Znajdź zawartość
Wyświetlanie wyników dla tagów 'dla dzieci' .
Znaleziono 50 wyników
-
Zasady: Użytkownik dobiera słowo do poprzedniego słowa tak jak mu się kojarzą (ciekawe dokąd dobrniemy)np. Chmura - niebo. Moje słowo to poezja
- 5 383 odpowiedzi
-
4
-
- dla dzieci
- zabawa
-
(i 3 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Cós to, cós to za placusek, Spytał mały Tadeusek. Cyz to socek wysoncony z pomidola? Nie... To nas tatuś ukochany, Pzes tlamwajek psejechany.
-
Na planecie Wariaton
Adriana Gawrysiak opublikował(a) utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Jest taka planeta, daleko od Słońca, Co dziwolągów jest na niej bez końca. Lecz w ich dziwności nie o to chodzi, Że wygląd ich śmiech, czy też zgrozę rodzi. Kolor ich skóry bowiem nie jest zielony I oczów nie mają wybałuszonych. Nie mają też wcale oddechów cuchnących, Dziesięciu rąk, czy uszów sterczących… Ich dziwolągowatość polega na tym, Że z nich są po prostu totalne wariaty! I mają takie przedziwne zwyczaje, Że mózg to po prostu aż w poprzek staje! Tu na śniadanie są, moi szanowni, Ślimaki na mleku i tost z dżemem z dżdżownic. Na lunch szczury w sosie, a do obiadu Serwują sałatkę z przeróżnych owadów. Na powitanie się rąk nie podaje, Tylko na głowie się sztorcem staje. Przy pożegnaniu dopiero jest draka Bo na dowidzenia jest taniec cudaka. W tańcu tym robi się pirueta, Trzesąc się przy tym, jak galareta, Po piruecie są trzy pajacyki, A po pajacykach - przedziwne okrzyki! Tu domy, to nie żart, są w kształcie okrągłym, By z miejsca do miejsca się toczyć mogły. Szkoły zaś w lesie są, bez klas i ławek, Naukę traktuje się tu jak zabawę! Te dziwolągi są takie szalone, Że ich planetę zwą ‘Wariatonem’. Gdy czasu mieć będę choć chwilkę kiedyś, Z pewnością polecę Wariaton odwiedzić. -
Pewien znany, bystry ukwiał Doskonale liczyć umiał. A najbardziej, bez wątpienia, Kochał tabliczkę mnożenia. Ukwiał mądry i sędziwy, Raz miał setne urodziny. Na przyjęcie swe zaprosił Klan krewetek i łososi. A ponadto ośmiornice, Płaszczki i kałamarnice, Kraby, małże oraz wale, I tak dalej, I tak dalej… I wraz z panią Ukwiałową, Menu usiadł i planował. Liczydełko więc pożyczył, Wszystkich gości mnożył, liczył… ‘Tak, chimery algi zjedzą. W siedem rodzin nas odwiedzą… Jeśli żono droga, nie wiesz, Ile podać alg w zalewie, Pomnóż siedem razy siedem, Będzie to czterdzieści dziewięć!’ ‘Przyjdą do nas też łososie, Osiem grup, w każdej po osiem. Skok jak zrobią na desery, Zjedzą ich sześćdziesiąt cztery!’ ‘Koni morskich przyjdzie dziewięć, Każdy z żoną będzie siedzieć, Każdy dzieci ma też dwójkę, Więc przez dziewięć pomnóż czwórkę. Dań trzydzieści sześć podamy, Plankton wraz z wodorostami’ Dalej ukwiał liczył kraby: ‘Ich zaprosił cztery sztaby, W każdej ośmiu osobników Krabów będzie też bez liku! Dla liczebnej ich gromady Są trzydzieści dwa obiady!’ Chełbie, kiełże, żółwie, stułbie… Ukwiał gości liczył dumnie. Juz podliczyl wszystkie raki, Mnożył, mnożył te zwierzaki.. Chociaż mądry był nasz ukwiał, To uwagę swą źle skupiał. Gdy liczbami głowę kwapił, Urodziny swe przegapił!
