Cuda się dzieją. Tysiąclecia mijają a ona tańczy i wcale nie zamierza przestać.
Momentami, niemal bogini, bez skazy, wybucha jak wulkan, to znów staje się islandzkim gejzerem, jednak wbrew logice, poprawia widoczność. Kropelki wody, niby małe lusterka, lśnią jak kryształy.
– Postać Violli skupia w sobie piękno świata - szepczą, podekscytowani ludzie. – Bije od niej łagodny blask niosący ze sobą czar Dżinów mieszkających wewnątrz szmaragdowych pojemników.
.
- Boskie zjawisko - odzywa się młody Norweg i bierze dziewczynę w swe ramiona zabiera energię.
Ogarnia ją niepokój, widzi na twarzach ludzi drwinę i złość.
- Niewiarygodne – zdążyła jeszcze pomyśleć. – Co oni tacy ohydni się stali?
– Ej, Viollu, zazdrość, przecież znasz to uczucie? – poirytowany mężczyzna syknął.
- Tak, ale… Dziewczyna machnęła tylko ręką.
- Nie ma „ale” jest moc zła. Robimy rząd i spadamy stąd. Ci ludzie to nędzne dupki. Ciebie od dziś będą podziwiać szlachetni wojownicy.
- Na północ, na północ, do Walhalli., - zmysłowo szepnął Człowiek zza Gór. I odeszli.
Koniec. J.A.