Mijam znów rodzinny dom ,w którym mieszkali rodzice.
Chciałbym dotknąć klamki drzwi i głos ich usłyszeć .
Przejeżdżając i patrzą ,przez samochodu szybę .
Wspominam dłonie matki chroniące mnie od chłodu .
Ten grudniowy dzień, z opłatkiem w ręku.
I wakacyjne chwile , ciepła i słońca pełne wdzięków.
Lecz my, nieszczęśni ludzie wpisani w czas .
Który wciąż nad wszystkim , co żyje, przewagę ma .
Bezlitośnie, zbyt szybko, zabiera bliskich nam .
Nas również ,wezwie do siebie i uciec nie ma gdzie .
Ktoś inny ,jest w rodzinnym domu , już nie wpuści mnie .
Choćbym klękną na kolanach ,wróć tamte lata mi.
Kiedy przychodziłem, otwierałaś mamo mi do domu drzwi.
Teraz jestem na swoim, mam wspaniały dom .
lecz bez ciebie mamo, to nie ten sam schron.
Spieszmy kochać bliskich, póki tutaj są .
Póki mieszkają blisko i cieszą osobą swą .
Bo wcześniej, czy później, zostawimy wszystko.
Będziemy zmuszeni ,odejść natychmiast z stąd.