Znajdź zawartość
Wyświetlanie wyników dla tagów 'humoreska' .
-
Kałuża – trochę brudnej wody, czyli niewielki akwen o poszarpanej linii brzegowej oraz znikomym znaczeniu strategicznym, który wojsko może przebyć bez użycia ciężkiego sprzętu. Okres egzystencji kałuży: Umownie przyjmuje się, że późna jesień - wczesna wiosna. Kwestia ta wymaga jednak głębszej analizy naukowej ;-D Występowanie kałuż(y): chodniki, łąki, lasy, dziurawe szosy, ulice, albo i Stadion Narodowy w Warszawie. Skład kałuży: 60% – woda, 30% – zanieczyszczenia, 6% – porzucona odzież, plastiki, śmieci, papiery, liście, 3% – część ożywiona (np. dżdżownice, chrabąszcze, pędraki, sezonowo żaby, pijawki), 1% – śladowe ilości selera, gorczycy i orzechów arachidowych... Zalety kałuży: Centrum rozrywki dla ludzi w wieku (przed)szkolnym. Sposób na znienawidzone osoby (wystarczy wjechać samochodem w kałużę obok której stoi nasza ofiara). Ponadto: jest taka teoria, jakoby kałuże są bogate w minerały i białko. Istnienie kałuży już jest zaletą samą w sobie. Wady kałuży: Paskudny zapach i smak (np. kanalizacja warszawska z osławioną Czajką). Często rozlewa się tam, gdzie nie powinna. Zawiera mokrą wodę. Absurd kałuży: Zapatrzona na autobusy - płacze deszczem?.
-
- M.R. Ja jestem Baranica, urodą i uśmiechem zachwycam. W sercu mym noszę dobroć, otwartość i [łagodność, lecz cenię własną - godność. A ten, kto mój spokój naruszy, kto krzywdę wyrządzi mej duszy, pozna, jak nieokiełznana potrafi być złość - Barana. Legionowo, 06.03.2005.
-
Mira, jak co rano, będzie miała wenę do pracy Marzenka, myśląc o dzieciach, będzie szukać zagubionego aktu Monika będzie kląć jak szewc i popijać kawą kolejne przekleństwa Justyna będzie spoglądać na świat niebieskimi oczami spod wydłużonych rzęs Magdę znów coś wkurwi Małgosia, Ania i Dorota bedą pracować w ciszy Maryla będzie czekać na dostęp do komputera Pani Maryla otwarcie skomentuje to, co jej się poprzedniego dnia nie spodobało Maciej będzie mieć próbę albo występ albo jedno i drugie a Michał? cóż, będzie krążył myślami Pan Bóg wie gdzie i zacznie pisać kolejny wiersz Legionowo, dn. 26.04.2005 r.
-
BUNKIER Fuehrera - Herr Adolf Rosjanie są już kilometr od nas – mokry od potu posłaniec wpadł do bunkra i upadł natychmiast martwy na podłogę. - Słyszę, słyszę – powiedział cicho Adolf nie przerywając golenia przed lusterkiem – głuchy nie jestem . - Mein Adolf – siedzący w rogu pokoju mężczyzna znany w kręgach jako Martin Borman podrapał się zazdrośnie po swojej nie golonej od kilku dni brodzie, jedyna maszynka do golenia jaka została była w rękach Hitlera a ten nic chciał się nią z nikim podzielić. -Musimy Uciekać. - Wiem, wiem, zaraz zadzwonię na lotnisko. - Niestety mein Adolf nie mamy już lotniska. Jedyne jakie zostało zajęli Amerykanie. - A to sukinsyny zawsze przychodzą bez zaproszenia. Dobrze w takim razie polecimy Lufthansą. Cheesburgera zjemy na lotnisku. - Niestety mein Adolf. Lufthansa odwołała wszystkie loty. Co gorsza przyszli nas zabić, to znaczy ciebie przede wszystkim. - Mnie, a za co ? – zdziwił się Adolf. - Nie płaciłeś podatków, używałeś brzydkich wyrazów, i siusiałeś do zlewozmywaka w którym myłeś sobie w dodatku ptaka bez zezwolenia. - A więc to też wiadomo ? – Adolf się zaczerwienił. - Tak, doniosła nam o tym Ewa Braun. Szła się odlać do męskiej toalety bo w damskiej się zatkał kibel i zobaczyła co robisz. - A więc jestem zupełnie skompromitowany ? - Tak. Udowodniono