Kochałem cię, o piękna, już dawno temu,
Kiedy wielkie oleandry soczyście zakwitły
Na bezbrzeżnych łąkach pełnych słońca.
I często w zapadającym zmierzchu
wędrowaliśmy razem przez strumień srebra,
po miękkiej, mokrej od rosy trawie
w fioletowej mgle gasnącego światła.
I słyszałem: radość i smutek w twoim głosie.
I wspaniałą cudność miłości.
Samotność smutnego odosobnienia.
I słodką mowę, która sprawiła, że trwałem.
Gorzką tęsknotę i gorące pragnienie,
moje słodkie towarzystwo przez te wszystkie ciche dni
w powolnym i dostojnym pięknie świata.
I niewysłowioną przyjemność wyzwoloną
pod sklepieniem świątyni nocy.
O piękna! jak ja cię kochałem
tamtego dawnego lata nad małym jeziorem!