Znajdź zawartość
Wyświetlanie wyników dla tagów 'bronte' .
-
Przyjdę, gdy najsmutniejszy będziesz, Wniosę światło między ciemne mury, Gdy znikną błahe dnia radości, I zetrze uśmiech wesołości Wieczór ponury. Przyjdę, gdy w twym sercu najgorsze Z uczuć pełną weźmie władzę, Swoją bliskością cię zatrwożę, Smutek pogłębię, radość zmrożę, Duszę uprowadzę. Słuchaj! to ta pora nocy, Czas straszliwy czeka cię. Czy nie czujesz w głębi swej duszy Jak potok dziwnych doznań ją kruszy, Wysłanników wyższej mocy, Zwiastunów mnie? I Emilia (jak zwykle w formie): I'll come when Thou art saddest, Bring light to the darkened room, When the rude day's mirth has vanished, And the smile of joy is banished From evening's gloom. I'll come when the heart's worst feeling Has entire unbiassed sway, And my influence o'er thee stealing, Grief deepening, joy congealing, Shall bear thy soul away. Listen! 'tis just the hour, The awful time for thee. Dost thou not feel upon thy soul A flood of strange sensations roll, Forerunners of a sterner power, Heralds of me?
-
Spadajcie liście; kwiaty umierajcie; Dłużcie się noce, a dni skracajcie; Błogość przynoszą liście mym oczom Gdy na jesiennych drzewach trzepoczą. Będę się śmiała, gdy śnieżne zwały Wykwitną tam, gdzie róże stały; Będę śpiewała, gdy nocy ohyda Bardziej ponury dzień z siebie wyda. Wersja II, poprawiona: Spadajcie liście; kwiaty umierajcie; Dłużcie się noce, a dni skracajcie; Każdy liść mi błogość zapowiada Gdy z jesiennego drzewa opada. Uśmiechnę się, widząc jak śnieg biały Rozkwita tam, gdzie róże być miały, Zaśpiewam w głos, gdy nocy ohyda Bardziej ponury dzień z siebie wyda. I Emily: Fall, leaves, fall; die, flowers, away; Lengthen night and shorten day; Every leaf speaks bliss to me Fluttering from the autumn tree. I shall smile when wreaths of snow Blossom where the rose should grow; I shall sing when night's decay Ushers in a drearier day.
-
Gdy ziemię zdobi piękno dnia, Lub nocna burza spada z nieba, Jak dobrze duch mój ścieżkę zna, Którą udać mu się trzeba. To święte miejsce odnajduje W dziecinnych latach kochane; Przestrzeń pomiędzy ulatuje, Cierpienia jej i łzy wylane. I Emily: When days of Beauty deck the earth Or stormy nights descend, How well my spirit knows the path On which it ought to wend. It seeks the consecrated spot Beloved in childhood’s years; The space between is all forgot Its sufferings and its tears.
-
Osuszyła łzy i się uśmiechnęli Znów widząc na jej policzkach rumieńce; Ale przez cały ten czas nie dojrzeli Jak przepełniało się bijące serce. Słodki był jej wygląd i mowa miła I spojrzenie, którym dzień rozjaśniała, Nie mogli zgadnąć, gdy północ wybiła Jakże będzie ten czas opłakiwała. I Emily: She dried her tears and they did smile To see her cheeks’ returning glow; Nor did discern how all the while That full heart throbbed to overflow. With that sweet look and lively tone, And bright eye shining all the day, They could not guess, at midnight lone How she would weep the time away.
-
Miłość dziką różę przypomina, Do ostrokrzewu jest przyjaźń podobna - Ostrokrzew jest ciemny gdy kwitnie róża Lecz która z roślin jest dłużej zdobna? Dzika róża jest słodka wiosną, Latem jej woń powietrze nasyca; Lecz zaczekaj, aż wróci zima I kogo wtedy róża zachwyca? Więc porzuć z róży głupie wieńce I ostrokrzewu przywdziej koronę, Gdy grudzień skazi twe rumieńce Pozostawi ci wianki zielone. I Emily: Love is like the wild rose-briar, Friendship like the holly-tree - The holly is dark when the rose-briar blooms But which will bloom most contantly? The wild-rose briar is sweet in the spring, Its summer blossoms scent the air; Yet wait till winter comes again And who wil call the wild-briar fair? Then scorn the silly rose-wreath now And deck thee with the holly's sheen, That when December blights thy brow He may still leave thy garland green.
