Niebo rozpruwa skrzydłami swymi,
I wznosi się uderzeniami równymi,
Tnie powietrze czarnymi piórami,
I ściga się z życia błyskawicami.
W ręku dzierży miecz przeznaczenia
Wydarty prosto z Hadesu podziemia,
Szybuje w niebiosach tak całe lata,
I nie chce lądować do tego świata,
Wtem coś uwagę jego zwróciło,
I kierunek lotu tego zmieniło,
Góra pyłu pośrodku niczego,
Wydała się dziwna dla oczu jego,
Skrzydła czarne jak sadza z komina,
Składa i w dół pikować zaczyna,
Ciągnie się za nim ognista łuna,
Gdy w ziemię uderza z siłą pioruna,
I z kolan powstaje tak niewzruszony,
Z twarzy odgarnia kręcone włosy,
Przeznaczenia miecz unosła w górę,
I wbija go w szarego pyłu chmurę,
Wtem się rozległy krzyki ogniste,
Bo co tam było dziwne zaiste,
Feniksa popioły ruszyła z grobu,
I zmartwychwstał on z życia pożogu.