tobie także że kiedyś w kościele dolałeś tuszu do wody święconej, nie jadłeś szpinaku, wyżerałeś kaszkę oraz strzelałeś do wróbli. - Czy trafiłem któregoś ? - Nie – Borman ukrył rumieniec zażenowania i gwizdnął żeby odwrócić uwagę. - Pozostaje nam więc tylko ucieczka. Czy możemy pojechać do jakiegoś ciepłego kraju ? Mam dość siedzenia w tym bunkrze. Jest zimno jak cholera, a wczoraj szczury zjadły mi kanapkę. Zostało tylko celofanowe opakowanie. - Tak, pojedziemy do Argentyny do wujka Perona. - Czy będę mógł malować morskie krajobrazy ? - Oczywiście. Peron chciał też żebyś namalowała go razem z żoną. - Ach z tą dziwką – Adolf podrapał się po głowie.- Miała mi przysłać swoją ostatnią płytę długogrającą. - Pewnie zapomniała. - No dobrze ale jak się tam dostaniemy, czy Rosjanie nie będą nam przeszkadzali ? - Nie. przekupimy ich koniakiem miętowym. Nikt nie chce pić tego paskudztwa. W magazynie został cały wielki zapas. Adolf tylko się skrzywił w odpowiedzi i splunął na podłogę. - A czy jak będę grzeczny pozwolisz mi bawić się tą śmieszną dmuchaną lalką z dziurami schowaną pod twoim łóżkiem. - Jasne – Borman nie wyglądał na zadowolonego z odkrycia Adolfa ale nie dawał po sobie poznać niczego zbyt długo. - No dobrze czy możemy w takim razie zwołać naradę sztabową, chciałem wygłosić krótkie przemówienie – strząsnął niewidzialny okruch z munduru. - Nie teraz Adolf, chyba musimy naprawdę uciekać. - No dobra, w takim razie daj mi chociaż gumę do żucia bo mi strasznie śmierdzi z pyska. Borman sięgnął do kieszeni i wyciągnął garść gum do żucia. - Jaką chcesz ? Adolf pochylił się nad jego dłonią i wyciągnął małą paczuszkę. - Ha! Jest! Moja ulubiona malinowa. - Weź dwie – Borman wycisnął z opakowania gumę i wcisnął Adolfowi w rękę. - Wiesz co Marti, tak się zastanawiam co się stało z tym śmierdzącym kulawym kurduplem Goebbelsem. Nie widziałem go chyba pół dnia. - Joseph ma straszną migrenę, boli go łeb po wczorajszym przemówieniu do obrońców Berlina. Obrzucali go zgniłymi jajami, pili coca-colę i szeleścili torebkami po chepsach. A ktoś podobno ośmielił się twierdzić że przegramy. W dodatku ktoś zaproponował obejrzenie muzeum sztuki nowoczesnej. - No niee ...! - Adolf się zadumał. Po jego twarzy przeszedł grymas współczucia który natychmiast zastygł w sardonicznym uśmiechu. - Może powinienem go iść pocieszyć albo coś. Jest tu jeden wróżbita. Goebbels jeszcze nie korzystał z jego przepowiedni. Podobno jest wyjątkowo optymistycznie nastawiony do życia. Mówi same miłe rzeczy. Jak dołożysz dwieście marek albo bochenek chleba z marmoladą to przepowie tobie wszystko nawet na rok dwutysięczny. - Goebbels dał dzisiaj jednemu wróżbicie wypowiedzenie. Żalił mi się że po jego wizytach ma ciężkie doły. Podobno mówił że rzesza nie przetrwa aż tysiąca lat. - No co ty powiesz – Adolf z wrażenia aż podniósł do góry ręce. - Tak! Powiedział że rzesza przetrwa najwyżej dziewięćset siedemdziesiąt osiem lat. - Bezczelność – Hitlerowi na twarzy wyszły czerwone pręgi. – Jak słyszę coś takiego to miałbym ochotę wywalić takiego bydlaka na zbity pysk bez odprawy i jeszcze dać wilczy bilet. Poza tym ...