Pójdę śmiało póki ciało,
choć urośnie mgła i szadź.
Pójdę śmiało póki ciało,
jeszcze dane, żyć i trwać.
Może obłok da mi szczęście
lub kałuża prosto w twarz.
Może znajdę bieli wzgórza,
co widuję w lekkich snach.
Jeszcze słowa nucą myśli
i w klepsydrze syczy czas.
Jeszcze wstaję, pełen wiary,
przesypywać własny piach.
Słucham wiernie szeptów rzeki
i poprawiam serca ster,
a horyzont - sens daleki,
to jedyny słuszny cel.
Wiem, że wszystko się ułoży,
bo po trenie dźwięczy pieśń.
Wiem, że palec wskaże Boży,
najpierw miłość, potem śmierć.