Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Michał Łupiński

Użytkownicy
  • Postów

    6
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez Michał Łupiński

  1. Nie pamiętam ile już nie spałem i jak długo miałem otwarte oczy, jednocześnie czując jakbym spał wieki. Obróciłem głowę w lewo. Stary, czarny zegar z kukułką zatrzymał się na godzinie 3:14. Był cały w objęciach pajęczyn, tak samo jak ja..Cisza. Rozdzierająca płuca i wwiercająca się w głowę lokatorka ciągle dotrzymująca mi towarzystwa w tym przegniłym od wilgoci pokoju. Okno nad moim łóżkiem jest zakryta dziwnym, dziurawym już materiałem przypominającym skórę, przepuszczającym jedynie pojedyncze promyki słabego światła, padając na zniszczone, wydające się małymi upiorami meblami. Gdzie jestem ? Zacząłem sobie zadawać pytanie. Nie pamiętam kompletnie nic. Kim jestem i dlaczego tutaj leżę. Jedynie dźwięk pozytywki. Bardzo smutna, melancholijna melodia z dzwoneczkami. Nic więcej. Próbuję wstać. Na próżno.. Moje nogi jakby ważyły co najmniej kilkanaście ton, a ramiona jakby nie należały do mnie. Zupełnie jakbym był przykuty niewidzialnymi łańcuchami, albo był rzucony na mnie jakiś urok. Ciężko mi oddychać, jakby powietrze było naładowane ołowiem, a moje płuca był dziurawe. Czyżbym umierał ? Nagle rozległo się pukanie do drzwi. Bardzo delikatne, rytmiczne i nienachalne. Dwa krótkie, przerwa, trzy krótkie stukoty. Serce w jednym momencie mi zamarło chowając się do mojego gardła. Kim do diabła może być osoba za drzwiami ? Może..Jestem porwany ? Stłukli mnie, nafaszerowali mnie jakimiś narkotykami i zostawili tutaj ? To by jakoś tłumaczyło moją amnezję...i teraz przyszli po mnie bo ktoś wpłacił okup ? Ale zaraz po czyją cholerę by do mnie w takim razie pukali ? Może to jakiś sprawdzian ? Stukanie znów się powtarza tym razem bardziej nerwowe. A może miałem wypadek ? O to to. Odnaleźli mnie jacyś ludzie i teraz mną się zajmują dopóki nie wydobrzeje. To już jakaś myśl. I pukają z czystej grzeczności ? Hmm...ale skoro wiedzą, że śpię to po co pukają ? Może zachowywałem się głośno przez sen i sprawdzają czy wszystko w porządku ? Chwila...Tylko czy taki dom mogą utrzymywać normalni ludzie ? O Chryste...Zniszczony, rozwalony dom w środku lasu...zasłonięte okna. O mój Boże...nie podoba mi się to. Drzwi nagle padają z impetem na podłogę wyrwane z futryny potężnym kopnięciem. W tym momencie ze strachu wszystkie moje wnętrzności skurczyły się w małą kulkę a krew rozlała się na twarz. - Moje uszanowanie Panie...Panie S. jak mniemam ? W drzwiach..a raczej w miejscu gdzie powinny być, pojawił się wysoki, bardzo elegancko ubrany dżentelmen w cylindrze i binoklu, trzymający mnóstwo papierów pod pachą. Leżałem z rozdziawioną szczęką nie wierząc w to co widzę. - Najmocniej przepraszam za drzwi, ale nie lubię kiedy ktoś ignoruje mnie - Ukłonił się w pół upuszczając cylinder na pokrytą mchem podłogę i poprawił monokl na lewym oku. Przybliżył się do mnie i usiadł na łóżku uważnie się na mnie wpatrując marszcząc brwi. Położył stos dokumentów obok, wyjął jakiś duży, żółty papier z pieczątką, odchrząknął dbale i splunął na ścianę. - Ekhm, a więc Panie S. zapewne wie Pan, czemu tutaj jestem ? Ciągle byłem w szoku po całości groteskowości tej sytuacji i totalnie zgłupiałem. Skąd mam niby wiedzieć co on tutaj