W natłoku wielu myśli i wypłakanych łez.
Tłumaczyłem ci boże jakie to życie jest.
Wpatrzony nocą w okno prosiłem Cię o zdrowie.
Szeptałem wzrok spuszczając, że samotności się boję.
Czas goił wiele ran, lecz ciągle powracały.
Bałem się nie raz ten świat pozostawić.
Samotny smutny jeden chodziłem na spacery.
Miałem wrażenie, że zaraz pozostanę niemy.
Lecz pewnego wieczoru poznałem pewną damę.
Którą mogłem nazwać pełnego szczęścia mianem.
Do dzisiaj zaskoczony w odwzajemnioną miłość.
Wrzucam smutki i żale w wielkiego ognia stos.
Dziękuję ci kochanie, że wciąż przy mnie jesteś.
Chciałbym choć nie mogę zachować zdrowia resztę.
Mogę wręczyć tylko swe własne dobre serce.
Nie siłę i urodę wiec daję jak najwięcej.
Wtuleni w swe ramiona po ciężkim pracy dniu.
Wpatrzony w twoje oczy rozumiem cię bez słow.
Uciekają kłopoty w tedy boją się nas.
Kochając siebie bardzo tak wiele możemy dać.