-
Często ganiona, jednak zawsze powracam Do pierwszych uczuć wraz ze mną zrodzonych, Pościg za wiedzą i bogactwem porzucam By marzyć móc o rzeczach niespełnionych: Dziś, mym celem nie jest ten cienisty region; Jego ogrom nabrzmiewa udręczony; I rozbudza wizje, za legionem legion, Dziwnie bliskim czyniąc świat zmyślony. Pójdę, lecz nie herosów dawnych śladami, I nie ścieżkami wyższej moralności, I nie pomiędzy wpół skrytymi twarzami, Rozmazanymi kształtami przeszłości. Pójdę gdzie ma natura zabrać mnie rada: O przewodzenie już się ze mną droczy: Tam, gdzie się w dolinach pasą szare stada; Gdzie wichry wieją pośród górskich zboczy. Lecz cóż w tych samotnych górach jest dla ludzi? Więcej chwały i smutku niż bym rzekła: Ziemia, co w jednym sercu uczucia wzbudzi Mieści w sobie światy Nieba i Piekła. I Emily (choć są i tacy pośród Brontelogów, co nieśmiało twierdzą, że może jednak Charlotte - nie nam rozstrzygać): Often rebuked, yet always back returning To those first feelings that were born with me, And leaving busy chase of wealth and learning For idle dreams of things which cannot be: To-day, I will seek not the shadowy region; Its unsustaining vastness waxes drear; And visions rising, legion after legion, Bring the unreal world too strangely near. I’ll walk, but not in old heroic traces, And not in paths of high morality, And not among the half-distinguished faces, The clouded forms of long-past history. I’ll walk where my own nature would be leading: It vexes me to choose another guide: Where the gray flocks in ferny glens are feeding; Where the wild wind blows on the mountain side. What have those lonely mountains worth revealing? More glory and more grief than I can tell: The earth that wakes one human heart to feeling Can centre both the worlds of Heaven and Hell.
-
Nie jest tchórzliwą dusza ma, Nie drży jak osika przed burz świata zgiełkiem: W mych oczach lśni niebios gloria, I wiara takoż lśni, moja broń przed lękiem. Boże, który w mej piersi trwasz. Wszechmocnym, wszechwiecznym jesteś Bogiem! Życiem - co we mnie spoczywa, Gdy ja - Wieczne Życie - mam siłę w Tobie! Puste są tych cred tysiące Co poruszają serca: puste nieopisanie; Marne jak chwasty więdnące, Jak szlam piany na bezbrzeżnym oceanie, By wzbudzić zwątpienie w tym Kto trzyma się mocno Twej nieskończoności; Tak pewnie zakotwiczonym Na niewzruszonej Skale nieśmiertelności. Darząc miłością szeroko Wieczne lata ożywia Duch Boży, Wnika, rozmyśla wysoko, Zmienia, karmi, rozkłada, wznosi i tworzy. Gdyby nadszedł kres ludzkości I słońca i wszechświaty istnieć przestały, A Tyś został w samotności, Wszystkie istnienia wciąż by w Tobie trwały. Nie dla Śmierci te przestrzenie, Ni atomu jednego jej moc nie zmoże: Ty - Ty jesteś Byt i Tchnienie, A to czym Jesteś, zniszczone być nie może. I Emily (1846): No coward soul is mine, No trembler in the worlds storm-troubled sphere: I see Heavens glories shine, And faith shines equal, arming me from fear. O God within my breast. Almighty, ever-present Deity! Life -- that in me has rest, As I -- Undying Life -- have power in Thee! Vain are the thousand creeds That move mens hearts: unutterably vain; Worthless as withered weeds, Or idlest froth amid the boundless main, To waken doubt in one Holding so fast by Thine infinity; So surely anchored on The steadfast Rock of immortality. With wide-embracing love Thy Spirit animates eternal years, Pervades and broods above, Changes, sustains, dissolves, creates, and rears. Though earth and man were gone, And suns and universes ceased to be, And Thou wert left alone, Every existence would exist in Thee. There is not room for Death, Nor atom that his might could render void: Thou -- Thou art Being and Breath, And what Thou art may never be destroyed.
