Te same ulice i zasiane pola.
Powierzchnie tak dobrze mi znane, że mógłbym chodzić po nich nawet gdybym stracił wszystkie zmysły.
Uwięziły mnie w sobie, myślę, że na zawsze.
Niczym motyla w środku bursztynu.
A wnętrze tego bursztynu jest ciemne i ciasne.
Do jego powierzchni ma przyklejone skrzydła.
Po to by nie mógł z niego odlecieć.
I był jego jedynym przyjacielem, który go nie zostawi.
Tak więc nie robi już nic, jego życie jest ciągłym patrzeniem,
rozmyślaniem tym co by było:
gdyby słowem można byłoby zburzyć choćby najcieńszą ścianę,
gdyby krzyku w pewnym momencie nie porywała cisza.
Wtedy być może byłby wolnym motylem,
spełniłby swoje marzenie - żyć pełnią życia.