-
"Hipopotamie, hipopotamie, niech się przedstawię- na imię mam Janek. Ja dużo pytam i wszystko chcę wiedzieć, Chętnie dziś z Panem słówko zamienię. Czy coś by Pan przeciw miał kilku pytaniom?" "Ach skądże! Ja chętnie odpowiem na nie". "Hipopotamie, hipopotamie, czy lubi Pan spać na miękkim tapczanie?" "Na miękkim tapczanie? Ach tak, oczywiście, Na takim mebelku najlepiej się wyśpię". "A czy na pianinie lubi Pan spać?" "Ach nie, na pianinie wszak tylko się gra!" "Hipopotamie, hipopotamie, czy lubi Pan pływać na błotnistej tamie?" "Błotnista tama? Tak, to jest to! W błotnistej kąpieli ja pływam non stop". "A w czekoladzie Pan pływać by chciał?" "No nie, taka gorąca, toż bym się bał!" "Hipopotamie, hipopotamie, czy lubi Pan jajka jeść na śniadanie?" "Jajka? Ach tak, oczywiście, że lubię Jedno o siódmej, o ósmej drugie". "A tort orzechowy chętnie Pan je?" "Tak, lecz na deser, na śniadanie nie" "Hipopotamie, hipopotamie, czy chętnie pomaga Pan w kuchni mamie?" "W kuchni? O tak, ma się rozumieć, Ja sprzątać, gotować najlepiej umiem". "A ciasta Pan piecze, hipopotamie?" "Oj nie, to jest dla mnie zbyt skomplikowane". "Hipopotamie, hipopotamie, czy Pana to zdjęcie w tej złotej ramie?" "Zdjęcie? Tak moje jest, w rzeczy samej. Czyż nie jestem pięknym hipopotamem?" "A brzydkiej fotki nie ma Pan żadnej?" "Brzydkiej? Ach nie! Mam tylko ładne!" "Hipopotamie, hipopotamie, odpowie Pan jeszcze na jedno pytanie?" "Odpowiem, owszem lecz może nie dziś. Teraz do domu już muszę iść" "A jutro chwilkę będzie Pan miał?" "Jutro? Nie bardzo, bo będę prał" "Hipopotamie, hipopotamie, a może pojutrze porozmawiamy?" "Pojutrze? Niestety, lecz nie dam rady, Jadę się kąpać nad wodospadem" "A może za tydzień albo za dwa?" "Ach, też jestem zajęty, no nie mam jak!" "Hipopotamie, hipopotamie, a czy Pan przypadkiem mnie tutaj nie kłamie?" "Kłamie? Och nie! To wykluczone! A może przepytasz tak teraz wronę?" "A wrona ma czasu więcej niż Pan?" "Wrona? O tak! Ona zawsze czas ma!!!" Adriana Gawrysiak
-
Nad rzeką Biebrzą, żył bóbr nietypowy, Co w swoich pasjach był niestandardowy. Zwyczajnie znudzony bobrowym był życiem I o wielkich przygodach rozmarzał się skrycie. Żeremia, nory, błota, czy tamy... Bóbr nie był nimi zafascynowany. Pragnął świat wielki zwiedzać jedynie, I żyć inaczej, niż wszyscy w rodzinie. Rodzina niestety zrozumieć nie mogła, Jak bóbr może nie lubić egzystencji bobra? ‘Gdy dorośniesz synku', mówiła mu mama, 'To poczujesz potęgę bobrzego powołania'. 'Do pracy w terenie masz ogrom zdolności I sztuki pływania ci niejeden zazdrości. Pierwszorzędnym budowniczym zostaniesz z pewnością, Na to wszyscy czekamy ze szczerą radością’. Więc bobrem był bóbr nasz i tamy budował, Pnie drzew ścinał zębami i w wodzie nurkował. I choć uśmiech rodziców mu serce rozgrzewał, To smutne bóbr myśli coraz częsciej miewał. Pewnego poranka przytulił mamę I powiedział, że opuszcza rodzinną tamę. Świat pragnie poznawać, wbrew bobrzej naturze, Bo najlepiej się czuje w podróżnika skórze. Wyruszył w przygodę i prędko zrozumiał, Że zbyt długo marzenia w swej duszy wytłumiał. Teraz był bobrem, jakim być powinien I nie z budownictwa, lecz podróżowania zasłynie. I tak też się stało, bo bardzo szybko Bóbr stał się postacią bardzo niezwykłą. Znany na świecie ze swoich wojaży, Stał się symbolem szczęścia i marzeń. Także w rodzinie uznanie odzyskał, Bo ta kochała go ponad wszystko. Widząc u bobra moc samospełnienia Wiedziała, że nie wolno w nim niczego zmieniać.
