może Się równać do Olafa, jako ten lis w norze, Który tylko w swych słowach się wielkim wydaje." Brand mówiłby tak dłużej, lecz go Torbjoern łaje: "Nie wyjdzie to na dobre z pewnością nikomu, By wyżej cenić jego, od tych z mego domu." Przeszła zima, a przyszło do ważnej rozmowy- Do Olafa i całego rodu jego głowy. Rzekł Haward: "Nie możemy żyć obok godego. Przecież nie stać nas dłużej na nieprzyjaźń jego." "Nie widzi mi się zbytnio takie pojednanie, Lecz do ciebie należy ostateczne zdanie. Gdzie więc chciałbyś zamieszkać?" "Na bezpańskiej ziemi, Na drugim brzegu fiordu. Z naszymi krewnemi Będziemy mieszkać bliżej; wszak miejsca tam wiele, Nie dosięgnie nas tam głód, ni nieprzyjaciele." I tak postanowiono. A dwór w miejscu nowem Z imienia gospodarza zwie się Hawardowem. A byli w owych czasach jedynymi z Fiordu, Którzy objęli nowe tam połacie lądu. III Torebjoern jeździł co roku, na wiec ze swą świtą. Był z możnych i piastował godność znamienitą. Pod ten czas inny gode, Gest, syn oddleifowy, Mieszkał w Dworcu Pastewnym. Był to chłop morowy I miał siostrę, o którą Torbjoern się ubiegał. Gest nie był zachwycony. Rozsądek ostrzegał, Że awanturnik Torbjoern, jest małej wartości. Lecz, że Torbjoern pozyskał sprawie przychylności, Tedy w końcu się zgodził, pod takim warunkiem, Że będzie się z swą żoną obchodził z szacunkiem, Oraz poniecha gwałtów i każdemu zwróci, Co się komu należy, i nierząd ukróci. Gdyby zaś złamał słowo, Gest siostrę odbierze. Torbjoern przyrzekł i z Gestem poszli na Wybrzeże Gasti, gdzie Gest miał dworzec. I było wesele, Przybyło z wszystkich fiordów na ślub ludzi wiele. A gdy Sygryda w Badfarm o tym usłyszała, Wypadła naraz z dworca jak zbłąkana strzała. Zebrała prędko ludzi by wycenić mienie Jakie wniosła godemu przez gospodarzenie. Gdy zaś wszystko zliczono oraz wyceniono (A liczono szczególnie dokładnie i słono) Sygryda pożegnawszy z obejścia każdego Wyruszyła w kierunku domu rodzinnego Zabierając ze sobą całą swą majętność. Wielka była Torebjoerna, gdy powrócił, wściekłość. Obiecał karę wszystkim, którzy wyceniali Majątek gospodyni i jej pomagali. Zapałał wrzącym gniewem na wszystkie ich głowy, A był wśród tamtych ludzi i syn hawardowy. Tego lata zwierzęta z Hawarda własności Nie przejawiały zwykłej, owczej spokojności. Wieści do Hawardowem, pasterz z gór przynosi I Olafa o pomoc z zwierzętami prosi. "Bo wielu mi brakuje, a szukać nie mogę, Bo by te com je znalazł, prędko dały nogę." "Wyruszam ich poszukać, wy spokojnie paście." A miał Olaf podówczas leciech osiemnaście. Wziął tedy swą siekierę i ruszył wzdłuż brzegu, Nie martwił się specjalnie o miejsce noclegu, Gdyż szybko znalazł stado, przy Brzegu Zatoki, A były tam Sygrydy, kuzynostwa progi. Wstępuje do domostwa, Sygryda otwiera. Witają się wesoło. Wtem ona spoziera Ponad głową Olafa. "Płyną podróżnicy, Przez Fiord na statku- mają, miecze na zwornicy! To Torbjoern z posiestrzanem! Gode dzierży ostrze Zwane Płomieniem Bitwy! Zaraz tutaj dotrze! Nic dobrego wizyta owa nie zwiastuje, Bo gwałtu już dokonał, lub zaraz planuje. Nie spotykaj się tutaj z Torbjoernem mój miły, Aby owe hazardy ciebie nie zgubiły." "Że nic się go nie boję i żem mu nie szkodził, To na pewno nie będę przed godem uchodził." "To jest odwaga" rzekła, "Żeś choć nie jest stary, Nie uchodzisz przed mężem o krzepie bez miary. Obawiam się jednakże zdrady z Wakra ręki. Widzę cios ci zadany w okolice szczęki." "Z Torbjoernem nie mam przecież powodu do zwady, Jeśli dojdzie do walki, tedy dam im rady." Pożegnali się czule, Olaf prze do stada, A tam łódź na mieliźnie powoli osiada. Młodzieniec