Ze zwierzątkami tak już bywa
Gdy ma się ich za dużo
Że lubisz je tylko gdy mruczą
Nie warczą, nie paskudzą
Wiem – hodowałam swoje racje
I sto mnie pluskiew ssało
Źle wymierzone interakcje
Tu dużo, tam za mało
Teraz do tego się uśmiecham
Nad płytą betonową
Bo nic tu nie jest przypadkowe
Litera. Liczba. Słowo.
Czasami gdy mnie wiatr zatoczy
To na przechodniów wpadam
Nie daję w weekend spać do nocy
I cały tlen im zjadam
Asfalt jest ciepły dziś. Faluje.
I przeszłość w nim oglądam.
A ludzie dziwnie na mnie patrzą
Choć od nich nic nie żądam
Sięgam pamięcią gdy ćwiczyłam
Codziennie rzuty noża
I latam wkoło nad dachami
Młocin i Żoliborza