Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Znajdź zawartość

Wyświetlanie wyników dla tagów 'bunkier' .

  • Wyszukaj za pomocą tagów

    Wpisz tagi, oddzielając je przecinkami.
  • Wyszukaj przy użyciu nazwy użytkownika

Typ zawartości


Forum

  • Wiersze debiutanckie
    • Wiersze gotowe
    • Warsztat - gdy utwór nie całkiem gotowy
  • Wiersze debiutanckie - inne
    • Fraszki i miniatury poetyckie
    • Limeryki
    • Palindromy
    • Satyra
    • Poezja śpiewana
    • Zabawy
  • Proza
    • Proza - opowiadania i nie tylko
    • Warsztat dla prozy
  • Konkursy
    • Konkursy literackie
  • Fora dyskusyjne
    • Hydepark
    • Forum dyskusyjne - ogólne
    • Forum dyskusyjne o poezja.org
  • Różne

Szukaj wyników w...

Znajdź wyniki, które zawierają...


Data utworzenia

  • Od tej daty

    Do tej daty


Ostatnia aktualizacja

  • Od tej daty

    Do tej daty


Filtruj po ilości...

Dołączył

  • Od tej daty

    Do tej daty


Grupa podstawowa


Znaleziono 1 wynik

  1. BUNKIER Fuehrera - Herr Adolf Rosjanie są już kilometr od nas – mokry od potu posłaniec wpadł do bunkra i upadł natychmiast martwy na podłogę. - Słyszę, słyszę – powiedział cicho Adolf nie przerywając golenia przed lusterkiem – głuchy nie jestem . - Mein Adolf – siedzący w rogu pokoju mężczyzna znany w kręgach jako Martin Borman podrapał się zazdrośnie po swojej nie golonej od kilku dni brodzie, jedyna maszynka do golenia jaka została była w rękach Hitlera a ten nic chciał się nią z nikim podzielić. -Musimy Uciekać. - Wiem, wiem, zaraz zadzwonię na lotnisko. - Niestety mein Adolf nie mamy już lotniska. Jedyne jakie zostało zajęli Amerykanie. - A to sukinsyny zawsze przychodzą bez zaproszenia. Dobrze w takim razie polecimy Lufthansą. Cheesburgera zjemy na lotnisku. - Niestety mein Adolf. Lufthansa odwołała wszystkie loty. Co gorsza przyszli nas zabić, to znaczy ciebie przede wszystkim. - Mnie, a za co ? – zdziwił się Adolf. - Nie płaciłeś podatków, używałeś brzydkich wyrazów, i siusiałeś do zlewozmywaka w którym myłeś sobie w dodatku ptaka bez zezwolenia. - A więc to też wiadomo ? – Adolf się zaczerwienił. - Tak, doniosła nam o tym Ewa Braun. Szła się odlać do męskiej toalety bo w damskiej się zatkał kibel i zobaczyła co robisz. - A więc jestem zupełnie skompromitowany ? - Tak. Udowodniono tobie także że kiedyś w kościele dolałeś tuszu do wody święconej, nie jadłeś szpinaku, wyżerałeś kaszkę oraz strzelałeś do wróbli. - Czy trafiłem któregoś ? - Nie – Borman ukrył rumieniec zażenowania i gwizdnął żeby odwrócić uwagę. - Pozostaje nam więc tylko ucieczka. Czy możemy pojechać do jakiegoś ciepłego kraju ? Mam dość siedzenia w tym bunkrze. Jest zimno jak cholera, a wczoraj szczury zjadły mi kanapkę. Zostało tylko celofanowe opakowanie. - Tak, pojedziemy do Argentyny do wujka Perona. - Czy będę mógł malować morskie krajobrazy ? - Oczywiście. Peron chciał też żebyś namalowała go razem z żoną. - Ach z tą dziwką – Adolf podrapał się po głowie.