robi ? - N-nnie wiem. - Ooo nie wie pan ? - odrzekł zdumiony - pozwoli pan, że przeczytam - po raz kolejny poprawił monokl, przybliżył kartkę do twarzy i zaczął czytać. - A więc : Z artykułu numer 17496 paragrafu 56,9 prawa konstytucyjnego Wielkiego Narodu, jest pan uznany winnym za przedawkowanie snu w ilości 50000 godzin z rzędu, w celu uniknięcia zderzenia z rzeczywistością i obowiązków jakie pana obowiązywały dla całej społeczności. Niniejszym jest pan skazany na karę śmierci, poprzez uduszenie poduszką. Amen. - Zgiął dokument w pół i schował go między pozostałe dokumenty. Z kieszeni zaczął wyjmować czarne, skórzane rękawiczki i wręcz z angielską flegmą, naciągając je na swoje chude dłonie. - A-allee zaraz chwilę ! - krzyknąłem oburzony i przerażony jednocześnie, aczkolwiek nie wiedziałem czy się śmiać z absurdu całości tej sytuacji czy też próbować znaleźć w tym szaleństwie jakikolwiek sens - Jak to możliwe ! Co to w ogóle za prawo ? Nie możliwe abym tyle spał ! - Ależ możliwe panie S. Użył pan zakazanej przez prawo międzynarodowe metody, tak zwanej " Audiofilskiej " brrrr - wykrzywił srogo twarz mówiąc to - obrzydlistwo panie Stanisławie, naprawdę... - Zaraz ! Ale ja nawet nie wiem kim jestem i co ja tutaj robię ! Dosłownie obudziłem się przed chwilą i..ii nagle rozwala mi pan drzwi, nachodzi i mówi, żę jestem skazany śmierć ! O co tutaj chodzi ? - Otóż widzi pan, panie Stanisławie - zdjął monokl i zaczął go niedbale czyścić o rękaw swojej marynarki - Może rzeczywiście mamy czasy ciężkie i nie dla każdego zrozumiałe, ale nie będziemy tolerować żadnej formy dezercji. - Słucham ?! - Wielu ludzi robi jak Pan. Ucieka w sen. Boi się kolejnego dnia, bo nie wie co go czeka. Nie chce pracować, bo płace za niskie. Nie chce płodzić dzieci, bo nie widzi dla nich przyszłości. Nie widzi jutra, bo dla niego zbyt ciężkie jest dziś. Ale powiem panu coś. - wstaje z łóżka i zdziera dziwny materiał wpuszczając światło do środka. - Boli mnie ta praca. Bo wiem, że Ci ludzie często nie robią tego by zaszkodzić rządowi. Po prostu nie radzą sobie sami ze sobą. Ale z drugiej strony...niech się pan zastanowi. Co by było jakby nagle wszyscy poszli spać i nie chcieli się obudzić ? Co by zostało na tej planecie ? - spojrzał na mnie i oskarżycielsko wskazał palcem - Jedno wielkie nic Panie Stanisławie S. A wie pan...czemu pan nic nie pamięta ? Pokręciłem przecząco głową. - Bo użył pan metody, który niszczy wszelkie wspomnienia do momentu sprzed zaśnięcia. Musiał pan mieć sporo na sumieniu... To szaleństwo. - Nie..to nie może być prawda. - Ależ jak najbardziej nie ! Co pan pamiętał kiedy się pan zbudził, co ? Zaraz chwileczkę, czyżby...? - Dzwonki pozytywki... - Ha ! - krzyknął triumfalnie - każdy osobnik używający zaśnięcia, tak zwanej " audiofilskiej " zasypia tracąc wszelkie wspomnienia za wyjątkiem jednej rzeczy. Ostatniego dźwięku. Jak mi pan to wytłumaczy ? W tym momencie zgłupiałem i nie wiedziałem co powiedzieć. Co myśleć ? Czyli samowolnie pozbawiłem się pamięci i zasnąłem w tej norze ? Nie możliwe... - Obawiam się, że nie ma Pan nic na swoją obronę. Czy mogę zaczynać Panie Stanisławie ? - Niech pan zaczeka... - Tak ? Czyżby ostatnia wola, bądź życzenie ? - Tak..tak jakby... - A więc niech Pan mówi, śmiało. Szukałem pana kawałek czasu, jeszcze momencik z egzekucją