Znajdź zawartość
Wyświetlanie wyników dla tagów 'skecz literacki' .
-
Kupowanie spodni Witam. Czy czcionka jest wyraźna? –– Bardzo dobrze, zatem – zaczynamy! Zapewne kupiliście sobie nieraz część garderoby, która z jakiegoś powodu okazała się nieodpowiednia? Jeśli tak… albo i nie…, przeczytajcie proszę mój tekst. Ogólnie – istnieje taka… jedna jedyna rzecz… Prawie nigdy na nikogo nie pasuje… Wiecie, ile zmarnowanych pieniędzy wąchają teraz smakosze, którzy tylko czekają, aż ktoś kupi przedmiot warty mniej niż jeden psi kłak?! – Tyle, że mogą nimi poczęstować cały nasz świat i jeszcze będzie dosyć! Nie żartuję! Jest taki pewien element garderoby. – To są spodnie. Pewnego razu, gdy potrzebowałem jednej pary, a wiedziałem, jaki rozmiar, musiałem się tyle nabiegać, że gdy wieczorem stanąłem na wadze, okazało się, iż pokazała jedynie czterdzieści dwa kilogramy, zatem trzeba było wszystko ustalać od nowa! Łudziłem się jednak nadzieją, że może to ta waga była zepsuta? – Sprawdzałem więc… – ale za każdym razem, kiedy na niej stawałem, pokazywała coraz mniejsze wartości. Gdy ważyłem już tylko trzydzieści pięć kilogramów, postanowiłem, że dam sobie z tym spokój. Miałem kupić spodnie, a nie naprawiać wagę! – Jednakże zapomniałem o tym wszystkim, kiedy czasu było coraz mniej! Zatem na zakupy udałem się następnego ranka. Tyle ogromnych galerii przeszukałem, że, moje szanse były już bardzo nikłe. Zostały jednak jeszcze te mniejsze – więc zacząłem i je badać, i wreszcie, po sześciu godzinach szukania, znalazłem sklep z dżinsami. Byłem wtedy tak zadowolony z siebie, iż wydałem niezwykle głośny okrzyk zwycięstwa: „Łaaaaa!” – jak to w moim zwyczaju. Wtedy pani kasjerka obrzuciła mnie takim spojrzeniem, jakby miała zaraz zadzwonić do szpitala psychiatrycznego. Najwyraźniej nigdy nie kupowała spodni! –– Była w spódnicy? – Sprawdziłem to. – Nie… – Ani w sukience, ani w spódnicy, ani w trykocie, ani nawet w tunice! –– W czym więc chodziła, skoro nigdy nie kupowała spodni? –– – Nie wiem! Dobrze, wróćmy może do tematu. – Zatem znalazłem już sklep ze spodniami i wtedy… Zrozumiałem, że najpierw trzeba było wybrać model dżinsów, a potem rozmiar, przymierzyć – i znowu rozmiar, przymierzyć – i znowu rozmiar – aż znajdę odpowiedni. Dobrze – spodnie, których potrzebowałem, to rurki. Niedobrze! Z nimi często bywa najwięcej problemów! Wszystko poza przymierzaniem mam już tak naprawdę z głowy! –– –– Nie, to nieprawda – jeszcze gorzej jest z cenami! –– Ale – co mogłem zrobić? – Nic… Przyszedł czas spytać kasjerkę o rurki. Kiedy zadałem to pytanie, ona odrzekła – są, oczywiście, zaraz przyniosę. – Zatem chwilę poczekałem – i wkrótce je ujrzałem – moją zdobycz wojenną. –– Ach! To nie był jeszcze czas na radość! – Trzeba było najpierw kilka par przymierzyć. Po piętnastu minutach wreszcie się zdecydowałem. Zatem zdjąłem wybraną parę, podałem je z powrotem kasjerce, potem zapłaciłem i wróciłem do domu! –– Oczywiście, założyłem spodnie, w których tam przyszedłem… – jeszcze w przymierzalni. Byłem pewien, że to koniec! –– Ale nie! Po upraniu rurki stały się workami. –– Powiedzmy sobie szczerze – zmarnowałem czterysta złotych! – A