szedł w niemodnych butach
z pustym plecakiem na prawym ramieniu
z lekkim uśmiechem i pewną swobodą
podziwiał starówkę o zachodzie słońca
w zachwycie mijał kamieniczki
strudzony usiadł nad chłodną Motławą
w pośpiechu czytałam jego rozdarcie
widniało między wsią a wielkim miastem
tak rozeszły się nasze wspólne drogi
zaszłam aż pod dach na dziesiąte piętro
widok z balkonu bardzo późnym zmierzchem
przypomniał cmentarzysko
stare miasto w jesieni z milionem świateł
zapadało w sen
lekki wiatr kołysał nostalgię
precz z moich oczu nuciłam pod nosem
moja samotność była przyjemnością
z tomu: Będzie miał twoje oczy