-
Jestem małym marzycielem, w głowie mam pomysłów wiele. W snach odwiedzam miejsca różne, co bajkowe są i cudne. W mej krainie snów i czarów jest slodkości bez umiaru, świat jest pełen barw i wzorów, taniec smaków i kolorów! Tutaj rzeczka jest różowa, w smaku pyszna, truskawkowa. Tęcza zaś czekoladowa, a na brzegach – orzechowa. Są wafelki zamiast płotków, wypełnione miodem w środku, Taki płotek żeby przejść , trzeba go kawalek zjeść. Krówki wcale nie są w łatki, ale w fioletowe paski. I, przypadek całkiem rzadki, zamiast deszczu, lecą kwiatki! Liście drzew niebiesko-żółte,mają kształt maleńkich nutek. Gdy jesienią opadają, to muzykę śliczną grają! Tu motylki kolorowe, żółte i pomarańczowe, Gdy na buźce mej siadają, skrzydełkami łaskotają. Drzewa ręce wyciagają i przechodniów utulają. A że są okryte puszkiem, więc w dotyku sa miluśkie. W tej krainie mej wyśnionej, ptaszki jasno są zielone. Wokół główki mej latają i do uszka mi ćwierkają. Wkoło pyszny świat sie snuje, aź serduszko się raduje. Pięknie jest w tej mojej baśni, malowanej w wyobraźni.
-
Żółwik Karmelek powolny wędrowniś Nie mógł nieszczęsny na czas nigdzie zdążyć Wolnym, mozolnym poruszał się marszem I przez to biedaczek się spóźniał zawsze Raz wszystkie zwierzęta czas wolny miały I razem do kina na film się wybrały Karmelek też poszedł, lecz żółwim tempem Gdy dotarł, to kino już było zamknięte Gdy lew go zaprosił na swe urodziny To szedł nieboraczek ze trzy godziny Dodreptał na siódmą, lecz było już pusto Impreza skończyła się bowiem przed szóstą Raz chciał się w sobotę na mecz piłki wybrać I szedł z wielką radością by turniej wygrać Choć świetnym piłkarzem był nasz Karmelek Na mecz się spóźnił bo doszedł w niedzielę Gdy na wesele się wybrał zająca To zgubił się biedak po drodze na łące I znowu się spóźnił jako jedyny Tym razem o cztery okrągłe godziny I tak to już było z żółwikiem Karmelkiem Okazje niestety mijały go wszelkie I chociaż próbował się spieszyć nieborak To zawsze docierał do celu nie w porę Samotny I smutny był przez to Karmeluś Przyjaciół miał bowiem zupełnie niewielu Nikt cierpliwości nie miał wciąż czekać I przez Karmelka ze wszystkim zwlekać Aż raz żółwik spotkał ślimaka pod lasem Co tak jak i on nie nadążał za czasem I wielce się razem zaprzyjaźnili Bo równie powolni, spóźnialscy byli Autor: Adriana Gawrysiak
-
Zajączek usiadł na wielkiej górze I rozmyśla o tym , że ząbki ma duże. Ogonek też taki, troszkę za krótki I martwi się tak zajączek malutki. Że uszko jedno na bok klapnięte, Futerko jakieś takie pomięte, Za długie wąsy, za krótkie nóżki I czemu nie ma skrzydełek, jak muszki? Nadeszła myszka, zajączka się pyta Czemu jest smutny i za główkę się chwyta! Gdy słyszy te troski zajączka, powiada: ‘To przecież jest jakaś gruba przesada! Zajączki są przecież puszyste i ładne, Kochane przez dzieci i bardzo zaradne. Niczego ci nie brak, przyjacielu mój bliski, Bądź sobą po prostu i ciesz się wszystkim’. Na to zajączek ucieszył się wielce I odtąd nie martwił się już nigdy więcej. Zrozumiał, że, jak inni, jest wyjątkowy I pokochał swój wygląd, idealnie zajączkowy!