mogę zaczekać. - Ma pan tyle papierów...czy...ma pan coś z mojej przeszłości ? - Oczywiście. Co nie co. Życzy pan, a bym coś poczytał do ostatecznej kołysanki ? Pokiwałem głową. Wziął ogromny stos papierów do rąk i zaczął przekartkowywać coś mrucząc pod nosem. Po chwili wyciągnął dwie duże zielone kartki i zaczął czytać na głos. - Stanisław S. Data i miejsce urodzenia nieznane. Imię ojca: nieznane. Imię matki: Joanna. Miejsce zamieszkania: Wielka Stolica przez 7 lat, potem przeprowadzka na przedmieścia. Uczęszczał pan do szkół odpowiednio: Szkoła podstawowa im. Wielkich bohaterów do 12 roku życia, następnie Liceum Ogólnonaukowe im. Naukowców do 21 roku życia. Stan cywilny: kawaler. Aktualny zawód: grafik. Kolor oczu:piwny, skóra: biała, usposobienie: raczej agresywne. W wieku 23 lat podejrzewany o zabójstwo matki, oraz sióstr bliźniaczek z rodu R. Pomimo potwierdzenia testów DNA, wypuszczony za kaucją tu czytaj: za pieniądze od pana zbudowaliśmy nowy budynek Sądu okręgowego- - Zaraz, moment ! Czyli...czyli byłem-jestem mordercą ? - zrobiło mi się słabo, nie wierzyłem w to co się dzieje i że to co czyta to prawda. - Na to wychodzi Panie S. Tu jeszcze jest napisane, że po całym zdarzeniu uciekł pan za granicę, a potem trop się pana urywa. Nie łatwo było pana znaleźć. - Czyli...tak naprawdę...nie jestem skazany za nadużycie snu tylko morderstwo ? - Nie do końca. Nadużycie snu uniemożliwiło nam użycia pana ponownie do działania na rzecz dobra kraju. Po odpowienich zabiegach na mózgu oczywiście. To, że zabił pan własną matkę oraz te dziewczyny to jedynie detal. - Ale...jak to ? - Przecież wpłacił pan olbrzymią kwotę gotówki, abyśmy mogli wybudować nowy sąd, jednocześnie gwarantując panu wolność. Dobry interes prawda ? Widocznie pana złapały wyrzuty sumienia i postanowił pan uciec z tej rzeczywistości. Wielka szkoda - zaszlochał szczerze poprawiając rękawiczki - Mógł pan jeszcze tyle zrobić... To jak się teraz czułem można jedynie porównać do zderzenia ciężarówki z jednoczesnym zgniataniu przez imadło...a więc, jestem tylko nic nie znaczącym śmieciem, który w ramach recyklingu może być ponownie użyty jak tania siła robocza dla jakiegoś dziwnego systemu. Nie rozumiem i nie chcę rozumieć. Wzdychnąłem ciężko mając łzy w oczach. - Wie pan co ? - Tak panie Stanisławie ? - Nie powinienem się w ogóle budzić. Niech pan to naprawi. Tuż po chwili poznałem ostatni raz w życiu nowe zastosowanie poduszki.
  2. Prowadź mnie.. Wyprowadź z królestwa czarnych posągów.. Czy daleko jeszcze ? Ciągle czuję odór szpitalnych pokoi. Tak, wstrzyknij jeszcze... Niebieski nektar nieśmiertelnych królów... Czy czuje się świetnie ? Jak pan życia i śmierci. Alfa i Omega. Lubie kiedy głaszczesz mnie po głowie... Wybacz, czasem lubię się zapomnieć... Czy mi dobrze ? Mógłbym teraz umrzeć szczęśliwy. Otworzyłaś okno ? Czuję zapach kwiatów z ogrodu.. Czy chce się kochać ? Nie musisz mnie o to pytać... Czuję jak otworzył się przede mną wszechświat... Proszę, daj mi jeszcze...oczy me widzą diabły... Dolej eliksiru do mych żył... Błagam... Proszę... Nie chce budzić się z tego snu... Nie chce oglądać tych obskurnych ścian.. Okien szarych, za którymi umiera akacja... Znów te przeklęte zapachy codzienności. Błagam nie zdejmuj opaski z moich oczu... I jak zwykle ten sam chłodny blask słońca...