- Miała mi przysłać swoją ostatnią płytę długogrającą. - Pewnie zapomniała. - No dobrze ale jak się tam dostaniemy, czy Rosjanie nie będą nam przeszkadzali ? - Nie. przekupimy ich koniakiem miętowym. Nikt nie chce pić tego paskudztwa. W magazynie został cały wielki zapas. Adolf tylko się skrzywił w odpowiedzi i splunął na podłogę. - A czy jak będę grzeczny pozwolisz mi bawić się tą śmieszną dmuchaną lalką z dziurami schowaną pod twoim łóżkiem. - Jasne – Borman nie wyglądał na zadowolonego z odkrycia Adolfa ale nie dawał po sobie poznać niczego zbyt długo. - No dobrze czy możemy w takim razie zwołać naradę sztabową, chciałem wygłosić krótkie przemówienie – strząsnął niewidzialny okruch z munduru. - Nie teraz Adolf, chyba musimy naprawdę uciekać. - No dobra, w takim razie daj mi chociaż gumę do żucia bo mi strasznie śmierdzi z pyska. Borman sięgnął do kieszeni i wyciągnął garść gum do żucia. - Jaką chcesz ? Adolf pochylił się nad jego dłonią i wyciągnął małą paczuszkę. - Ha! Jest! Moja ulubiona malinowa. - Weź dwie – Borman wycisnął z opakowania gumę i wcisnął Adolfowi w rękę. - Wiesz co Marti, tak się zastanawiam co się stało z tym śmierdzącym kulawym kurduplem Goebbelsem. Nie widziałem go chyba pół dnia. - Joseph ma straszną migrenę, boli go łeb po wczorajszym przemówieniu do obrońców Berlina. Obrzucali go zgniłymi jajami, pili coca-colę i szeleścili torebkami po chepsach. A ktoś podobno ośmielił się twierdzić że przegramy. W dodatku ktoś zaproponował obejrzenie muzeum sztuki nowoczesnej. - No niee ...! - Adolf się zadumał. Po jego twarzy przeszedł grymas współczucia który natychmiast zastygł w sardonicznym uśmiechu. - Może powinienem go iść pocieszyć albo coś. Jest tu jeden wróżbita. Goebbels jeszcze nie korzystał z jego przepowiedni. Podobno jest wyjątkowo optymistycznie nastawiony do życia. Mówi same miłe rzeczy. Jak dołożysz dwieście marek albo bochenek chleba z marmoladą to przepowie tobie wszystko nawet na rok dwutysięczny. - Goebbels dał dzisiaj jednemu wróżbicie wypowiedzenie. Żalił mi się że po jego wizytach ma ciężkie doły. Podobno mówił że rzesza nie przetrwa aż tysiąca lat. - No co ty powiesz – Adolf z wrażenia aż podniósł do góry ręce. - Tak! Powiedział że rzesza przetrwa najwyżej dziewięćset siedemdziesiąt osiem lat. - Bezczelność – Hitlerowi na twarzy wyszły czerwone pręgi. – Jak słyszę coś takiego to miałbym ochotę wywalić takiego bydlaka na zbity pysk bez odprawy i jeszcze dać wilczy bilet. Poza tym ...- rozpoczął ale w tym momencie potężne uderzenie wstrząsnęło bunkrem. Adolf zachwiał się i runął na dywan. Za nim poleciał tynk z sufitu. Biały proszek wymalował twarz Hitlera tak że wyglądał jak dziadek mróz po wielogodzinnym dniu pracy wśród śniegów Antarktydy w wigilijny wieczór prezentów. Borman dał zaraz nurka pod stół i wystawały spod niego tylko jego oficerki. – Poza tym...no ! Nie wiem co chciałem powiedzieć. Martin co ty tam robisz ??? Wychodź stamtąd natychmiast ! - Nic, nic tylko mi tam wpadło dziesięć fenigów. Ha ha ha no nie wyglądasz jak dziadek mróz – powiedział wychodząc. – Jestem głodny, na szczęście zostało parę kanapek – otworzył szufladę i wyjął z niej kilka pakunków i butelkę wina, po czym zgarnął gruz ze stołu i włożył kąsek do ust - A dla mnie. Też jestem głodny. - Nie zasłużyłeś. Nie zrobiłeś zadania