Czysta kartka, nie spisana jeszcze.
Drewnem bieli się aksamitnie.
A na niej tylko kilka poziomych, barwą przyciemnionych prostych.
I jeszcze idealnie równych do tego.
Cała ona czeka i czeka.
Niezmiernie cierpliwie.
Zdecydowanie przeciwnie do tego, co w mej kotłuje się głowie.
Jej cierpliwość i moja niecierpliwość - czy to nie równowaga?
Czyż to nie właśnie wtedy i czyż nie właśnie dlatego potrafimy współgrać ze sobą jak jedność?
Aż do dotyku pióra wiecznego, rysy atramentu następnie.
I już nie czysta.
Teraz zapełniona z lekka.
Z bieli w czerń powoli przechodzi.
Jakby od dnia, do mroku twórcy zdań.
Klasycznie i elegancko.
Dc