Twarz ma skąpana w płynnym złocie słońca
umiera w obezwładniającej spiekocie gorąca,
umysł, pod sklepieniem czaszki uwięziony,
myśli, słowa układa, by być w nich uwolniony;
w słowach tych brzmiących dźwięcznie jak na wietrze,
odnajduje ukojenie lekkie jak powietrze,
delikatne jak powiew motylich skrzydeł;
za nim czuć widmo nocnych straszydeł,
spędzających sen z powiek w noce zmęczone.
I oczy myślą, gdzie są ich sny spełnione,
i usta milczą, ciszą wyczekując wody.
Takie są uroki morderczej pogody,
która zwykle latem się objawia,
a pod wieczór strugami deszczu uzdrawia.