-
To światło, letnie światło księżyca, Tak miękkie, ciche, pogodne; Północy czas wzniosłością nasyca Tchnie wszędzie myśli łagodne, Najbardziej tam gdzie drzewa wznoszą W górę przewiewną koronę, Lub nad ziemią konary unoszą Dając przed niebem ochronę. I tam w tych naturalnych altanach Prześliczna postać spoczywa; Zielona trawa rozfalowana Czule jej głowę opływa. Emilia tym razem nie o śmierci, nie o Bogu, nie o filozofii. Można? Można! Chociaż... dlaczego postać leży w trawie w środku nocy...? I Emily: Tis moonlight, summer moonlight, All soft and still and fair; The solemn hour of midnight Breathes sweet thoughts everywhere, But most where trees are sending Their breezy boughs on high, Or stooping low are lending A shelter from the sky. And there in those wild bowers A lovely form is laid; Green grass and dew-steeped flowers Wave gently round her head.
-
Skarby są dla mnie tylko tłem Z Miłości drwię obficie Pragnienie Sławy było snem Który znikł o świcie; A modląc się, chcę jednego; Na mych wargach gości Prośba, - Odejdź z serca mego I daj mi wolności. - Tak, gdy wkrótce odejść muszę O jedno chcę prosić Przez życie i śmierć, wolną duszę Z odwagą by znosić! Jakoś nie mogłem się oderwać od tego wiersza. I Emily (1841): Riches I hold in light esteem And Love I laugh to scorn And lust of Fame was but a dream That vanished with the morn– And if I pray, the only prayer That moves my lips for me Is–"Leave the heart that now I bear, And give me liberty." Yes, as my swift days near their goal 'Tis all that I implore Through life and death, a chainless soul With courage to endure!
-
W bezchmurną letnią północ, Promienie Księżyca świeciły Przez otwarte okno w salonie I od rosy pienne róże lśniły. Usiadłam w cichym zachwycie; Wiatr miękko rozwiał mi włosy; Powiedział jak pięknie śpi ziemia, I jak są wspaniałe niebiosy. Nie trzeba mi jego oddechu By wzbudzić te myśli we mnie; Lecz nadal szeptał cicho, - Jakież te lasy są ciemne! - Gęste liście w mym szmerze Szeleszczą jak we śnie, A głosów ich miriady Jednym w duchu zdają się. - Rzekłam, - Idź, śpiewaku miły, Twój zalotny głos jest ładny, Lecz nie myśl, że swą muzyką Mych myśli dotknąć władny. - - Baw się pachnącym kwieciem, Gałęzi giętkich kołysaniem I zostaw me ludzkie uczucia W ich naturalnym stanie. - Wędrowiec na to nie zważał: Całował mnie teraz powoli: - Och, chodźże! - westchnął słodko; - Będziesz moja wbrew swej woli. - - Czyż nie od dziecka się znamy? Czy długo nie kochałem cię? Tak długo jak ty, tę smutną noc, W której ciszy ma pieśń budzi się. - - A gdy twe serce spocznie Pod kościelnej nawy kamieniem, Ja będę miał czas na żałobę, A ty na osamotnienie. - Pomyślałem, że czas przetłumaczyć kobiecy wiersz, bo ileż można tych Williamów. Coś takiego lekkiego, o różach, księżycu, wietrze. No, to trafiłem... Ale cóż, Emily napisała "Wichrowe Wzgórza" i odeszła w tę smutną noc w wieku 30 lat - na gruźlicę. I Emily (1846): In summer’s mellow midnight, A cloudless moon shone through Our open parlour window, And rose-trees wet with dew. I sat in silent musing; The soft wind waved my hair; It told me heaven was glorious, And sleeping earth was fair. I needed not its breathing To bring such thoughts to me; But still it whispered lowly, ‘How dark the woods would be! ’The thick leaves in my murmur Are rustling like a dream, And all their myriad voices Instinct with spirit seem.' I said, ‘Go, gentle singer, Thy wooing voice is kind: But do not think its music Has power to reach my mind. ’Play with the scented flower, The young tree’s supple bough, And leave my human feelings In their own course to flow.' The wanderer would not heed me: Its kiss grew warmer still: ‘Oh Come!’ it sighed so sweetly; 'I’ll win thee ‘gainst thy will. ’Were we not friends from childhood? Have I not loved thee long? As long as thou, the solemn night, Whose silence wakes my song. ‘And when thy heart is resting Beneath the church—aisle stone, I shall have time for mourning, And thou for being alone.’