mogłem sobie kupić nowy zestaw klocków Lego! –– I poszedł bym z nim na jakąś ważną uroczystość? Bez spodni?! –– Jak to brzmi! Możecie mnie teraz po tym wszystkim zapytać – czy wiesz, dlaczego tak się stało? – –– Naturalnie, że wiem! – Przedsiębiorca, który zleca szycie tych spodni jest tak chciwy, że chyba on sam żadnych by nie kupił! – Nawet używanych! –– Nie żartuję. Wiecie, co? – Nie poddałem się…, chociaż nie udało mi się kupić odpowiednich spodni jeszcze przez całe trzy miesiące…, jednak warto było poczekać. –– A wiecie, ile wydałem? –– – Ponad dziesięć tysięcy złotych… A jeszcze niedawno myślałem o nowym komputerze! To nie koniec przykrych wypadków. – Byłem tak pochłonięty kupowaniem spodni, że dopiero, gdy pierwszy raz założyłem moje nowe rurki, zdałem sobie sprawę, iż uroczystość, na którą zostałem zaproszony, miała miejsce ponad dwa miesiące temu w mojej dokładności – dziewięćdziesiąt dni. Dziękuję wszystkim za uwagę!
- 2 odpowiedzi
-
- kupowanie spodni
- humor
-
(i 1 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Mówi się „trudno!” Czy w szkole wiedzie Ci się źle? Czy w pracy wiedzie Ci się źle? Czy w związku żyje Ci się źle? Czy w życiu wiedzie Ci się źle? – W takim razie ten poradnik, to coś dla Ciebie! Co musisz zrobić?! – Wcale nie tak wiele! Wystarczy umieć powiedzieć „trudno”. Dostałeś jedynkę z matematyki i nie możesz jej poprawić? – Mówi się „trudno”. Zostałeś pobity, bo nie chciałeś podzielić się śniadaniem? – Mówi się „trudno”. Powiedziałeś koledze, że lubisz oglądać Teletubisie i on Cię obgadał? – „Mówi się trudno”. Jakiś żartowniś eksperymentował z wkładem nad twoim zeszytem? – Mówi się „trudno”. Kot nasikał Ci do plecaka, w którym były niemal wszystkie Twoje rzeczy szkolne? – Mówi się „trudno”. Koza zjadła Ci kieszonkowe? – Mówi się „trudno”. Pies zjadł Twój zeszyt od matematyki, a dopiero co skończyłeś odrabiać pracę domową z tego przedmiotu i zajęła Ci ona 180 stron? – Mówi się „trudno”. Ubłocony pies otarł się o Ciebie, gdy właśnie szedłeś do szkoły, a schludny ubiór jest Twoim zdaniem niezwykle ważny? – Mówi się „trudno”. Znajomy pociął Twoje spodnie z zazdrości, a były to najlepsze, jakie miałeś? – Mówi się „trudno”. Kolega zdradził, że okradłeś wczoraj sklepik szkolny? – Mówi się „trudno”. Pies osikał Twoje najlepsze ubranie, a miałeś właśnie w nie się przebrać i pójść na imprezę? – Mówi się „trudno”. Spodnie Ci pękły podczas szkolnego wystąpienia, w którym brałeś udział? – Mówi się „trudno”. Ktoś rozpowszechnił Twoje prywatne zdjęcia w internecie? – Mówi się „trudno”. Ktoś Ci ukradł hasło do konta Google, a miałeś 2 i pół miliona subskrypcji na YouTube? – Mówi się „trudno”. Nauczycielka nakrzyczała na Ciebie, bo nie zdążyłeś przepisać notatki z tablicy do zeszytu, a starałeś się tak mocno, że zrobiło Ci się ciężko? – I musisz się ze swoją panią od przedmiotu kłócić? – Mówi się „trudno”. Zostawiłeś swój telefon w szkole, a był to najnowszy Samsung Galaxy i ukradł Ci go jakiś nieprzytomny żartowniś z kleptomanią? Cóż… – Mówi się „trudno”. Dziękuję za uwagę… – I pamiętajcie: mówi się trudno, mówi się trudno. Mówi się trudno! – I KONIEC! –– –– Pozdrawiam.