-
Kiedy dzieci zasypiają, Gwiazdy walca zaczynają. Tańczą w snach dziecięcych pięknie, Rozświetlone, uśmiechnięte… Błyszczą, srebrzą się, migają, Kołysanki dzieciom grają, I czarują, roztańczone, Ich zabawki ulubione. Misie, lale teraz również Tańczą w kółko z klasą, dumnie. I, za rączki się trzymając, Rymy z gwiazdkami śpiewają. Księżyc złoto na świat wylał I nad rzeką się pochyla. W jej zwierciadle obserwuje, Jak świat w rauszu gwiazd wiruje… Porwał nagle noc do walca I oszalał w rytmie tańca Noc magicznie rozjaśniała, Szczęściem dzieci obsypała. W pięknej nocy diamentowej, Harce gwiezdno-księżycowe Otulają małe twarze W radość słodkich, sennych marzeń.
-
Kaczka Pana Hilarego
Adriana Gawrysiak opublikował(a) utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
‘Coż za dramat, coż za dramat!’ Krzyczy kaczka rozbiegana. ‘Niemożliwe! Jak tak można! Toż to sprawa wielce trwożna!’ ‘Droga kaczko, cóż się stało?’ Pyta kaczkę gęś nieśmiało. Kaczka zamiast odpowiedzieć, dalej ciągnie biadolenie. ‘To jest skandal jakiś przecież, to najgorsza rzecz na świecie! Chyba zaraz oszaleję, coś dziwnego się tu dzieje!’ ‘Czy ja moge pomóć Pani, w tejże sprawie niesłychanej?’ Ale kaczka nic nie słucha, na pytania wciąż jest głucha. Krzyczy dalej: ‘powiem szczerze, ja po prostu w to nie wierzę! Toż to problem jest ogromny, czyn najwyższej kary godny!’ Gęś nalega: ’ kaczko miła, powiedz czym się oburzyłaś? Sprawa widzę jest konkretna, może pomóc mogę jednak?’ Kaczka dalej lamentuje: ’ Toż ja tego nie pojmuję! Zaraz szoku tutaj doznam! Nikt mnie teraz nie rozpozna!’ Na to gęś się nie poddaje, wypytywać nie przestaje: ‘Moze Pani jednak doda, kto tak Panią zdenerwował?’ Kaczka krzyczeć zaprzestała, gęsi wreszcie powiedziała: ‘Proszę Panią, ja łzy ronię, bo mi piórka brak w ogonie. Tutaj z tyłu takie miałam i tak bardzo o nie dbałam. Lecz już nie mam, rzecz niechlubna, ktoś mi piórko moje skubnął. Z mej urody okradziona, jestem teraz zrozpaczona!’ ‘Czy to piórko złote było?’ Pyta gęś ze wściekłą miną. ‘Złote było, w rzeczy samej, czyżby piórko wzięła Pani?’ ‘Droga kaczko, piórko owe, masz kochana na swej głowie. Więc na przyszłość zamiast krzyczeć, proszę sprawdzić należycie!’ -
Był ciepły poranek i ptaszki ćwierkały, Słoneczko świeciło, motylki fruwały... Kudłaty pies Bombel radośnie zaszczekał I, merdając ogonem, na spacer poleciał. Po drodze spotkał kaczki na stawie I usiadł obok na miękkiej trawie. ‘Chodź z nami popływać!’ - kwakały kaczuszki. Lecz piesek się bał zanurzyć nóżki! Pobiegł więc dalej i ujrzał koziołka. Ten na widok Bombla zrobił fikołka. ’Chodź, ze mną poskaczesz piesku kudłaty!’ Lecz Bombel się bał, że pogubi łaty! Następnie spotkał ptaszka małego. ‘Chodź, ze mną pofruwaj, łaciaty kolego’. Lecz Bombel fruwać też nie chciał wcale: ‘Latać bez skrzydeł? To niebywałe!’ Gdy do domu biegł z zapałem, Myślał w swojej glówce małej: ‘To nie dla mnie jest fruwanie, Czy pływanie i skakanie. Wolę pieskiem Bomblem być, Leżeć w budce, kości gryźć... Bo najlbardziej odlotowo Jest być właśnie samym sobą’!
