Kiedy dorosnę ludzie będą mieć twarze, teraz pójdę do szpitala
sterta biurokracji przykrywa moją babcie z refundowanym jeszcze tętnem
skonstruuje z informacji medialnych moje przejście korytarzem
żeby umrzeć widząc ją po raz ostatni i zatrzyma mnie piekło
obca 40 letnia kobieta nieuleczalnie powie: to nienormalne
Pana miłość jest niezgodna z naturą; jeśli naturą byłby tylko drzewa
musiałbym być siekierą. Lekarz: Akceptuje to ale tak publicznie w szpitalu?
Może pora żebyś zaczął współczuć tym którzy muszą na ciebie patrzeć
Kiedy dorosnę będę mógł się z nią pożegnać i nie będę myślał:
Wychowywałem się w tym kraju nielegalnie, stąd ślady roślin na ramionach
Widzę was tylko wtedy kiedy nie oddychacie bo wtedy zaczynam żyć
Tak, posłucham
Was i pójdę przeprosić do świątyni z bitą śmietaną na ustach
Moi mili skurwysyni