- 1 odpowiedź
-
- proza
- skecz literacki
-
(i 2 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Wspomnienia z lekcji biologii (Uwaga! Wydarzenia tu opisane nie są autentyczne.) Witam. –– Dobrze, zacznijmy może od tego, że każdy z nas… przeżył kiedyś COŚ…, czego wolałby nie pamiętać…, ale niestety takie zdarzenia PRAWIE NIGDY nie chcą opuszczać naszych głów, bo to dla nich jest jak dla nas – skok z samolotu bez spadochronu! … –– Co ja piszę?! Wspomnienia nie mają uczuć! – Cóż – czasami człowiek po prostu tak się gubi, pod wpływem dotyczących go: dawno minionych, przykrych zdarzeń – że może nawet zacząć myśleć, iż jest… kosmitą? – Kto wie? … –– Dobrze, zapytacie mnie pewnie teraz – jakie jest moje najgorsze wspomnienie? –– – Ach! … Moje… najgorsze… wspomnienie? … Zastanawiające! – Ale wiecie, co? – Była taka jedna rzecz – taka pewna lekcja… BIOLOGII! … –– –– Ech! – Od czego się to wszystko zaczęło? – Cóż, od zwykłego, niegroźnego zajmowania miejsc…, które jednak wyglądały inaczej niż wcześniej. Dlaczego? Jaką odmienność w nich dostrzegłem? Cóż – ławki były po prostu… całe… opryskane spirytusem! Nie podobało mi się to! – Twierdziłem, że jeśli uczniowie się TEGO nawdychają, będą pijani latać po klasie! – Ale cóż… – Nasz nauczyciel uważa, że gdy nie spryskałby wszystkiego, co popadnie, spirytusem, w sali rodziłyby się bakterie. –– Przecież one i tak są niemal wszędzie! Cóż… – czasem biolodzy potrafią o takich rzeczach zapomnieć. Tego dnia bałem się o siebie. Zwłaszcza, iż po sprawdzeniu listy obecności nauczyciel oznajmił, że czeka nas pewien bardzo przyjemny temat, na który wszyscy zawsze czekają z niecierpliwością – układ rozrodczy… Coś ścisnęło moje gardło, a siedzieli za mną najwięksi rozrabiacy klasowi. Odwróciłem więc się jak maniak, spojrzałem na nich, a jeden zapytał. – Czego?! – Zatem odpowiedziałem. – Właśnie próbowaliście mnie udusić. – Co ty?!… – Nie…, już nic. Nagle nauczyciel dodał. – W mojej dokładności… – cóż…, przyjrzymy się dzisiaj naszym narządom rozrodczym… –– – Wtedy wszyscy na niego spojrzeli, jak na uwodziciela. – Które mamy zilustrowane w podręczniku. – Dokończył. – Uf! – Rozległo się westchnienie. – Ja jednak ulgi nie poczułem, ale jedynie ponowne – i mocniejsze – ściśnięcie gardła! Odwróciłem się więc ponownie do największych rozrabiaków klasowych i poprosiłem. – Przestańcie wreszcie! – Ale o co ci chodzi, człowieku?! – Otóż – znowu próbujecie mnie udusić. – Halo – czy ty jesteś normalny?! … Siedzimy sobie spokojnie, a sam kręcisz się jak wariat… – aż cała klasa cię obserwuje! – Przecież w lekcji uczestniczy tylko pięć osób, nie licząc nauczyciela… – bo wszyscy tak bardzo nienawidzą tego tematu! – A oni na to. – Co z tego?! – Jakby bali się wycofać. – Nie próbowaliśmy cię dusić, człowieku! – Niech wam będzie… – Jęknąłem zrezygnowany, po czym odwróciłem się do tablicy… INTERAKTYWNEJ, jak to mówią… Okazało się, że jeszcze