- rozpoczął ale w tym momencie potężne uderzenie wstrząsnęło bunkrem. Adolf zachwiał się i runął na dywan. Za nim poleciał tynk z sufitu. Biały proszek wymalował twarz Hitlera tak że wyglądał jak dziadek mróz po wielogodzinnym dniu pracy wśród śniegów Antarktydy w wigilijny wieczór prezentów. Borman dał zaraz nurka pod stół i wystawały spod niego tylko jego oficerki. – Poza tym...no ! Nie wiem co chciałem powiedzieć. Martin co ty tam robisz ??? Wychodź stamtąd natychmiast ! - Nic, nic tylko mi tam wpadło dziesięć fenigów. Ha ha ha no nie wyglądasz jak dziadek mróz – powiedział wychodząc. – Jestem głodny, na szczęście zostało parę kanapek – otworzył szufladę i wyjął z niej kilka pakunków i butelkę wina, po czym zgarnął gruz ze stołu i włożył kąsek do ust - A dla mnie. Też jestem głodny. - Nie zasłużyłeś. Nie zrobiłeś zadania domowego. - Dawaj żarcie – krzyknął próbując wyrwać Bormanowi kanapki z ręki. – Jestem Fuhrerm trzeciej rzeszy. – Borman w odpowiedzi tylko się zasłonił ramieniem, prędko sprzątnął zawartość stołu na kolana i przycisnął ciałem odgradzając skutecznie Adolfa od jedzenia. - Poskarżę się na ciebie. - Komu ? – zapytał Borman nie przerywając jedzenia. - Himmlerowi. - Jest spalony - prychnął Martin. – Poszedł na spotkanie ze swoimi rycerzami. Nie wiem dokładnie jak to było. Trochę powspominali czasy ze studiów. Zrobiło się jakoś dekadencko. Były jakieś panienki z ligi narodów i prostytutki ze świeżej dostawy z Mongolii. Szczerzył zęby do zawodników golfa z Wielkiej Brytanii. Był też obecny jeden Chińczyk. Stawia Tarota erotycznego i robi masaże. Te, no wiadomo. Palili i śpiewali piosenki o wolności. Nawet spalili jakiegoś generała który nawoływał do wojny napastniczej z Birmą i posadzili na nim Perkole w doniczce. Potem były Faraferia. W końcu Heinrich powiedział że wali na to wszystko i przydrinkował tak że następnego dnia pisały o tym wszystkie gazety z New York Timesem i Inernational Herald Tribune włącznie. - Szkoda że nikt mi o tym nie powiedział. - I co byś zrobił ? - Posłał bym za nim Gestapo. Martin wzruszył ramionami. - To ta sama para oficerek. Ta dekadencka zniewieściała banda narkomanów dział mi na nerwy. Narkotyki wróżbici, poezja Mui Juchansena i Schillera. Ile można. - W takim razie SS by się nim zajęło, trochę tortur postawiło by go na nogi. -Tak, ostatnio mają w repertuarze łaskotki pod pachami i opowiadanie głupich kawałów. Poza tym po jechali na wycieczkę w Himalaje szukać magicznych butelek po oranżadzie wiśniowej czy jakiegoś historycznego kieliszka po wódce z Kany Galilejskiej. - Znaleźli? – Adolf podrapał się po wąsach które nieogolone od kilku dni rozrosły się potężnie w rude zwoje spadające aż na brodę. -Nie znaleźli Herr Adolf. Po drodze mieli wypadek. Wpadli na autobus z bolszewikami jadącymi na mecz krykieta do Lizbony. Tych co przeżyli zjadły niedźwiedzie polarne szczególnie głodne o tej porze roku, a reszta pomarzła lub zachorowała na katar z powikłaniami. - Jak to ? Tarot pokazywał że wszystko będzie cool - Niestety ruscy mają w dupie tarota i mandale. Wierzą tylko w śliwowicę i koniak Johny Walker. Poza tym trzeba się cieplej ubierać jak się jedzie na wycieczki w kierunku wschodnim. - Szczera prawda Martin. Masz taki zmysł praktyczny że chwilami się zastanawiam dlaczego to ty nie jesteś Fuehrerem. – Borman wybuchnął tak głośno aż mu wypadł kubek z ręki i prychnął przez cały stół. - Przecież jestem Fuehrerm. Mianowałeś mnie na to stanowisko jakieś dwanaście lat temu gdy jeszcze byliśmy w gimnazjum. Poza tym to ja tobie pisałem wszystkie przemówienia i mówiłem co masz robić. Jesteś pionkiem. - W takim razie przepraszam cię zapomniałem. Skoro to ty jesteś Fuehrerem to czemu ruscy się mnie czepiają ? - Już ci mówiłem przecież. Poza tym – ściszył konfidencjonalnie głos i położył ręce na ramiona fuehrerowi po czym spojrzał mu wymownie w oczy - Nie lubią rudobrodych , Hi Hi – zachichotał cicho. – Odkryli że pod czernią twoich wąsów jest rudy. Popatrz w lusterko jak wyglądasz. – Fuehrer spojrzał i głośno wykrzyknął zdumiony. – Cholera nie oglądałem swojej gęby od czasu anszlusu Austrii. Swoją drogą co to znaczy ? - To taka wycieczka herr co to jadzie dużo autobusów i pociągów, a jak już są na miejscu to wszyscy jedzą na koszt właściciela. - I on się godzi? - Pewnie. nawet się cieszy na gości. - Jestem zadowolony że ty mi to wszystko powiedziałeś. Tylko się zastanawiam nad jedną rzeczą. Skoro nie ja jestem fuehrerem to kim ja jestem ? - Jesteś malutkim groszkiem który wypadł z koszyczka sierodce Marysi gdy szła na targ kupić miód dla chorej mamusi. - Tak ! – fuehrerowi zapaliły się oczy. Od początku tak myślałem. – Czy będzie budyń z sokiem malinowym i oranżada cytrynowa ? - Obawiam się że nie bardzo. Raczej powinieneś spodziewać się łaskotek kolbami karabinów i łamania kołem. - Cię cholera ! A tak w ogóle to co ty robisz. Czemu się pakujesz ? - Jadę na wycieczkę krajoznawczą do Paragwaju. Poza tym namyśliłem się, nie zabieram ciebie. - Dlaczego? mam tu zostać ?- Otwarł biurko i wyciągnął małą czarną walizę. - Nigdzie cię nie zabiorę, wykupiłem tylko jeden bilet i to w jedną stronę. To był żart z tą sierotką Marysią, jesteś wredną kanalią której nie lubią nawet dzikie plemiona ukrywające się w lasach Bangladeszu. Poza tym nie wolno zabierać zwierząt na pokład. - Czemu nie chcesz mnie zabrać ? – Adolf zasmucił się wyraźnie. – Byłoby wspaniale. Umiem robić rizoto włoskie i spaghetti po bolońsku. - Tam się nie jada rizoto, ani spaghetti po bolońsku. To dziki kraj ludożerców. - Nie ma sprawy ludzkie mięso też mogę polubić. Rozumiesz wolę pojechać bo tak się trochę boję. - Nie ma czego. Jednego generała który wyszedł z czołgu się odlać się w krzaki niedaleko Moskwy zamordowali od razu bez zbędnych ceregieli. Jak ich ładnie poprosisz to nie będą się nad tobą w ogóle znęcać. - Czy mógłbym próbować ich przeprosić. - Możesz. - No to świetnie. Powiem że za wszystko serdecznie przepraszam i postanawiam poprawę. Zaproszę ich też na kawę i postawię drożdżówki od śniadania. - Jest jeden problem. Po pierwsze źle im się kojarzysz, a po drugie oni nie rozumieją po niemiecku. - Dobrze, w takim razie powiem wszystko po łacinie. Znam kilka powiedzonek. - Oni nie znają łaciny. Najwyżej parę terminów. Możesz spróbować przebrać się za sprzątaczkę i zostać córką pułku czerwonoarmistów, ale i to nie gwarantuje że nie będziesz niczym kangur w stadzie pingwinów. - A gdybym tak - Fuehrer podrapał się po głowie - oddał im to i owo. Rozumiesz mein Borman, taka sprytna manipulacja psychologiczna. W zamian za to dali by mi spokój i napili się ze mną jarzębiaka. - Srebra rodowe rodziny Hitler już ukradli, zresztą i tak były podrabiane bo pochodzisz z dołów społecznych i całe życie jadałeś przy pomocy niezbędnika uniwersalnego w przytułku. Wszystkie noże i widelce z twoim herbem zrobili na zamówienie w Paryżu dwa lata przed wojną. Została tylko tobie maszyna do pisania z wyszczerbioną literką "H", dwie pompki rowerowe i podarte kapcie. - Nieprawda. Mam jeszcze kawał Rosji, Węgry, Czechy i kawałek Turcji - Adolf zamachał radośnie rękoma na co Borman zrobił tylko kwaśną minę. - Dam to wszystko Ruskom. Zobaczysz że się ucieszą. Tylko mi nie mów że nie mamy już tego wszystkiego bo się chyba załamię. - Oczywiście że mamy tylko że do odebrania w terminie późniejszym. Na razie wygłodzeni Rosjanie czekają kilometr od naszego bunkra, przyjdą tu jak tylko skończą grać w dupnika i wtedy...