słomiana łuska spadła
z inkaustu chmury w ciemną toń
i blady księżyc wdarł się w granat
jak lśniący pocisk obcych wojsk
ja pomieszkuję na tych fortach
szczurów piwnicznych mam już dość
spelun prześmiardłych mgłą się brzydzę
mdli mnie gdy czuję dymną woń
chcę tam gdzie miesiąc złotokapie
w ażurze listków robiniowych
chcę tam gdzie słońce pali latem
złotozielonym wieloogniem
lecz w garści stale trzymam
szary
stęchły i miałki miasta pył
i przyozdabiam wciąż gwiazdkami
szczypiący w oczy
miejski świt