szybciej odkręciłem głowę z powrotem do tyłu, bo nauczyciel wyświetlił stronę z podręcznika, na której został przedstawiony męski… albo żeński – sam już nie wiem… – ale…, w każdym razie… układ rozrodczy OD ŚRODKA! – I jeszcze tak prawdziwie wyglądający! … Jednak nauczyciel siedział! – Siedział, wpatrzony w tę ilustrację jak w swój nowy samochód! – I po chwili… – Sami widzicie… – Oznajmił. – To jest… O CO CI CHODZI, TY?! … – Odezwali się do mnie rozrabiacy, do których się odwróciłem. – TAK, OCZYWIŚCIE, TO MY CIĘ DUSILIŚMY! – Naprawdę? – NIE! – Ale ja tylko… – Boże, zamilcz już…, dobrze?! – Siedzę cicho… – przecież nauczyciel mnie nie słyszy… – Bo wciąż się gapi na tablicę! – Jakby za kimś mocno tęsknił! –– –– – Ale wy macie myśli…, ale wy macie myśli! – To nauczyciel! – Nie my! – Dobrze, nie wnikam. – Zatem postanowiłem przeczekać tę okropną lekcję z zamkniętymi oczami. Kiedy nadeszła przerwa, mogłem wreszcie opuścić salę. Gdy już szedłem korytarzem, poczułem się nagle tak rozluźniony, że… –– –– To był najgorszy dzień w moim życiu! Dziękuję, do zobaczenia! Mam nadzieję, iż się podobało. Miłego dnia… –– i żadnych ZŁYCH WSPOMNIEŃ…, żadnych!
-
- wspomnienia z lekcji biologii
- humor
-
(i 1 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Link do mojego bloga literackiego: https://kubajozwicki.blogspot.com/search/label/Przygody walecznych psów Link do mojego kanału na YouTube: https://www.youtube.com/@CavesCrystals Testament młodej panny Dziś opowiem – w tym momencie – O niezwykłym testamencie: Gdzieś…, w małżeństwie pewnym młodym Zmarł mężczyzna złej urody I – choć biznes on prowadził, Prezentami dom zagracił, To żałoby nie wywołał! – Jeszcze żywy wszak powołał Żonę swą do napisania T e s t a m e n t u… Boże, wzbraniaj! Żona tak się ucieszyła! … – Do pisania przystąpiła!! … –– Więc zaczęła od biznesu – Pocałunek był to kresu! … – Pijakowi przepisała! … –– I runęła wieża cała… –– Co do męża należało Prócz biznesu? … CHŁOPSKIE CIAŁO! – Koleżance przepisała, By ta stale chichotała! –– Ech…, co jeszcze?… Tak! – Ubrania! – Dla psa najpierw, do… –– wąchania???… Dała…, potem przepisała I się śmiała wioska cała! –– A bielizna…, a skarpety…, Prześcieradło? … Rety, rety! Nawet tego nie uprała, Lecz podmokłe przepisała Koleżankom… były ś m i e c h y!… Gromadziły jej się grzechy… –– –– Co tu jeszcze? … Ach! – Wspomnienia! – I serdeczne wsztkie zwierzenia! – Gdzie to, komu? … Całej rzeszy! Niech się śmieje, niech się cieszy! –– –– A samochód? … PORYSOWAĆ! – I koledze podarować Tak zmarłego – i powiedzieć: „Mąż o dbaniu nie zwykł wiedzieć.” –– A te zdjęcia i filmiki, I dziecinne „p a m i ę t n i k i”?! –– Wiadomo… – DO… K O L E Ż A N E K! „Toż niegodzien mnie był panek…” –– A pieniądze? … – Coś dla siebie! – Na sukienki… –– – Nic trup nie wie! –– –– Zatem… – żona skopiowała Ów testament, rozesłała I się chichy wnet rozniosły!… –– Co z pogrzebem? … ŚMIE-SZNE OS-ŁY!