- Borman zrobił charakterystyczny gest podcinania gardła. - Tak sobie myślę że miałeś sporo ciekawych metafizycznych przygód. Począwszy od tego jak cię wywalili z ASP za to że nie umiałeś rysować i podkradałeś rysunki kolegom, a skończywszy na happeningu pod Stalingradem Mógłbyś to wszystko opisać i opublikować. Miałbyś na pewno sporo czytelników. Ludzie teraz lubią takie historie. - Nie mam wydawcy - fuehrer zrobił kwaśną minę. - W takim razie siedemdziesiąt pięć procent. - To za dużo, najwyżej sześćdziesiąt pięć. Biorąc pod uwagę to że prostytuuję własną życiową historię, własny dramat. - Niech będzie. Ale zyski ponadnormatywne od dywident są wszystkie moje. OK ? - Stoi. - Fuehrer i wyciągnął rękę i Borman przybił tak zwaną piątkę. - Wiesz mein Fuehrer...- Borman wyciągnął kartkę papieru z walizki i małą przenośną niemiecką maszynkę do liczenia. - Lubię jak mnie tak nazywasz - Hitler klasnął w dłonie wyraźnie zadowolny. - Zrobiłem już tutaj listę tytułów jakie wydamy gdy tylko się stąd wydostaniemy. Posłuchaj. - "Partycypacja pracownicza w perspektywie XXI wieku ." - Za ciężkie, może coś lżejszego. - Racja. O to na przykład wydaje się dobre. "Sto lat samotności Fuehrera" - Niezłe, zaczynam pisać od razu. - Albo to na przykład "W księżycową ciemną noc". - Też dobre. To napiszę dla młodzieży. - Albo to " Przed sklepem buchaltera" - Eeee, to nudy. może coś innego. - Ten tytuł może się tobie spodoba. - Borman wyciągnął stos kartek i zaczął w nich nerwowo przewracać. O ! - podniósł do góry kawałek papieru i podał Adolfowi. Ten chwycił kartkę i roześmiał się od ucha do ucha. "Anielskie wersety" - o czym to ma być ? - Zbiór opowiadań dla gospodyń domowych tracących cierpliwość przy skrobaniu marchewki i obieraniu buraków. Być może ten tytuł zlecimy komuś innemu. Tu mam natomiast powieść dekadencką, młodzież nie ma co ze sobą robić i wymyślają że wszystko nie ma sensu i tak dalej. Smutek, nostalgia, seks, narkotyki i alkohol. Pójdzie jak woda. Tytuł to " Gra w szałasy". Wydamy to za dwadzieścia lat więc masz sporo czasu na napisanie. Myślałem też o powieściach biograficznych. Na przykład o ostatnich dniach Fuehrera III Rzeszy. Rozumiesz to. Borman i Adolf Hitler siedzą w bunkrze, a kilometr dalej siedzą już w okopach Rosjanie. Taka powieść o ostatnich chwilach. - Martin wzruszył się swoimi słowami i otarł małą łezkę która zabłyszczała mu w oku. - W takim razie zbierajmy się. Czekają na nas czytelnicy, fani, krytycy zazdrośnie bronić będą każdego mojego słowa. Ruszajmy, przed nami wywiady rzeki, audycje w radiu i w gazecie, wieczory literackie, korespondencja z czytelnikami i milionowe nakłady. - Chodźmy, chodźmy - Borman otworzył walizkę do której wskoczył Adolf i zatrzasnął od góry wieko, po czym zgasił światło i wyszedł. napisane 1999 r, w Poznaniu
-
trzymała się mocno nieświadoma wstydliwa zdradzając przedsmak cielesności koronkowych pragnień obejmowała udo licząc że zostanie tam na zawsze lub przynajmniej do wschodu ale on nieuchronnie się zbliżał dopadł ją zbyt wcześnie nie zdążyła nawet się zaprezentować zaświecić jak gwiazda tej nocy zsunęła się opadła prawie niezauważona obserwując z podłogi jak podobny los dotyka majtek i stanika