-
Na podwórzu we wsi Młyny, Pokłóciły się maszyny: ‘Hej żurawiu, takiej szyi, Nie widziałam odkąd żyję! Toż uśmiałaby się żmija, Cóź za śmieszna, długa szyja!’ ‘A Pani, koparko, niech spojrzy na siebie, Łopatę ma Pani po samą ziemię. Niech Pani nią lepiej tyle nie klepcze Bo ktoś ją Pani jeszcze przydepcze!’ Kombajn zaś tak betoniarce przygadał: Że mała i gruba, i szara, i blada, Że kręci się tylko i kręci w kółko, I brzęczy za głośno, na całe podwórko! Więc betoniarka mu tak odpowiada: Że może jest gruba, i może też blada. Lecz kombajn jest dryblas, olbrzymi, pokraczny, Do tego kanciasty i bardzo dziwaczny! I tak kłóciło się całe podwórze, Aż końca nie było tej awanturze. Już traktor i walec się spierać zaczęli, Wszyscy wśród maszyn najlepsi być chcieli! Na pomoc maszynom gospodarz pospieszył I wszystkie pochwalił i miło pocieszył, Że każda jest ważna i wyjątkowa, I czy to okrągła, czy kwadratowa, Do pracy są wszystkie tak samo potrzebne, Na wiejskim podwórku zupełnie niezbędne! Więc zamiast się kłócić i konkurować, Powinny przyjaźnić się i współpracować. Maszyny te słowa tak ucieszyły, Że odtąd wesołe i miłe były. Razem zadania swe wykonywały I uśmiech przyjaźni dla siebie miały!
-
Jestem chory nieboraczek, Mały kaszluś i kichaczek Lecz narzekać nie zamierzam Bo na przykład weźmy jeża: Jakiż biedny z niego zwierzak! Od dźwigania tych jabłuszek, Plecki go tak boleć muszą! Albo ślimak, sami wiecie, Dźwiga cały dom na grzbiecie! Tego w krzyżach pewnie łamie, Nie zazdroszczę mu bynajmniej A pająki? Też się mają! Ciągle pajęczyny tkają. Sto odcisków, rzecz wiadoma, Pewnie mają na odnogach! Żaby za to ciągle skaczą. Się nie dziwię, że tak płaczą. Muszą cierpieć, daję stówę, Na zakwasy żabich udek Nie ma komu więc zazdrościć, Każdy ma dolegliwości. Ja się z nikim nie zamienię, Wolę moje przeziębienie! Autor: Adriana Gawrysiak
-
Pewna krokodylica była strasznym gburem I wręcz nie znosiła gatunku jaszczurek Lecz nie z zazdrości o ich grację i zwinność Ani o skóry ich aksamitność W tym wszystkim chodziło jedynie o to, Że jaszczurka nie jest krokodylą istotą: “Jaszczurki nazbyt są jaszczurkowate A ja tylko to lubię, co krokodylowate!” Krokojędzy się bała jaszczurka niejedna Bo zołza z niej była, okrutna i wredna Jak tylko jaszczurkę na swej drodze spotkała, Za ogon ją zaraz zlośliwie szarpała I wszyscy mowili: “Jakież to głupie! Wszak krokodyl i jaszczurka w tej samej są grupie Gadami sa przecież te oba zwierzaki Więc czemuż istnieje tu problem taki?!” Krokodylica bynajmniej tych słów nie słuchała Z jaszczurek się śmiała, puszyła się cała… Aż w koncu ktoś zakradł się do jej gniazda wielkiego I jajo jaszczurcze podrzucił do niego! Krokodylica niestety zbyt mądra nie była Psikusa owego więc nie zwęszyła O jajka swe za to dbała z wielkim zapałem I kochała je wszystkie- także to małe Przez tydzień