Ciemny księżyc, w zimną noc
Gasi lampy chaty.
W cieniu widać oczu moc,
W skoku gną się łapy.
Wiatr konarów już nie nęka,
Cisza, spokój płynie,
Jednak serce w strachu pęka
Las ten z tego słynie.
Lśniące ostrze jest przy pasie,
Zbieram siłę w sobie.
Dotrę tam, gdzie nikt nie dotarł,
Albo legnę w grobie.
Za górami jest jaskinia.
W jej czeluściach potwór.
Cienka jego życia linia,
W gardle zrobię otwór!
Ruszam pewnie tam gdzie las,
Nic mnie już nie lęka!
Nagle... z oczu widok zgasł,
Słyszę dźwięki... w kieszeń sięgam...
Halo... nie mogę teraz rozmawiać...
Okej, zadzwonię później... pa.
Obraz wisi w ramie złotej,
Z chęcią bym tam wrócił,
Lecz obrazów całkiem sporo,
A już ósma bije.
Idę dalej... pare metrów...
Widzę złotą ramę...
Stoję.
Patrzę...
Słońce ślepi marynarzy,
Którzy wypływają.
Świat przygodą ich obdarzy...