domowego. - Dawaj żarcie – krzyknął próbując wyrwać Bormanowi kanapki z ręki. – Jestem Fuhrerm trzeciej rzeszy. – Borman w odpowiedzi tylko się zasłonił ramieniem, prędko sprzątnął zawartość stołu na kolana i przycisnął ciałem odgradzając skutecznie Adolfa od jedzenia. - Poskarżę się na ciebie. - Komu ? – zapytał Borman nie przerywając jedzenia. - Himmlerowi. - Jest spalony - prychnął Martin. – Poszedł na spotkanie ze swoimi rycerzami. Nie wiem dokładnie jak to było. Trochę powspominali czasy ze studiów. Zrobiło się jakoś dekadencko. Były jakieś panienki z ligi narodów i prostytutki ze świeżej dostawy z Mongolii. Szczerzył zęby do zawodników golfa z Wielkiej Brytanii. Był też obecny jeden Chińczyk. Stawia Tarota erotycznego i robi masaże. Te, no wiadomo. Palili i śpiewali piosenki o wolności. Nawet spalili jakiegoś generała który nawoływał do wojny napastniczej z Birmą i posadzili na nim Perkole w doniczce. Potem były Faraferia. W końcu Heinrich powiedział że wali na to wszystko i przydrinkował tak że następnego dnia pisały o tym wszystkie gazety z New York Timesem i Inernational Herald Tribune włącznie. - Szkoda że nikt mi o tym nie powiedział. - I co byś zrobił ? - Posłał bym za nim Gestapo. Martin wzruszył ramionami. - To ta sama para oficerek. Ta dekadencka zniewieściała banda narkomanów dział mi na nerwy. Narkotyki wróżbici, poezja Mui Juchansena i Schillera. Ile można. - W takim razie SS by się nim zajęło, trochę tortur postawiło by go na nogi. -Tak, ostatnio mają w repertuarze łaskotki pod pachami i opowiadanie głupich kawałów. Poza tym po jechali na wycieczkę w Himalaje szukać magicznych butelek po oranżadzie wiśniowej czy jakiegoś historycznego kieliszka po wódce z Kany Galilejskiej. - Znaleźli? – Adolf podrapał się po wąsach które nieogolone od kilku dni rozrosły się potężnie w rude zwoje spadające aż na brodę. -Nie znaleźli Herr Adolf. Po drodze mieli wypadek. Wpadli na autobus z bolszewikami jadącymi na mecz krykieta do Lizbony. Tych co przeżyli zjadły niedźwiedzie polarne szczególnie głodne o tej porze roku, a reszta pomarzła lub zachorowała na katar z powikłaniami. - Jak to ? Tarot pokazywał że wszystko będzie cool - Niestety ruscy mają w dupie tarota i mandale. Wierzą tylko w śliwowicę i koniak Johny Walker. Poza tym trzeba się cieplej ubierać jak się jedzie na wycieczki w kierunku wschodnim. - Szczera prawda Martin. Masz taki zmysł praktyczny że chwilami się zastanawiam dlaczego to ty nie jesteś Fuehrerem. – Borman wybuchnął tak głośno aż mu wypadł kubek z ręki i prychnął przez cały stół. - Przecież jestem Fuehrerm. Mianowałeś mnie na to stanowisko jakieś dwanaście lat temu gdy jeszcze byliśmy w gimnazjum. Poza tym to ja tobie pisałem wszystkie przemówienia i mówiłem co masz robić. Jesteś pionkiem. - W takim razie przepraszam cię zapomniałem. Skoro to ty jesteś Fuehrerem to czemu ruscy się mnie czepiają ? - Już ci mówiłem przecież. Poza tym – ściszył konfidencjonalnie głos i położył ręce na ramiona fuehrerowi po czym spojrzał mu wymownie w oczy - Nie lubią rudobrodych , Hi Hi – zachichotał cicho. – Odkryli że pod czernią twoich wąsów jest rudy. Popatrz w lusterko jak