ogrzewała je czule swym ciałem Aż wnet się wykluły dwa krokodylki małe Na końcu wykluła się także jaszczurka Najmniejsza z nich wszystkich i lekka jak chmurka Krokodylica bez wahań ją pokochała Za to, że słodka i za to, że mała… I w tej miłości tak ślepa była Że cech jaszczurczych nie zauważyła I jak na przykładną przystało matkę Pielegnowała całą gromadkę Różnicy przy tym nie widząc najmniejszej Pomiędzy jaszczurką i jej rodzeństwem Aż dnia pewnego pani Krokodyl Pragnąc skorzystać z pięknej pogody Przyjaciół zaprosić się zdecydowala I obiad w ogródku przygotowała Gdy goście uprzejmie na obiad przybyli To oczom swym własnym wprost nie wierzyli Przed nimi jaszczurka, z miną roześmianą Do krokodylicy zwracała się ‘ mamo’! ‘Toż to jaszczurka!’, ‘Bez wątpliwości!’ Krzyczalo szumnie grono zacnych gości ‘Krokodylico, czyżbyś radę dała Pokochać jaszczurkę?’ ‘Możeś oszalała!’ Ta zaś na słowa te okropnie zbladła ‘Jak to- ‘jaszczurka’ moje serce tak skradła? Moja mała pociecha krokodylkiem nie jest? Jak to możliwe? Co tu się dzieje?’ Potem się bliżej jaszczurce przyjrzała I prawdę, nieszczęsna, wnet zrozumiała Widziała już teraz czarno na białym Jaszczurczą duszę w tych oczach małych ‘Ach, to dlatego moja córeczka Nie rosła w siłę jak dzieci reszta! Teraz pojmuję już doskonale Dlaczego się różni tak niebywale!" Choć krokodylica się nieco zawiodła To przestać jaszczurki juz kochać nie mogła Ogromna miłość krokodylej mamy Wygrała z głupimi uprzedzeniami I tak krokodylica sobie uświadomiła Jak w wielkim błędzie niegdyś byla Przypadek z jaszczurką nauczył ją tego Że w odmienności nie ma nic złego Od tamtej pory szanowała wszystkich Porzucając na zawsze uczucie nienawiści Czuła się przy tym niezmiernie szczęśliwa Jak dobrze gdy zło z dobrem wygrywa! Autor: Adriana Gawrysiak
-
W zoo dziś wielkie zamieszanie Krzyk, wariacje, hałas, zamęt Problem bowiem powstał taki, Że pomieszał ktoś zwierzaki! I tak wielbłąd zmieniał barwy, Kameleon zaś miał garby Jakby tego było mało, Słoniom fruwać się zachciało. Skoczył jeden z wielkiej skały I się poobijał cały Lew w ślad za hipopotamem Zamiast mięsa- chce jeść trawę Niedźwiedź skacze zaś jak małpa I na drzewie robi salta Zebrom paski się znudziły Więc żyrafy namówiły By się z nimi zamieniły I swe kropki pożyczyły Struś zaś nosorożca prosił By mu jajka pomógł znosić Sam popływać pobiegł szybko Krzycząc przy tym ‘jestem rybką!’ Nikt już nie wie kim jest kto Zwariowało całe zoo!!! Autor: Adriana Gawrysiak
-
Nagle szybkim krokiem idzie sobie jesień. Choć czasami jesień bywa niezwykła zamiast liści z nieba lecą kwiaty te z wakacji krokusy, fiołki, tulipany, lecz podobno było ich dużo więcej nikt nie umiał przeliczyć ile kwiatów było milion albo nawet milion dwieście. Jesień to jest pora roku tuż przed zimą tuż przed latem jest w sam raz do spacerów takich super.