wchodzi w wodę, pcha statek ku plaży, Torebjorn pięknie dziękuje, z uśmiechem na twarzy. Mówi, że do domostwa swojej siostry zmierza. Nie odmówi kompani takiego rycerza, Jak Olaf Upiorbójca. Lecz Olaf powiada: "Do domu muszę spędzić owce z tego stada, Raczej to ty pójdź ze mną". Torbjoern się zapiera Nie ma czasu, energii, oraz et cetera. Tu myśl Olafa zeszła z powrotem na sprawę Jak poprowadzić stado zgoła nieruchawe. Jego wzrok naraz spoczął na długiej osęce, Podszedł, zmierzył, przymierzył za czym skócił w ręce I popędzał nią owce. Poszli jedną drogą, Widzi Olaf, że kroku dotrzymać nie mogą, A wręcz jakby celowo przodem go puszczają. Dochodzą do rozstaju, już rozstać się mają, Kiedy zakrzyknął Torbjoern: "Nie czekajmy więcej, Wakr, rób po cośmy przyszli!" Olaf więc co prędzej Uskakuje na wzgórze, tam broni się dzielnie, Do czasu aż osęka, w rękach na pół pęknie. Tedy sięga po topór. Torbjoern znów napiera, Ale tak zręcznie śmiga Olafa siekiera, Że wyniku potyczki przewidzieć nie można. Tordis- siostra Torbjoerna, kobieta pobożna, Rzeczywiście w pobliżu miała swe mieszkanie. Martwiła się okropnie słysząc zamieszanie Bowiem słysząc potyczkę nic z niej nie widziała. Posłała więc parobka. Gdy się dowiedziała, Że stawają tam brat jej, oraz syn rodzony, Pobiegła na drugiego syna jej zagony. Ów mąż nazywał się Skarf. Przyniosła mu wieści, Wezwała aby dobył miecza rękojeści, I czym prędzej wyruszył dopomóc rodzinie W chwili najcięższej próby, w ponurej godzinie. "Chętniej stanąłbym raczej po Olafa stronie. Dwóch przeciwko jednemu? Honorem się bronię, Bo tamtych dwóch za czterech wojowników stoi. Niech sami sobie radzą kuzynowie moi." Matka mu na to: "Miałam dwóch synów serdecznych, Pociechę dla mych oczu, dzielnych i walecznych, Ale teraz przejrzałam, żeś córką, nie synem, Kiedy strachasz się krewnych poratować czynem! Zaraz się okaże, że córka mojej matki, Jest za się warta więcej, niż wnuk twojej babki!" Wyniośle rzekła Tordis, wyszła z tymi słowy, A Skarfa z bladej furii porwał duch bojowy. Pochwycił za siekierę i z oczy szalone Popędził niczym Sleipnir, w bijących się stronę. Torbjoern widząc siestrzana natarł na młodzika. Skarf niezauważony zaś przez przeciwnika Zatopił swą siekierę pomiędzy łopatki. Nie był to jednak koniec wiekopomnej jatki, Bo Olaf czując ostrze w plecach metalowe, Odwrócił się, wbił topór w Skarfa pustą głowę. Skarf osunał się cicho, lecz Olaf się chwieje, Mimo to wznosi topór, jeszcze ma nadzieję. Torbjoern tedy się zbliżył i pchnął wroga w serce. Tego dość miał już Olaf. Padł. Nie powstał więcej. Po czym gode go sieknął w twarz tak umiejętnie, Że wypadły trzonowce, oraz zęby przednie. Wakr mówi: "On nie żyje, na co ta ohyda?" Zaś Torbjoern odpowiada: "To się jeszcze przyda." Bierze chustkę, umuje w nią Olafa zęby, Przy czym uśmech zwycięski nie schodzi mu z gęby. Tordis za tryumf brata dziękuje swym bożkom Lecz na wieści o Skarfie żałuje go gorzko I tego że tak wcześniej, syna podjudziła. Mimo tego Torbjoerna i Wakra gościła, Do czasu aż z ran ciężkich wrócili do zdrowia. Wieść szybko się rozeszła, cały Fiord osowiał. Żałowali Olafa, że tak dzielnie stawał, Zaś gode co należy wrogowi oddawał. Kierowany jedynym dobrym serca rysem. Gdy gode ciut ozdrowiał, wiedziony kaprysem, Udał się do Sygrydy. Nie znalazł jej w domu, Mówiono, że po walce wyszła po kryjomu. Mówiono, że rzuciła się z klifu w obłędzie. Nikt jej już nie zobaczył, choć szukano wszędzie. Za czym Torbjoern na dobre powrócił do siebie I czuwał tam spokojnie, jak jastrząb na niebie.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...