Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Edyta_Gaczyńska

Użytkownicy
  • Postów

    17
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez Edyta_Gaczyńska

  1. wstydliwie mierzy starość zmarszczki okrutnie odbijają prawdę siwizna dodaje doświadczenia ale niekoniecznie rozumu zwiodczenia i opuchglizna codzienna litania bólu trudno posądzić kobietę o mądrość bo zazdrość i arogancja psują całokształt samotność pochyla kruchość młodość nie zawsze bywa owocna bez męża wysiaduje częściej gorycz próchnieje w plotach a życie sumą niezadowoleń tak bez godności wysiaduje się życie
  2. Wydaje mi się, że połączyłeś dwa wiersze, niezbyt udanie. Uważam,że lepiej by było dla dobra wiersza usunąć wersy od: O wojnie /Aleksandra z Persami... Zrób z tego wiersza dwa utwory i po problemie.
  3. Ładny wiersz, tak pieknie a za razem tak prozaicznie.
  4. Ładnie brzmi, ale nie wiem, o co ci chodzi.
  5. Edyta_Gaczyńska

    kocham

    Podoba mi się ten wiersz, wnioskuję, że lubisz leniuchować, kto tego nie lubi.
  6. Wiersz jest bogaty w ciekawe metafory, ale nie bardzo wiem, o czym piszesz. Czy chodzi ci o jakąś grę komputerową?
  7. przepraszam ale jestem dysortografem
  8. wchodzę do domu strzepuję brud z butów oglądam się dookoła mam lekki stres czuję kłucie po lewej powitania jakieś słabe, zawstydzone a mnie zżera ciekawość jak mieszkają, jak im się powodzi cisza jak w grobowej desce zimno w stopy nie grzeją za wiele, czysto ale ona ma mnóstwo butów pozwolił mi wziąść swoje kapcie miło i tak się filuternie przy tym uśmiechną pierwszy papieros w gościach wciągam mocno i szybko nie wiem co powiedzieć trochę chłodny wieczór ogródek mają mały pokoje jak kiszki zaprosili nas by się pochwalić ślizgie ręce, oni są śliscy dyryguje nim ona a on czuje się jak zbity pies ma łysą głowę, nie pasuje mu to serwują alkohol nareszcie jaki mocny bimber, dziwnie pachnie trójca na wyścigi pije reszta udaje wstrzemięźliwych gadka szmatka a ja znowu do toalety potykam się o pary kolan ulga muszę umyć ręce o czym tak gadają trajkoty psia mać oblałam muszlę ile oni mają tego papieru chyba czas wracać do domu
  9. podoba mi się metafora 'perspektywiczne bicie serca' i epitet 'przeciąg dotyku'
  10. zamknij się w czterech ścianach zgaś światło zatkaj uszy zamknij oczy połóż się i nie ruszaj wyłącz się na świat przestań odbierać jakiekolwiek wrażenia uczyń to najdłużej jak się da co czujesz, pustkę? pustkę którą nie możesz przełknąć drażniącą ciszę bo nie musisz nic odbierać suchy i drętwy język który oduczył się od pieszczenia słów niewolę nic nie robienia samotność mrowiącą skórę świadoma śmierć zmysłów i bodźców na chwilę tylko bo można się nią zadławić w większych dawkach w porównaniu z nią śmierć jest o niebo lepsza o ironio
  11. Rankiem wypełzłam z obezwładniajacej kołdry szukałam po pokoju drugiej ręki wypadła mi w trakcie ubiernia przez okno włożyłam język na swoje miejsce bo było już za ciasno na protesty brew przykleiłam czymś pod ręką chyba już jestem gotowa zaczekaj tylko jeszcze sprawdzę…
  12. wysuszone dziąsła językiem zlizuję osad gdzieś wibruje echo banałów w toczonych sztywno znajomościach pinezki zdążyły wkuć się w powieki a broda ku dołowi leci pożółkły dym żłobi koryta w odmieńcu powietrzu niektóre kroki doczłapały się podróży ja zaś ulegam hipnozie doktora zegara poczekalnia w guścikach powietrzne bańki przetaczają się po wygłodniałych ktoś rzucił mnie zdechłym śledziem że aż omdlałam nasłuchuję, czuwam migawki przyjazdów i odjazdów a to tablica rozkładu
  13. Śliczna, gdzie umykasz wyszoruję dla ciebie każdą drogę, usunę wszystkich rywali tylko zauważ moją niepozorną konstrukcję mizerności mrugam do ciebie w kostiumnie z cienia i winy przenikam najdrobniejsze detale twego boskiego ciała żongluję w pozornym humorze choć serce mi głośno bije przeklęty klaun w moim głosie nie chce mnie słuchać odsłania skrawki mej niepewności w przypływie desperacji drapię w podłogę dech odbiera mi składną mowę zamień niezdarność moją w piękny śpiew tylko w ślepocie i głupocie będziesz mi wierna nie znęcaj się nad żałosnym piskiem to tylko osto zahamował samochód za rogiem bierz mnie okaż łaskę zlituj się bo mi los nie sprzyja a może szara myszka za tobą chętniejsza będzie zestrujmy razem nasze instrumenty aż kicz będzie tryskać z fonntanny
  14. na smyczy prowadziła kołtun wyrywających się zrytmizowanej rutynie powłóczystych kroków pieśń własności odświeżone kończyny skakały w pooranej glebie toastom użyźnienia nie było końca a nostalgia za wolnością wielokrotniła uderzenia piersi entuzjazmem rozszerzała gest rozpryskiwała się po żyznej ślinie
  15. zszorowałam z zębów rozbitków próchni ostatni znoszony lump wypłukał się w wydychanym powietrzu płytka warstwa tuliła się do ciepłych naparów odgrzewanych w tkankach wirusów odpitych przetłuszczeniach źrenicy jaskrawość przechyliła się w mglistości zorzy wbiła się w kit szkliwa dopiero rama wrażliwości witrażu utkała rzeźbioną płynność konstruując przetrwalniki
  16. zdrętwiałam z chłodu kulejąc z rutyny moje sztywne kostki wybijały rytm krtań na dobre utknęła na styku zamka polara marzę o wbiciu się w ciepłą pościel korytem potu docieram do bram gdzie papilarny dotyk rozkuwa zamek w rzędzie szafek odnajduję mój znany uścisk próżnię wypełniam resztkami siebie uniżenie składam głowę ku majestatowi wpływów drżą moje myśli pod wpływem wibrujących zdań odbija się muskularne dźwięki w tłumie zagapionych uszów ktoś zciera płytki kurz walczę z oddechem mijając pejzaże dzika wędrówka zdziera wózek metalicznym uściskiem spinam poślady górą i dołem aż korzuch z oczu pcha popołudnie w nurt nadzieji rzuca w ramina koło ratunkowe promieni
×
×
  • Dodaj nową pozycję...