wyglądasz. – Fuehrer spojrzał i głośno wykrzyknął zdumiony. – Cholera nie oglądałem swojej gęby od czasu anszlusu Austrii. Swoją drogą co to znaczy ? - To taka wycieczka herr co to jadzie dużo autobusów i pociągów, a jak już są na miejscu to wszyscy jedzą na koszt właściciela. - I on się godzi? - Pewnie. nawet się cieszy na gości. - Jestem zadowolony że ty mi to wszystko powiedziałeś. Tylko się zastanawiam nad jedną rzeczą. Skoro nie ja jestem fuehrerem to kim ja jestem ? - Jesteś malutkim groszkiem który wypadł z koszyczka sierodce Marysi gdy szła na targ kupić miód dla chorej mamusi. - Tak ! – fuehrerowi zapaliły się oczy. Od początku tak myślałem. – Czy będzie budyń z sokiem malinowym i oranżada cytrynowa ? - Obawiam się że nie bardzo. Raczej powinieneś spodziewać się łaskotek kolbami karabinów i łamania kołem. - Cię cholera ! A tak w ogóle to co ty robisz. Czemu się pakujesz ? - Jadę na wycieczkę krajoznawczą do Paragwaju. Poza tym namyśliłem się, nie zabieram ciebie. - Dlaczego? mam tu zostać ?- Otwarł biurko i wyciągnął małą czarną walizę. - Nigdzie cię nie zabiorę, wykupiłem tylko jeden bilet i to w jedną stronę. To był żart z tą sierotką Marysią, jesteś wredną kanalią której nie lubią nawet dzikie plemiona ukrywające się w lasach Bangladeszu. Poza tym nie wolno zabierać zwierząt na pokład. - Czemu nie chcesz mnie zabrać ? – Adolf zasmucił się wyraźnie. – Byłoby wspaniale. Umiem robić rizoto włoskie i spaghetti po bolońsku. - Tam się nie jada rizoto, ani spaghetti po bolońsku. To dziki kraj ludożerców. - Nie ma sprawy ludzkie mięso też mogę polubić. Rozumiesz wolę pojechać bo tak się trochę boję. - Nie ma czego. Jednego generała który wyszedł z czołgu się odlać się w krzaki niedaleko Moskwy zamordowali od razu bez zbędnych ceregieli. Jak ich ładnie poprosisz to nie będą się nad tobą w ogóle znęcać. - Czy mógłbym próbować ich przeprosić. - Możesz. - No to świetnie. Powiem że za wszystko serdecznie przepraszam i postanawiam poprawę. Zaproszę ich też na kawę i postawię drożdżówki od śniadania. - Jest jeden problem. Po pierwsze źle im się kojarzysz, a po drugie oni nie rozumieją po niemiecku. - Dobrze, w takim razie powiem wszystko po łacinie. Znam kilka powiedzonek. - Oni nie znają łaciny. Najwyżej parę terminów. Możesz spróbować przebrać się za sprzątaczkę i zostać córką pułku czerwonoarmistów, ale i to nie gwarantuje że nie będziesz niczym kangur w stadzie pingwinów. - A gdybym tak - Fuehrer podrapał się po głowie - oddał im to i owo. Rozumiesz mein Borman, taka sprytna manipulacja psychologiczna. W zamian za to dali by mi spokój i napili się ze mną jarzębiaka. - Srebra rodowe rodziny Hitler już ukradli, zresztą i tak były podrabiane bo pochodzisz z dołów społecznych i całe życie jadałeś przy pomocy niezbędnika uniwersalnego w przytułku. Wszystkie noże i widelce z twoim herbem zrobili na zamówienie w Paryżu dwa lata przed wojną. Została tylko tobie maszyna do pisania z wyszczerbioną literką "H", dwie pompki rowerowe i podarte kapcie. - Nieprawda. Mam jeszcze kawał Rosji, Węgry, Czechy i kawałek Turcji - Adolf zamachał radośnie rękoma na co Borman zrobił tylko kwaśną minę. - Dam to wszystko Ruskom. Zobaczysz że się ucieszą. Tylko mi nie mów że nie mamy już tego wszystkiego bo się chyba załamię. - Oczywiście że mamy tylko że do odebrania w terminie późniejszym. Na razie wygłodzeni Rosjanie czekają kilometr od naszego bunkra, przyjdą tu jak tylko skończą grać w dupnika i wtedy...