Odarty z promieni nadziei,
Patrzący w dal przez pryzmat przesączony krwawymi łzami,
Krzyczący na pustkowiu własnej duszy,
Myślę... I nie widzę dekad zmieniających świat,
Tęsknię... za aniołem odwiedzającym mnie sprzed lat,
Płaczę... układając życie zabrane mi przez czas.
Wczoraj witając dzień kamienną twarzą, rozjaśniając umysł alkoholem żegnam życie.
Dziś z długopisem w dłoni kładę się do łóżka dębowego, umarłem.
Odwiedzając anioła, który opłakiwał me puste ciało wyszeptałem "miłość jest wieczna".