przybyłam z krainy lasów i sadów
wiecznie cichej spokojnej zieleni
do szarej rzeczywistości
zwabiona widokiem
soczystego zachodu
wpatrywałam się z uznaniem
w beżowy aksamit nieba
gdzieniegdzie przebity zimnymi cyrkoniami latarń
dopóki krwawa kreska nie zabliźniła się na styku
a nieboskór nie stał się siny
teraz błądzę w podzielenionym granacie
po sznurze świateł żółtych fasetek topazów
skutecznie przysłaniających diamenty
i czasem bardzo pragnę
powrócić w ten mi najmilszy
chlorofilowy zakątek