- Borman zrobił charakterystyczny gest podcinania gardła. - Tak sobie myślę że miałeś sporo ciekawych metafizycznych przygód. Począwszy od tego jak cię wywalili z ASP za to że nie umiałeś rysować i podkradałeś rysunki kolegom, a skończywszy na happeningu pod Stalingradem Mógłbyś to wszystko opisać i opublikować. Miałbyś na pewno sporo czytelników. Ludzie teraz lubią takie historie. - Nie mam wydawcy - fuehrer zrobił kwaśną minę. - W takim razie siedemdziesiąt pięć procent. - To za dużo, najwyżej sześćdziesiąt pięć. Biorąc pod uwagę to że prostytuuję własną życiową historię, własny dramat. - Niech będzie. Ale zyski ponadnormatywne od dywident są wszystkie moje. OK ? - Stoi. - Fuehrer i wyciągnął rękę i Borman przybił tak zwaną piątkę. - Wiesz mein Fuehrer...- Borman wyciągnął kartkę papieru z walizki i małą przenośną niemiecką maszynkę do liczenia. - Lubię jak mnie tak nazywasz - Hitler klasnął w dłonie wyraźnie zadowolny. - Zrobiłem już tutaj listę tytułów jakie wydamy gdy tylko się stąd wydostaniemy. Posłuchaj. - "Partycypacja pracownicza w perspektywie XXI wieku ." - Za ciężkie, może coś lżejszego. - Racja. O to na przykład wydaje się dobre. "Sto lat samotności Fuehrera" - Niezłe, zaczynam pisać od razu. - Albo to na przykład "W księżycową ciemną noc". - Też dobre. To napiszę dla młodzieży. - Albo to " Przed sklepem buchaltera" - Eeee, to nudy. może coś innego. - Ten tytuł może się tobie spodoba. - Borman wyciągnął stos kartek i zaczął w nich nerwowo przewracać. O ! - podniósł do góry kawałek papieru i podał Adolfowi. Ten chwycił kartkę i roześmiał się od ucha do ucha. "Anielskie wersety" - o czym to ma być ? - Zbiór opowiadań dla gospodyń domowych tracących cierpliwość przy skrobaniu marchewki i obieraniu buraków. Być może ten tytuł zlecimy komuś innemu. Tu mam natomiast powieść dekadencką, młodzież nie ma co ze sobą robić i wymyślają że wszystko nie ma sensu i tak dalej. Smutek, nostalgia, seks, narkotyki i alkohol. Pójdzie jak woda. Tytuł to " Gra w szałasy". Wydamy to za dwadzieścia lat więc masz sporo czasu na napisanie. Myślałem też o powieściach biograficznych. Na przykład o ostatnich dniach Fuehrera III Rzeszy. Rozumiesz to. Borman i Adolf Hitler siedzą w bunkrze, a kilometr dalej siedzą już w okopach Rosjanie. Taka powieść o ostatnich chwilach. - Martin wzruszył się swoimi słowami i otarł małą łezkę która zabłyszczała mu w oku. - W takim razie zbierajmy się. Czekają na nas czytelnicy, fani, krytycy zazdrośnie bronić będą każdego mojego słowa. Ruszajmy, przed nami wywiady rzeki, audycje w radiu i w gazecie, wieczory literackie, korespondencja z czytelnikami i milionowe nakłady. - Chodźmy, chodźmy - Borman otworzył walizkę do której wskoczył Adolf i zatrzasnął od góry wieko, po czym zgasił światło i wyszedł. napisane 1999 r, w Poznaniu
×
×
  • Dodaj nową pozycję...