Jesienne słońce subtelne ciepłem i spokojem
Rodzice z dziećmi zakwitają w parkach zbierając kasztany
Dziadkowie i babcie spacerują trzymając się za ręce
Stawiając wyzwanie śmiertelności, bezczelna miłością
Nadzieją, że wiosna krystalizuje onyksem w oczach
Tych, których kochamy za to, że nas dopełniają
Noc zwycięska nad dniem pachnie melancholią
I kiedy zrywa się chłodny wiatr spiralami martwych liści
Lato umiera powoli przechodząc z zieleni w brąz
Tak niedoskonali trwamy, przekuwając dni w miesiące
Snujemy niespokojne myśli o egzystencji
Bo przecież to wszystko musi mieć sens, przyczynę, skutek
Jesienią to Nietzsche jest w błędzie
Demiurg żyje i nie rozumie ludzkości, która obumiera.