-
Mikołaj ma wąsy i brodę, I w worku prezentów bez liku. Każdemu dziś da niespodziankę, Odpocznie przy ciepłym kominku. Łagodnie przeoczy łzy, p s o t k i, A chętniej posłucha wierszyków. Już czapkę nałożył, i b o t k i, Kominem się lubi przesmyknąć. I śpiesznie mu, by na czas zdążyć...
- 1 odpowiedź
-
3
-
- wiersze gotowe
- akrostych
-
(i 2 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Być dorosłym to trudna sprawa, robić to i tamto nie wypada. Każdy przecież chciałby skakać przez kałuże, Śmieszne kształty widzieć w chmurze, Umorusać pyszczek cały, Krzyczeć głośno: “pobite gary!” Ale ciągle coś w środku podpowiada: “Jesteś dorosły - to nie wypada”. ... albo może pobawić się w berka, nabrać piasku ze dwa wiaderka. ... albo rozebrać się do golasa, i tak sobie wolno hasać. Ale nie, nie wolno, bo jesteś już na to za stary! Pobite gary!!!
-
Może nad morze (Piosenka plażowa)
jazzkółka opublikował(a) utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
córciu chodź na plażę cuda ci pokażę może mewę która puszcza oczko w chmurach aż się pruje niebo mewa zaś na lewo ściga się z obłokiem krzesze z piórek ogień śpiewa wrzaskopiskiem myląc nuty wszystkie chodźmy dziś na plażę cuda ci pokażę z fal zrobisz bałwana muszla będzie bajać o zamierzchłych czasach kiedy drzewem jantar skałą mocną piasek a ptak - dinozaurem chmura zaś łzą czyjąś którą szczęście zmyło chodź ze mną na plażę pomarzymy razem... -
Trącił kot niechcący Swą łapką miseczkę, No i teraz płacze Nad rozlanym mleczkiem. Usłyszał to piesek, Przyjaciel najlepszy. I podbiegł szybciutko, Aby go pocieszyć. - Też mi wielka rzecz! Każdemu się zdarza! To zbyt błahy powód, Żeby się tak mazać! Gdy się coś wydarzy, To się nie odstanie. Nic tu nie pomoże Bezsilne płakanie. Trzeba zacząć działać Mój koteczku drogi, Pomogę ci sprzątnąć To mleko z podłogi. Rady przyjaciela Brzmiały dość roztropnie. Wnet kotek zrozumiał, Że czasu nie cofnie. Przestał szlochać zatem I już bez zwlekania Zabrali się razem Z pieskiem do sprzątania. Wspólnymi siłami Wylizali plamy, Bo nie ma co płakać Nad mlekiem rozlanym.
-
We francuskiej wiosce Montrésor, Uczy w szkole pies profesor, W ludzkim stroju, na dwóch łapach, daje lekcje jak czuć zapach, jak zakopać w dole kości, jak przywitać grzecznie gości, jak wyniuchać w dziurze kota, jak wywinąć Panu psota, wszystko dzieci to notują, i też czasem dopytują: a czy można gonić koty? czy to wpędzi nas w kłopoty? czy na łóżku spać wypada? jaka będzie Pańska rada? Jack bez żadnego zawahania, odpowiada na pytania: posłuchajcie mojej rady, jakie wszędzie są zasady: nie należy robić tego, co krzywdziło by drugiego, co zaś idzie o psie życie, wkrótce się wszystkiego nauczycie, takich lekcji jest tysiące, tak mijają dni, miesiące... przyznać muszę całkiem szczerze, chyba trochę w to nie wierzę, i zapyta ktoś nieśmiało, czy naprawdę to się działo? czy to wszystko się zdarzyło? Nie! To się tylko psu przyśniło!
