Znajdź zawartość
Wyświetlanie wyników dla tagów 'brama' .
-
Dwie nieszczęsne dekady minęły już od ostatniej wielkiej wojny. Lecz to nie znaczy końca ludzkiego cierpienia. Lecz czy mi to jest do oceny? Pamiętam to jakby było wczoraj. Garstka mężczyzn ubranych w niebieskie mundury wtargnęła do mego małego mieszkania. Wzięli mnie i wytarmosili na zewnątrz. Do tej pory nie wiem kto ani po co ich nasłał. Wepchali mnie do ich automobilu. Droga się przedłużała, jechaliśmy przez las. Był jesienny i deszczowy wieczór. Nie wiedziałem wtedy że już nigdy nie zobaczę tylu drzew. Aż w końcu dojechaliśmy do celu. Otworzono mi drzwi od pojazdu jak to robią dla króla. Lecz królem nie wycierają kostki brukowej jak mną. Chciałem wstać lecz oni mi nie dali. Wciągnęli mnie przez szarą bramę na terytorium mojego nowego domu. Było wszystko to o czym mógłby marzyć każdy pracowity robotnik. Ogród był co prawda ciemny i brak w nim kwiatów. A w środku jego fontanna którą porosły pnącza które spowodowały zatrzymanie się wody. Sam budynek niczym stary zamek lub katedra. Wielki z szarej cegły, dach pokryty starą blachą wykonaną z eternitu. W środku biało czarna szachownica jako podłoga i czasem też na ścianach. Rozebrali mnie, umyli, przebrali i zamknęli za żeliwnymi drzwiami z mała kratą po środku. Następnego dnia otworzyli drzwi i zawołali na śniadanie. Zszedłem po okrągłej klatce schodowej wraz z innymi. Jadalnia była ciasna, zero żarówek tylko duże okna, których nie dało się otworzyć, przez co zawsze było duszno. Jako posiłek zawsze dawali kaszę, chleb i czasem jakieś mięso a woda była do popicia. Po dziękczynnej modlitwie i śniadaniu zabrali nas do piekarni. Ach chleb z tej piekarni był jak z raju, wszyscy w pobliskich wioskach go kupowali. Lecz praca nad nim była jak piekło. Zawsze to samo ugniatanie, zero odpoczynku. Jeśli ktoś na chwilę chciał odsapnąć to od razu było słychać "pracować, pracować. Po to macie ręce" od jednej z sióstr pracujących przy piecach. Może i miały rację, w końcu nikt kto tu mieszka nie robi nic innego. Po pracy pora na chwilę wytchnienia i odpoczynku w świetlicy. Szeroka z Godycko wyglądającymi oknami. francuska melodia ta sama zawsze przygrywała jako znak tej pory. Wszędzie był ruch, siostry dawające leki innym. Faceci w białych fartuchach wyprowadzają innych a stróże kręcili się po kontach. A właśnie w końcu mogłem przyjżeć się innym. Jedni nerwowo bili o ścianę inni zupełnie normalni, a ktoś tam inny jak z horroru. Wszędzie tutaj wiszą krzyże a wydawało by się że stąd najbliżej do piekła. Tutaj rozmawiało się z tymi którzy chcieli lub umieli mówić. Raz udało się mi i kilku innym osoba wymyślić plan ucieczki. Lecz stąd się nie da uciec. Dowiedzieliśmy się tym najlepiej 20 uderzeniami bicza w pośladki, za karę. Pod koniec dnia z mej celi zaprowadzono mnie do gabinetu lekarza. Tam właśnie mnie i co poniektórych leczono. Zimne metalowe łóżko, lecz o temperaturze łoża szybko zapomniałem kiedy urządzenie które przedtem założyli na moje czoło rozpoczęło razić mnie prądem. Po tych zabiegach zawsze zostawały rany. Niektórych potem nazywali mnie byk, bo jakby zaraz miały wyłonić się rogi z tych ran. Potem kazali mi spocząć na starym krześle. Podpięto mi kroplówkę, na kolana dali mi wiadro. I zaczęli pokazywać mi obrazy. Zdjęcia których nikt by się nie spodziewał widzieć u lekarza. Po każdym jednym slajdzie z powodu owej kroplówki wydalałem ostanie śniadanie do wiadra. A łzy nie przestawały lecieć. I tak mijały dni, noce, tygodnie, miesiące i lata. Pewnego dnia pamiętam że przyszedł do nas psychiatra. Był ubrany w garnitur i miał na sobie duże czarne okulary. Zadawał pytania ochronie, lekarzowi, siostrom i nam. Zawsze coś notował w swoim małym notesiku. Ze mną też wymienił parę zdań. Po zakończeniu owej rozmowy zamkną notes i powiedział że to nie miejsce dla mnie i nie wie jakim trafem tutaj się znalazłem. Ja już sam nie wiedziałem co jest prawdą, co złe a co dobre. Raz podczas pieczenia chleba coś we mnie uderzyło. Zobaczyłem jak siostra używa krajalnicy do chleba. Zapytałem się jej czy mogę spróbować zrobić kromki. Zgodziła się i odsunęła się na bok. Przesunąłem maszynę w głąb stołu, położyłem tułów i nacisnąłem szyją na tarczę ostrza. K.P 24.04.2021