W porannym słońcu niebo rozbrzmiewa,
po ziemi płynie mgła przezroczysta.
Srebrzy się rosa w kwiatach konwalii,
i świat osnuła poświata dżdżysta.
Słychać skowronki, stukot dzięcioła,
w trawach owady, bagien rechotanie.
Z daleka echo melodią woła,
na spacer prosi znajomym szczekaniem.
Drogą dzieciństwa idę z przyjacielem,
wiernym, oddanym, który kochać umie.
Łąką biegniemy, w zieleń trwa stąpając,
ja go szanuję, a on mnie rozumie.