Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Znajdź zawartość

Wyświetlanie wyników dla tagów 'mała ojczyzna' .

  • Wyszukaj za pomocą tagów

    Wpisz tagi, oddzielając je przecinkami.
  • Wyszukaj przy użyciu nazwy użytkownika

Typ zawartości


Forum

  • Wiersze debiutanckie
    • Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
    • Warsztat - gdy utwór nie całkiem gotowy
  • Wiersze debiutanckie - inne
    • Fraszki i miniatury poetyckie
    • Limeryki
    • Palindromy
    • Satyra
    • Poezja śpiewana
    • Zabawy
  • Proza
    • Proza - opowiadania i nie tylko
    • Warsztat dla prozy
  • Konkursy
    • Konkursy literackie
  • Fora dyskusyjne
    • Hydepark
    • Forum dyskusyjne - ogólne
    • Forum dyskusyjne o portalu
  • Różne

Szukaj wyników w...

Znajdź wyniki, które zawierają...


Data utworzenia

  • Od tej daty

    Do tej daty


Ostatnia aktualizacja

  • Od tej daty

    Do tej daty


Filtruj po ilości...

Dołączył

  • Od tej daty

    Do tej daty


Grupa podstawowa


Znaleziono 2 wyniki

  1. Rzędy tablic kamiennych chylą swoje skronie Przygniecione ciężarem niezliczonych kropli, Jesienno-rdzawych liści i obrzmiałych sopli. Chór głosów zaśniedziałych wśród zieleni tonie. Wiele się już poddało, leżą przełamane, Gwiazdy miast na niebiosach murszeją w drzew cieniu, Karleją z każdym rokiem i schną w zapomnieniu, Jak ziarna na pustyni przypadkiem zasiane. Jakże wymownym znakiem jest, mówiąc nawiasem, Pomnik wystawiony przez inne inżyniery: Żelbetonowe słupy z kablami nad lasem. Nie dziwi mnie ów wyraz o pamięci szczery, Bo gdy zbłądzę w tym lesie, dręczy mnie myśl czasem Czy kto czytać dziś umie hebrajskie litery?
  2. Ballada Słuchajcie mojej ballady dziatki, I wy słuchajcie młodzieży. Śpiewały waszym ją babkom matki I wam ją śpiewać należy. Gdy bogiem było słońce nad nami, Puszcze jak morza zielone, Biły w widnokrąg liści falami Buczyną, wiązem spienione. Gdy chleb pszeniczny był wagi złota, Gdy świat się kąpał w piosence, Gdy kiedy kogo naszła ochota Na przełaj gnał ku jutrzence. Za tamtych wiosen, razu pewnego Mrok nocy przecięła łuna Z słupa światłości, rdzawobiałego Niczym od ciosu pioruna. Cisza zapadła aż do świtania. Co zaszło z ludzi nikt nie wie. Matka wyjść dzieciom z chaty zabrania. Kto mąż, się zbiera przy drzewie. Był to prastary dąb rozłożysty; Własność samego Peruna. W jego pobliżu stanął słup krwisty, To tam zrodziła się łuna. Co odważniejsi podeszli ludzie I patrzą co to za dziwy. Ci będą świadczyć potem o cudzie, Bowiem to był cud prawdziwy. Jak gdy najgorszy koszmar się ziści Niemożnym zdaje się stanie, Tak widząc drzewo bez żadnych liści Padali na twarz poganie. I wielki lament był w zgromadzeniu, I rozpacz, zgrzytanie zębów. Uległa boska włócznia stępieniu, Więc usechł najstarszy z dębów. Biada ci ludu, po stokroć biada! Sam jesteś, nikt cię nie dźwignie. Czekać ci tylko, przyjdzie zagłada Pochylisz czoła malignie. Drzewo runęło zrywając ziemię, Szponami uschłych korzeni. Znów się zatrzęsło słowiańskie plemię, Głaz wielki w ziemi się mieni. Ma krzyż wyryty na szorstkim czole A obok dziwne litery, Płytkie wgłębienia w obwodu kole Ozdobne niczym rajery. "Bogowie z nami! Ach sława, sława!" Kto żyw gna ziemię odwalać. Chwila, pod gruzem zgina się trawa, By już kamienia nie kalać. Wtem ptasia chmara pikuje z góry I szturmem osiada skałę. Ucztę tam mają skrzydlate chóry, Trzewia od jadła zbolałe. Widząc to starzec, brany za mędrca, Co w bogów miał wstęp dziedziny, Zdrowy na ciele, przykładny żerca, Wyjaśniał owe terminy. "Po stokroć sława!" Tu dźwignął laskę, "Widzicie te niebożęta? Są zdane tylko na bogów łaskę A karmi je skała święta." "I my z niej czerpmy! My braci miła! Niech nikt z nas głodny nie chodzi. Że ją nie ludzka ręka zrobiła, Pokarmem zawsze obrodzi." Po czym pochwycił jedno ptaszysko I złożył z niego ofiarę. Opuścił w pełni strach zbiegowisko Choć drzewo runęło stare. I tak od tamtej pory bywało, Bogom pogańskim na chwałę, Że kiedy komu czego zbywało Przynosił tę rzecz na skałę. Z tego zaś brali ludzie ubodzy Składając Potęgom dzięki, Że nie są dla nich zanadto srodzy, Że głodu nie znają męki. Każdą równonoc przy głazie czczono Oraz każdego Kupałę. Śpiewano hymny, zioła palono Wieczory i noce całe. Minęły wieki, dni i dekady, Zanim z dalekiej krainy, Przybyły straże Nowej Armady, Pawłowe nadeszły syny. Chcąc Duchem Prawdy natchnąć ciemnotę, Nie rozłupali kamienia. Nie poruszyli nawet o jotę Zmienili nic z przeznaczenia. Tyle że święta były już inne, I inne hymny śpiewano. Nie ucierpiały żebraki gminne, Bo im jałmużnę składano. I tak jest dotąd, dziateczki moje Że na pobliskiej polance Która na oścież ma swe podwoje, Lśni kamień całej Głupiance. A rzeka Świder płynie jak drzewiej, Wiosny tak samo czekamy. Gdy przyjdzie nowe, może być lepiej O stare ważne, że dbamy. *** Niechaj czytelnik sam już poduma O czym to świadczy jeżeli, Już od stu laty Głupianki duma, Ozdabia kościół w Kołbieli.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...