  3. Michał Łupiński

    ****

    Prześliczne...dla mnie to modlitwa do swojej ukochany osoby...gorąca prośba raczej... o to by z nami trwała w ciężkich chwilach i nie pozwoliła nam zostać w naszym "piekle". Piękne i szczere. Pozdrawiam :)
  4. Pokój... Dopalam ostatniego papierosa, Klękam na swoim zniszczonym dywanie i modlę się tylko o to, abym mógł jutro zapalić kolejnego... Za oknem deszcz. Głośne, niczym ostrzał stu tonowych haubic krople wczorajszych snów, Wybijają szyby w oknach, walą mury mojego domu... Wymyśliłem sobie kraty, Grube, stalowe, które nie przepuszczą moich słów na ulice, A serce przebiję piórem i zaleję wódką... Azyl... To moja chora głowa, która nie rozumie krzyków na mieście, Tych wszystkich gonitw i paplanin o szybkim bogactwie. To nie dla mnie, powiedziało serce... Zostanę tu do jutra, póki kolby karabinów moich przyjaciół nie zniszczą drzwi, nie wyciągną siłą na ulewę kłamstw i strzelą w głowę... Ucieczka... Ale dokąd chcesz uciekać ? Przecież tu Ci dobrze ? Ludzie kłamią.. Nie ! Nie wszyscy.. Wierzysz w raj ? Chciałbym w coś uwierzyć... Chcesz umrzeć ? Może... Odpowiedź. Nie ma raju. Nie ma przyszłości. Jest tylko teraz. Pieprzona chwila obecna, wiesz ? Marnotrawny idioto, rozumiesz ? ........... Zerwij kraty i żyj ! Żyj słyszysz !! Biegnij do drzwi ! Dogaszaj tego papierosa i jazda. Te dziesięć lat szybko zleci....
  5. Gdybym tylko miał klucz... Idąc przez las wyminąłem setki zwłok... Wszystkie miały moją twarz, trzymając w ustach wczorajszy dzień. Miałem wrażenie, jakby patrzyły na mnie... W oczach ich ciągle był żar, iskry dawnych wspomnień który nadal się tlił. Już przygasał.... Gdybym tylko miał ten cholerny klucz... Drzewa śmiały się z mojej szarej skóry... Pochylały się ku mnie rozciągając swoje ramiona, pragnąc mojej śmierci. Trupy zaczeły wstawać, nienaturalnie wyginając swoje ciała... Charcząc złowrogo zaczeły za mną biec. Moje nogi zaczeły mnie prowadzić na północ. O Chryste... Klucz wypadł mi między starymi sosnami... Chciałem wrócić. Strach słodko szeptał: lepiej nie.... Brodząc we własnej panice, utknąłem pod światłem księżyca, krzycząc: Oddaj mój klucz srebrny zdrajco, morderco ! Czułem sapanie mojej przeszłości na karku... Błądząc w ciemnośći słyszałem krzyki mojej miłości. Okrutne i chwytające za gardło melodie. Nie znajdę już klucza... Uścisk na piersi sparaliżował moje ciało... Nie ma sensu uciekać. I tak się tam już nie dostanę. Za późno mój przyjacielu... Wrota zostaną zamknięte...
  6. Chodził niegdyś po ziemi zakochany malarz o źrenicach w kolorze błękitu, malował dachówki nieba, przyozdabiając je nicią przeznaczenia.. Cienką. Kruchą jak szkło. Siną jak twarz jego ukochanej. Często się uśmiechał do gwiazd i czytał im na dobranoc dziennik Boga, kreśląc ich mijane dni na odwrocie ostatniej kartki... Morderca ! Cholerny kłamca ! Dzieciątek nieba, zabójca ! Nikogo nie zabił. Znał jedynie drogi, którymi chodziła śmierć na skróty, zostawiając garście ziarenek czarnego, wypalone piasku... Sztuka. Ciężka praca. Litry farb wylanych na księżycowe groby. Gdy wracał, ona się pytała: Jak minął dzień Najdroższy ? A on rzekł: Dobrze moja perełko, tylko atramentu zabrakło...
×
×
  • Dodaj nową pozycję...