nasz paskowany latawiec wirował nad krzywym podwórkiem
atakował pestkami z wiśni pozycje wroga
ocean pływał w kałuży ; pochłaniał nowe ofiary
przerażonych dżdżownic i żołnierzyków z kiepskiego plastyku
kupowanych w kiosku gdzie siedziała wąsata wydra przebrana za kreta
nad naszym stołem w pokoju wygraliśmy dwie wojny z Niemcami
radio trzeszczało szumem supernowej z ziemniaka na agrafce
a ruski oficer pozdrawiał wciąż satelity na placu zabaw
sporo było tych poranków jak na ciebie i mnie i kredowe motyle
buszujący w zbożu na skraju miasta dostał od nas złotówkę
na pół litra Żytniej ; ostry świat był ciągle daleko ubrany w poduszki
ze złymi tygrysami i pięć przystanków na gapę
jeszcze nie było podszewki domu, ptaków i różowego nieba
przez trawnik przebiegł pies z nogą listonosza a może dozorcy
nie lubiliśmy obydwu
wtedy powiedziałaś że będziesz mnie kochać zawsze i pojechałaś do Kołobrzegu
a ja uwierzyłem
latawiec nie chciał lecieć ; nie było wiatru tego dnia