Uparcie pragnę zasnąć drażniąc mokrym ciałem
falujące błonia zbyt pustego łóżka.
Przykro mi, że znowu śpi tu tylko cisza.
Obracając monetę minionej dekady,
pragnę by potrafić
złapać w palce moment.
Oprzeć się o drzewo zaraz przed wycinką
i wyryć w nim wśród burzy poszarpane serce.
Przemyć twarz sekundę przed wyschnięciem źrodła
i spić kroplę rosy nim zgładzi ją słońce.
Nie odejść wtedy na tramwaj wiodący donikąd
i wyszeptać kocham kiedy jeszcze jesteś.