-
Nelci Mysz w różowych majtkach wyszła dziś na żer, Spaceruje sobie wzdłuż listwy ściennej, Aż natknęła się wtem na żółciutki ser, Dotarła bowiem do wnęki kuchennej. Podbiegła do blatu, na stół wskoczyła, Pobiegła do samej jego krawędzi, Leżące sztućce na ziemię strąciła, A przy tym rumoru, co się zowie, narobiła. Wystraszona biedaczka, ledwo się schowała, Już usłyszała kroki na korytarzu, Wpada gospodarz, na gębie czerwień pała, Z nim gospodyni uzbrojona w nożyk. „Stefciu, złodziej się włamał po nocy do domu!” krzyczy kobieta w panice niezmiernej. „Odejdź, Bożenko, co robisz z tym kozikiem, Wszak to z pewnością ci nie wystarczy?” Na myszkę, ukrytą za załomem muru, Blady strach padł, trwoga co niemiara, Czym prędzej więc porwała kawałek sera, I... do swej norki się schowała. Warszawa, dn. 8.06.2021
-
Gdzieś na półeczce, w saloniku, za siódmą szafą, w siódmej wnęce, wśród kurzu, książek, na kominku, stała laleczka w pozie wdzięcznej. Obok żołnierzyk przeźroczysty, z hartowanego szkła, kaleka. Choć serce złote miał, i myśli, wciąż nie widziała go tancerka. ref. Laleczka ze stali damasceńskiej, kiedyś jej rycerz złamał serce, a teraz tańczy, bo już nie chce pamiętać, kochać, czuć. Nic więcej. Laleczka z damasceńskiej stali i żołnierz w bojach hartowany. Choć obok siebie, a - w oddali. Samotni, smutni, z różnych bajek. Lecz dnia pewnego, bladym świtem, kiedy promieniem słońce głaszcze, czyjaś zabłysła na kominku łza, jak z wyśnionej dawno baśni. I zobaczyła w niej tancerka wpatrzone w siebie, czułe oczy. I zrozumiała - różne bajki miłością można w jedną złączyć. Ref. Laleczka z damasceńskiej stali i żołnierz w bojach hartowany. Ona - dla niego, a on - dla niej. W siebie wpatrzeni, zakochani. Laleczka ze stali damasceńskiej z żołnierzem - życie tańczyć będzie. Mocno trzymając się za ręce, Bezbronni, ale silni - szczęściem. oryginał: "Laleczka z saskiej porcelany"; słowa: Jacek Cygan, muzyka: Majka Jeżowska
- 12 odpowiedzi
-
8
-
Kiedyś napisałem córce, żeby miała na konkurs 'łamania języka' coś innego, niż Chrząszcza Brzechwy :) Żółw żołędzie żuł ze smakiem siedząc na głazie okrakiem. Łupał łupy i mełł miąższ, lecz głód gniótł żołądek wciąż. - Czołem żółwiu - żaba rzecze trzepiąc rzęsą. Właśnie lecę by naręcze zżąć żonkili. Pomógłbyś mi przez pół chwili? Żółw jął jęczeć wniebogłosy: - Czy cię, żabo, świerzbią włosy? Czyś widziała podczas żęcia tak hożego, jak ja, księcia? Słysząc żółwia czcze wykręty żaba, mając język cięty, na głaz wlazła i przy uchu mu ryknęła: - Kocmołuchu... Żółwia zelżyć nie zdążyła, bo choć niezbyt była miła - - smacznie mlasnął. Jak sam twierdzi, spożył żabę do żołędzi.
-
2
-
- żart slowny
- łamacz
-
(i 1 więcej)
Oznaczone tagami: