Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Nomen Nescio

Użytkownicy
  • Postów

    41
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez Nomen Nescio

  1. I Jesienne liście, porozrzucane na ulicach, układały się w złocisto-brązowy dywan. Chłód tej pory roku dawał się we znaki obywatelom tego miasta. Odgłos gawronów, wron i wróbli, rozchodził się po okolicznych parkach. Kilka z wyżej wymienionych ptaków, dłubało swoimi dziobami w ziemi, w poszukiwaniu pożywienia... trzepot skrzydeł... już ich nie było. Jakiś hałas, tupot butów o ziemię... zakłócił poranny spokój. - Strzelaj, strzelaj, zobacz oni już tutaj biegną! Zaraz tam będą! - Durniu! Musimy najpierw zająć pozycje! Taki jest rozkaz komendy! Nie ustrzelimy ich z tej strony! Zaraz! Czekaj... Dzisiaj mamy trzeci listopada? Trzeci listopada tak?!? - złapał kolegę za brązowy płaszcz - Na Boga! Zapomniałem!... Ten kretyn może tam być!... - chłopak się zawahał - Nie mogę strzelać... możliwe, że tam jest mój brat! Ej nie szarp się! Oddawaj mój karabin! - wyrwał zabraną broń z rąk kolegi. Gdy ocknęli się, że do walki już blisko, przestali się szarpać i ruszyli za grupą. Młodzież biegła na wyznaczone miejsca do rozpoczęcia ataku. Nie spodziewali się, że pozycje przeciwnika zostały już obstawione. Zabrakło chwili. Spóźnili się. - Ne strelajce Ne strelajce! Tam moj brat mozje byc! - krzyk rozpaczy rozchodził się echem pośród barykad przeciwnej strony konfliktu. Dobrze wiedział, tak jak i jego brat, że już tutaj są i się spotkają, a raczej ich kule. Nie ma ucieczki. Nie ma litości. Nie ma przebaczenia. Walka już trwa. Dezercja w obydwu stronach karana powinna być w końcu śmiercią... Bełkot łamanej polszczyzny został nierozpoznany przez współtowarzyszy. Część ze współziomków wpatrywała się w chłopaka jak na idiotę, jednocześnie trzymając rękę na spuście na wyznaczonych pozycjach w kierunku Polaków. Padł pierwszy strzał. Rozpoczęła się potyczka. Świst kul rozchodził się z austriackich manlicherów, niemieckich mauserów i innej zdobycznej broni. Obydwie strony nie dawały za wygraną. Obydwie strony walczyły tak zaciekle, jednocześnie oszczędzając amunicje. - Na litość boską! Oni strzelają do dzieci! - ryknęła w panice starsza pani, patrząc zza okna trzeciego piętra, co się dzieje na ulicy. Ujrzała młodzieńca z biało-czerwoną opaską na prawym ramieniu z inicjałami P.O.W.. Był on w wieku około dwudziestu lat. Złapała się za twarz. Poleciały łzy. W tym momencie jego głowa z impetem eksplodowała, a ciało upadło swobodnie na brukowaną uliczkę. Strugi krwi z szyi ściekały do pobliskiej kanalizacji. Zlały się z brudem i odorem śmierdzącego szamba. Makabryczny widok nie przestraszył walczących stron konfliktu... wręcz rozochocił żądze krwi do boga wojny. Liczyło się teraz tylko i wyłącznie posłanie znienawidzonego wroga do spotkania z kostuchą. Kolejne pociski furczały w powietrzu, kula za kulą. Ręka, nabój, krzyk; ładownica, trzask, łomot; zapach prochu, krwi; strzał, furia, strzał. Tak wyglądał... zdziczałej i nieokiełznanej... bitwy szał. Jedynie starsza kobieta upadła na podłogę z żalu. Była w szoku. - Bracje neee! Za co to, za co, na bogja! - rozległ się ryk na polu bitwy. Babuszka otrząsnęła się, wstała i ujrzała, jak chłopak bierze zwłoki na swoje ciężkie, masywne ramiona. Nie mogła zrozumieć tego, co się w tym momencie dzieje. Wokół niego padają strzały, a on spokojnie idzie, trzymając rozlazłe zwłoki upaćkane całe we krwi. Bohater? Czy kpina z niego? Ze łzami w oczach szedł w stronę wejścia do kamienicy, by uchronić siebie i zwłoki brata przed kolejnymi ranami. Długo nie pochodził. Niechybna kula wystrzeliła z pistoletu mauser wz. 1905, dzierżonego przez siedemnastoletnią dziewczynę. Chłopak zgiął się w kolanach nawet nie łkając. Pocisk przeszył jego pierś, zahaczając o serce. Dusił się rozbryzganymi kawałkami płuc, dochodzącymi już do jego przełyku. Dwa ciała upadły na ulicy. Kruki chciały już rozpocząć swą padlinożerną ucztę, ale walka nadal im w tym przeszkadzała. II Pewna młoda kobieta, spoglądała na jeden nagrobek. Widniały na nim dwa epitafia, w języku polskim i ukraińskim: "Semen Podolsky lat 18, zmarł śmiercią tragiczną, 3 listopada 1918 r.", "Jan Podolsky lat 21, zmarły w obronie Lwowa, 3 listopada 1918 r.". - Witaj młoda panieńko - rozległ się chrapliwy głos starszej pani. - O Pani Wanda, co tutaj Pani robi? - Wiem od twojej matuli, że często bywasz na cmentarzu... często z nią rozmawiam... w końcu niedaleko siebie obecnie teraz mieszkamy. Otóż... Moje Drogie Dziecko... Córeńko, jest wiele rzeczy, o których muszę ci opowiedzieć. O wielu faktach wiem... I od twej matuli, i od twoich koleżanek, które również uczyłam niemieckiego, za czasów jeszcze austryjaka... ale muszę Ci coś córeńko wyznać, źle się z tym czuje, jest to ciężkie dla mnie brzemię, tak samo to co doświadczyłam w czasie walk, ale muszę... Młoda kobieta, ze zdziwieniem na twarzy przerwała: - Co Pani ma na myśli? - Wiem o czymś, czego nie wie ani córeńki matka, ani ojciec, a mianowicie jak zginęli Pani koledzy. - Przecież... wiemy jak umarli, na wojnie, w 1918. - Nie wie Panienka pewnych szczegółów... muszę to Pani wyznać, a jestem już wiekowa i nie chce tego schować do grobu... - Dobrze więc... słucham Pani Wandy. - Widziałam jak ginęli Ci dwaj chłopcy... widziałam, jak jeden pomaga drugiemu. Młodej kobiecie stanął głos w gardle. Ze łzami w oczach próbowała coś wypowiedzieć, ale nie potrafiła, słuchała relacji Pani Wandy. Wiekowa babunia nie pominęła żadnych szczegółów. Opowiedziała, tak jak widziała tamto wydarzenie. Młoda kobieta ze zdumieniem spojrzała na starą, pomarszczoną twarz. Nie rozumiała tego, jak tak stara kobieta, może wszystko spamiętać. - Dziękuje za to, co mi Pani tutaj... w tej chwili mówi... muszę coś też Pani wyznać... Szymon uważał się za Ukraińca, zmienił imię na Semen... i tak go zapisano na nagrobku. Prosił by postarać się o to, jeśli umrze... nie myślałam, że jego śmierć tak szybko nadejdzie... Nie mogłam tego pojąć, czemu zmienił imię, ani jego brat: Janek. Ach... naczytał się za dużo rewolucyjnych bredni i w nie uwierzył... Najpierw socjalizm, potem anarchizm, a następnie nacjonalizm ukraiński, "bo fajniejszy", "bardziej dziki" - tak mówił... Tylko nie spodziewał się, że dojdzie do zatargu między Ukraińcami i Polakami. Ach ta… chłopięca fantazja. Gdyby teraz żył, kto wie, może należałby do tej anarchistycznej bandy Nestora Machno. Nie wiem czy Pani o nim słyszała? - Coś mi świta, ktoś mi coś opowiadał. Zabierali zboże od chłopów, walczyli z niemcuchami i bolszewią. Ten bandyta coś tam tworzył, jakieś wolne kolektywy, jakąś Republikę Huliajpola czy coś. Ja się tam nie znam. - To jest teraz mało istotne... wpływ tych parszywych ideologii zniszczyły Szymka. Zniszczyło to jego młody, nie poukładany umysł. Był tak niestabilny emocjonalnie, że sam nie wiedział, czego chce od życia. Za wszelką cenę musiał pokazać wszystkim dookoła, że jest kimś… W pewnej chwili nie potrafił już stwierdzić, czy jest Polakiem, Ukraińcem czy socjalistą. Jedynie co mogę potwierdzić Pani, jak tutaj stoję! Jak żywa! To na pewno to, że miał coś z rewolucjonisty... Młoda kobieta złapała się za głowę. Usiadła na pobliskiej ławce i zaczęła krzyczeć. - Czy wszystkim zawsze musiał robić na złość? Niech go piekło pochłonie! Jak można obrażać się za to, że byłam z Jankiem? Sam mówił, że mnie nie chciał, odrzucił mnie myśląc, że za nim zatęsknię. "Bo jeśli ktoś prawdziwie kocha, to poczeka, będzie myślał o ukochanej osobie..." - tak mówił... ach ten... niepoprawny romantyk... Jak można założyć, że miłość rodzi się po pięciu, sześciu, czy ośmiu miesiącach? To nie ma wpływu na to ten cholerny czas... to po prostu jest, albo tego nie ma. Nie ma konkretnej daty ani godziny na to, żeby powiedzieć "kocham". A ja... ja nie byłam gotowa na tak głębokie słowa... Za wszelką cenę chciał mnie zmienić, za wszelką cenę chciał mnie utrzymać przy sobie. A ja? Ja jestem kobietą nowej ery... za Pani czasów sprzątano, utrzymywano dom, usługiwano mężowi... A ja? Ja chce na przykład... uczyć się, studiować, mieć wykształcenie, być szanowana i lubiana... Chce coś zrobić dla świata i dla Polski. Może tak jak Curie-Skłodowska odkryje nowe pierwiastki? Któż to wie! Czułam się porzucona i odtrącona przez niego... to logiczne, że szukałam wsparcia. Tak dobrze się nam układało, a on tak mi powiedział... Każda kobieta poszukuje ciepła... i tak pojawił się Janek. Czy to ważne, że był jego bratem? Poczułam się przez Szymona jak nic niewarty przedmiot, do którego się mówi, od którego się wymaga słowo "kocham", i zapełnienia jego nienażartego brzucha, przed kolejną pijacką wyprawą na miasto, z jakimiś ukraińskimi parobkami... Szczerze powiedziawszy, niektórzy z nich wyglądali na najgorsze łachudry i łajzy tego miasta. Nie, nie chciałam się Panie Boże Mój Najdroższy i Najsłodszy mścić! Mógł robić co tylko chciał i mu w duszy grało! To był jego wybór, ale niech nie krzywdzi innych swymi wyborami, a potem wymaga czegoś, czego już nie ma! Pani Wando, najprościej rzecz ujmując: nie czułam się w pełni kobietą przy nim. Ja potrzebuję wsparcia, ciepła, ciepła które zyskam i ciepła, które odwzajemnię temu wybrankowi... Myślę i uważam, że tak naprawdę bał się, że prędzej czy później magia naszych spotkań pryśnie... A nie prysła, oczekiwał za dużo na tym etapie ode mnie... Czy to tak trudno zaakceptować, jeśli uważał, że mnie kocha? Jak można być takim głupiutkim i niedojrzałym chłopczykiem? Ech Szymek, Szymek... Ani ja, ani Janek nie mogliśmy pojąć, dlaczego dołączył, gdy kończyła się już Wielka Wojna, do strzelców siczowych. Zapewne chciał zrobić wszystkim na złość - jak zawsze - ale nie przejęliśmy się tym zbytnio, a oni byli braćmi, więc potraktowaliśmy to jako szczeniacką zabawę, którą zaraz porzuci w niepamięć. Cóż innego mieliśmy zrobić? Co, Janek miał mu dać łomot w domu? To bez sensu, Janek nie bije swoich, zwłaszcza rodziny. Pamiętam jak Szymek opowiadał mi i Jankowi z wielkim zachwytem, że będą mieli manewry trzeciego listopada we Lwowie... I tak się spotkali... w czasie walki - młodej kobiecie popłynęły po policzku szczere łzy - wiedziałam, że do siebie strzelali... ale nie wiedziałam, że Szymek... wziął Janka na ręce jak już nie żył... Przecież doskonale wiedział, że Ukraina nie będzie wolna, zwłaszcza, że wolność została dana im z rąk austryjaków. Dobrze wiemy, że przegrali wojnę, to zwycięscy budowali warunki: Anglicy, Francuzi... nie oni... Czy musiał za wszelką cenę pokazać swoją młodzieńczą buntowniczość? Cholerny rewolucjonista! Ja rozumiem, że mieli matkę Ukrainkę, która się spolonizowała, a ojca Polaka. Trudno pogodzić te dwa rozdarte korzenie, ale na litość Boską! Czemu, dlaczego?!? Sam miał pretensje do wszystkich, tylko nie do siebie, Zdrajca! Młoda kobieta złapała starszą Panią Wandę za ramiona i zaczęła ją trząść. - Uspokój się Wiolu - przytuliła młodą kobietę - już wszystko będzie dobrze.
  2. czy to co otacza nas jest pustką samą w sobie czy jest coś co trwale wpisuje się jak fundament kamień marmur granit budulec tak czysty jasny boski nieskażony zniszczenie agonia mrok i czar upadła zmora imperium jak ułożony domek z kart tak łatwo głupiec potępia głupca nie siekierą lecz słowem popiół pozostawił barwny ślad jakiż on pełny och tak głupcze pierwotny chaos to siła niedoposkromienia przeszywa przewierca buduje niszczy zabija
  3. ilu jest was bez prawdziwej twarzy strach ból gorycz wolność zniszczona zastąpiona uległość ludzie wtrącani do klatki pracą swych rąk płaczą więźniowie umysłów własnych skrzydła w locie ucięte pokój zamieniony w cele przedstawione jak azyl bzdura! bzdura na piedestale prawdy nie odkryte ścieżki wolności wpojone przez dezoksyrybonukleinową zgniliznę skazani na samotność ciał gest rąk chwyta upragnione niebo nie ma go odleciało beznadzieja b e z n a d z i e j a płacze cichutko w pokoiku
  4. Totentanz zagrał we wrześniu Melodię końca szklanych domów! Nikt nie spodziewał się dziejów Kolejnego Armagedonu! A ty się nie poddałeś . . . Gdyby nie matka, synu, I historia twa wymazywana . . . Gdyby nie jej pamięć czynów: W Trylogii, Grottgerze, wdrażana Z miłości, Kim byś był Witoldzie? Kim byś był . . . Falsyfikacja procesu, Burżuazyjna propaganda? Reakcyjnego Bezsensu? Z lasu? Faszystowska banda? Ten księżyc jest przerażający . . . - Podpisz, no podpisz to! Podpisz! W głowie rozchodzą się myśli Człowieka strąconego pod pył: Karta, Kij, Światło : p o l e g l i ś m y . . . Fizyczna i Psychiczna destrukcja. Bezkarni zbrodniarze, Ukarali bohatera, W sowieckim nakazie, Strach z bata i kamienia . . . Bo tworzył partyzantkę w Auschwitz. Rotmistrz Pilecki zasłużył Na pamięć w szufladzie prawdy. Teraz nic! Nic nie zagłuszy Głosu Serc który stał się jawny Od trzech, czterech pokoleń... Bo to była I g r a s z k a .
  5. Wiersz miał ukazać brutalizacje świata, ukazać człowieka, który jest gorszy od biblijnego diabła. Opisać to, w jakich czasach żyjemy, czasach komercjalizacji, brutalności ulicy, złodziejstwa,ateizacji. Co do "nie jestem czcicielem miłości popatrz wielbimy ciało wypełnione gównem" W tym fragmencie chodziło mi o cielesną miłość, pociąg seksualny, pornografię, prostytucję, zdradę, gdzie słowo "miłość" dzisiaj stało się synonimem cielesności, a z drugiej strony czymś nierealnym w obecnych czasach.
  6. nie jestem czcicielem szatana świadomość ludzka to szatan największy to ona tak skrycie buduje wojny bomby karabiny nie jestem złodziejem to podwórko wychowuje dzieci nie jestem czcicielem miłości popatrz wielbimy ciało wypełnione gównem nie wierzę w dobro występuje ono na papierze nie na ulicy nie ma boga zapomniał o nas uśmierca go człowiek nie ma granic wszech-pyszna mądrość rozpasała się jak świnia przyzwoitość... ...co to jest widzisz ja tylko tak umiem - pozostawić po sobie zgliszcza
  7. Jedynie popracowałbym nad interpunkcją, Nie wiadomo gdzie kończysz jedną myśl, a zaczynasz drugą. Np: po "Nie jest już tajemnicą" aż się ciśnie wielokropek. Treść fajna, prosta,spontaniczna. Bez problemów się czyta.
  8. Nomen Nescio

    Driada

    Chce podkreślić,że ten tekst osobiście mi się średnio podoba.
  9. Nomen Nescio

    Driada

    Szelest liści, Wiatr dziś szumi, Bezszelestnie , Krok ktoś tłumi. Zieleń czysta, Wokół dębu, Czysty kryształ, Magii mistrza. Krąży widmo, Blisko, szelest. Krąży widmo: Nisko, wściekle. Nagle siada, Wokół dębu, Coś wypada I coś gada. Dziecko płaczę? Skomle? ryczy? Leci, ptaszek, Kruk też skrzeczy? Cóż za bajka, Wokół dębu, Niemoralna, Nienormalna… Siedzi chłopiec, Coś tam struga, Coś tam skrobie, Wokół burza. A on siedzi, Blisko dębu, Ktoś go śledzi? Czy wysiedzi? A poczekał, On cierpliwie, A wyczekał, Dociekliwie. Przyszła driada, Blisko dębu, Niedowiarka I wariatka. Przyszła nimfa, Leśny duszek, Czysty impas, Do poduszek. Chłopiec podszedł, Blisko dębu, Skrycie spojrzał, I się zaśmiał. Taniec dziki, Wokół drzewa. Wiją wilki, Już nie czeka. Bierzę rękę, Tam przy dębie, Wpada w głębie, Dłonie piękne, Dotyk, palce, Jasna skóra, Tańce, walce, Krzyczy góra. Pieśni klifu, Tam przy dębie, Garść bursztynu, Weź to zrymuj! Chłopiec bierze, W sakwę chowa, Niedowierza Głupia głowa. Nimfa skacze, Tam przy dębie, Już się traci, I znów płaczę. Szok i myśli, Strach i smutek. Chłopiec myśli: Jakiż skutek? Bierzę Driadę, Tam przy dębie, Rękę kładzie, Na nieładzie. "-Co się stało? Czemu nie śmiech? Dziś za mało? Może Ci źle?" "- Nie, mój drogi, Dobrze, dobrze, Ciało błogie, Dziś utonie." "- Brak tu wody, Tylko las tu, Jestem młody… Dosyć Twych bzdur!" "- Młody, stary, Dobrze, dobrze, Dziś kurhany, Dziś są dziady!" "- Co? Herezja! To kuglarstwo! Chora wizja! Chore Kłamstwo!" "- Ja nie kłamię, Dobrze… dobrze! Już się kładę, Zakaz złamie!" "-Jaki zakaz? Co ty bredzisz? Spełnij nakaz… Nie usiedzisz!" Wziął za rękę, Wbił coś w dębie… Wziął siekierę, Skrócił mękę. Driada w szoku, Krzyczy, płacze, Jak w amoku, Ciężko skacze. Dusi, dławi, Rwie swe włosy. Dusza krwawi, Słychać głosy. "-Biada! Biada! Biada T o b i e! Ręka krwawa Zło roztoczy!" "-Zapominam! Zatracenie! Zapominam! To Strącenie! To wywlekło, Blisko dębu, To pomogło: Z a p o m n i e n i e !"
  10. Myślę,że nie każdy Polak jest dumny z bycia Polakiem, bo częściej tym zaczyna gardzić niż o to dbać. Pozdrawiam.
  11. To zależy od człowieka i od tego jak się odbiera pewne gesty i słowa. Z poezją i każdą sztuką jest tak,że nie każdemu musi się podobać. Specjalnie podałem na talerzu to co podać miałem, a to co miało zostać na końcu - zostawiłem. Niektóre kobiety odbierają "szarmanckie zachowanie" jako akt braku równouprawnienia(mam na myśli feministki), inne to wykorzystują(tak zwany typ charakteru: menda społeczna: dogryź, pokaż,że jesteś wyżej, wbij nóż w plecy, dobij), inne to doceniają, a jeszcze inne parszywie się z tego śmieją. Przynajmniej z takimi typami zachowań się spotkałem,gdy tak robiłem. Jedna moja znajoma jak to przeczytała stwierdziła,że to jest "apel walki o kobiecość". Coś w tym jest.
  12. przepuszczam kobietę w drzwiach ale nie każda zasługuje całuję w rękę na powitanie ale nie każda to wyczuje zabieram torbę by było lżej lecz nie każda to zrozumie ... to tylko gesty mowa ciała to tylko cisza - - gorący wulkan to tylko krzyk początek końca ... cenię to gdy po tym pojawi się kobiecy uśmiech nieskażona i najszczersza prawdziwie uniesiona brew ... śmiech w tym wypadku nie jest tu mile widziany to boli
  13. Pamiętam, że był to dziwny dzień. Szedłem przez cmentarz, było pełno ludzi, bodajże pierwszy listopada. Postawiłem świeczkę na grobach spolonizowanych Niemców na limanowskiego, którzy przyczynili się do rozwoju naszego miasta. Co z tego ,że wyznania protestanckiego. Zasłużyli na pamięć. Ludzie zniknęli. Najwidoczniej śpieszyli się do domów. Kiedy opuszczałem cmentarz, moją uwagę przykuła dziewczyna i trzech dziwnych typków. Nie podobało mi się to co robili. To było ... dziwne ... Trzech starszych brodatych mężczyzn, trochę upitych, rozkręcało miedzianą bramę cmentarza! Dziewczyna jakby stała na czatach. Coś we mnie zapulsowało i zagotowało. Zgiąłem pięści do walki. Podszedłem do tego dziwnego zbiegowiska i rozpocząłem dialog - Przepraszam, ale panowie co wy robicie? W tej chwili blondynka podeszła do mnie. - Oni? Oni nic nie robią. Panowie odwrócili się w moją stronę, potem rozejrzeli się wokół. W tej chwili gdy chciałem jednego z nich uderzyć, blondynka mnie zatrzymała, a oni uciekli. - Masz to Twój telefon. Faktycznie, dziewczyna podała mi mój telefon. To dziwne, bo przed chwilą trzymałem go w dłoni, w swoich kieszeniach mej lotniczej brązowej kurtki! - W jaki sposób mój telefon znalazł się w Twojej ręce, skoro przed chwilą miałem go w kieszeni? – zapytałem. - Ta jedna z tych hien cmentarnych Cię okradła. Widziałam to. Wtedy ja mu to odebrałam po kryjomu, a teraz wręczam Tobie. Zaczęliśmy rozmawiać, coraz głębiej docierając się do siebie. To było dziwne, okazała się lesbijką. Nie nalezę do tych, co „tolerują” – czytaj akceptują homoseksualizm. Dławi i dusi mnie hoomopropaganda, gadanie o tym, ględzenie. Temat na topie i w modzie w obecnych czasach. Już rzygam tym po prostu, a mianowicie robienia z siebie wielce pokrzywdzonego: bo Hitler eksterminował, bo nikt nie lubi homoseksualistów i wiele, wiele innych rzeczy, których na chwilę obecną nie pamiętam. Wielkie ofiary „nie-bożego świata” zaczęły pulsować w mym umyśle. Rozbolała mnie od tego głowa. To było dziwne. Bardzo dziwne, bo nie czułem urazu do tej dziewczyny, bardzo miło mi się z nią rozmawiało biorąc pod uwagę to, że jest lesbijką. Laura – bo tak miała na imię – zaczęła mnie dotykać i muskać po twarzy. Nie mogłem tego zrozumieć, dlaczego lesbijka tak robi. Powiedziała, że mam kobiece rysy twarzy i widzi we mnie swoją kochankę sprzed lat. Odepchnąłem ją. Ona upadła na łóżko, choć przed chwilą byliśmy na cmentarzu. Mam jakieś luki w pamięci? Zacząłem się zastanawiać co tu jest do diabła grane. Zaczęła się rozbierać. Była śliczna. No ale… lesbijka przed osobnikiem płci przeciwnej? Takie rzeczy? - Nawróć mnie – stwierdziła. Spojrzałem na nią z politowanie. Moje rysy twarzy przybrały formę uśmiechu. Zacząłem się śmiać. Paniczny mój chichot roznosił się o ściany małego pokoju kontenera budowlanego. Upadłem na kolana. Wtedy poleciały łzy i histeryczny ryk wydobył się z mojego gardła. Zaczęła się masturbować. Zrobiło mi się niedobrze. Uciekłem z pokoju kierując się do łazienki. Kiedy zwymiotowałem stała już za mną masując mi plecy. - Wszystko ok.? Przepraszam, jeśli Cię uraziłam. Nie chciałam ograniczać Twojej wolności. Czego do cholery ona ode mnie chce? Zacząłem się zastanawiać. Coraz głębiej i intensywniej myśleć. Złapała mnie za rękę. Wtuliła. Zacząłem na nią spoglądać i odgarniać jej włosy z twarzy. Istna romantyczna scena przy blasku księżyca i lekko zapalonej lampki nocnej przy oknie. Pamiętam, to mi się podobało, ta chwila, ta magia. - Wiesz, uratowałeś mnie, to było cudowne co zrobiłeś. - Ale co ja zrobiłem?!? Odczep się ode mnie w końcu! - Doprowadziłeś mnie do orgazmu. - W jaki sposób?!? nawet Cię nie tknąłem!!! - Tak ale w ten sposób nauczyłam się zwalczać mój popęd do kobiet. Teraz kocham Ciebie, tylko Ciebie! Magia została rozwiana. Pomału zacząłem odtrącać dziewczynę od siebie. - Niestety ja nie kocham ludzi. Przestałem wierzyć w miłość do ludzi. Jakąkolwiek miłość do przedstawicieli homo sapiens. Z r o z u m i a n o ? Co najwyżej wielkim uczuciem darzę moją rudą sukę – to znaczy psa. - Jesteś zoofilem? - Na litość boską! Czy ty jesteś aż tak tępa? - Spokojnie nie krzycz, zoofilia już dawno została zalegalizowana na Świecie. Nie ma już Europy, nie ma już Ameryki, nie ma już Afryki. - A Polska? - Polska, a co to jest Polska? Kolejna do legalizacji orientacja seksualna? Wiesz, jestem w Partii Miłości Nazi-feminstek. Walczymy teraz z poronionym pomysłem heteryków, by nie adoptowali dzieci. A i jeszcze boga nie ma, udowodnili to ostatnio nasi naukowcy na marsie. - AAAAAAaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa! Zacząłem krzyczeć od natłoku tych chorych bredni. Gdy upadłem na podłogę spojrzałem na zegarek. Był dziwny jakiś, futurystyczny. Był zaznaczony rok i data: 358 rok od Wielkiej Wszechogarniającej Rewolucji. Niech żyje Munadżok 45 Imperator Marsa i Ziemi! Podbiegłem do stolika. Wyjąłem dziwny przedmiot. Przypominał nóż, ale miał... łańcuch na sobie. Podłożyłem sobie do gardła. - Tak wiem, to nie Twoja epoka. Ale wiesz, nie będziesz osamotniony. Pomogę Ci. Też to zrobię. Dziewczyna wyjęła z kieszeni nóż i zaczęła odcinać sobie głowę. Śmiała się. Było widać szczęście w jej szalonych oczach. Mózg jej wypadł w podskokach z czaszki, a potem się rozlał. W biegu wyskoczyłem na ulicę Radomia. Zatrzymałem się, bo to co zobaczyłem osłupiało mnie. Ulice były inne, budynki futurystyczne. Podbiegł do mnie tłum. Ludzie mówili, że chcą normalności. Że chcą się zbuntować przeciwko systemowi. Wzięli mnie na latający dysk. Nie wiedziałem co dalej się stanie, bo siedziałem już w kokpicie statku i bombardowałem Marsa. W ułamku chwili siedziałem już na tronie. Ludzie byli szczęśliwi, oddawali mi cześć. Nie lubiłem tego, powiedziałem: "Bądźcie wolni!" A oni chcieli więcej krwi, więcej trupów swych wrogów. I wtedy nie miałem wyjścia: strzeliłem sobie w głowę, nie dlatego, że miałem ich dosyć. Po prostu znudziła mi się ta zabawa w kontrolowanie i chciałem to zakończyć, odkąd uświadomiłem sobie, że to świadomy sen.
  14. Nomen Nescio

    Erotyk?

    czy ja wiem czy taki prowokacyjny.
  15. Kartka - w tym przypadku word - przyjmie wszystko, dobra terapia na leczenie się z toksycznej miłości. Dobry liryk, rytmiczny i rzadko spotykana dwuwersowość.
  16. Więcej wyobraźni w interpretacji, to nie jest tekst do dosłownych uniesień. Pamiętam jak pewna niewierząca interpretowała to tak, jakby bóg widział zniszczoną ziemię przez ludzi. I to jest właśnie to. Pozdrawiam.
  17. Nomen Nescio

    Erotyk?

    Leżysz na podłodze, łóżku, może łące. Delikatnie dotykasz mnie tam gdzie nie wolno… Twe Oczy wypełniają wrzaski płonące, Pełne Żądzy mówią: „Poznasz prawdę Hojną”. Jak wasal, swego seniora - tulę Pana. Jak Cichy Łowca, podchodzę do zwierzyny… Bez dźwięku spada z Obrazu zbędna Rama. Tu potrzeba jak na malarię, chininy… Moje Oczy kieruję na Twoje Ciało. Nie odczuwam żadnego wstydu czy strachu. Ramiona są na plecach by Cię nie wyrwało, Bo Siła ta niszczy Fundamenty Gmachów… Nie potrzebujemy zbędnych słów i gestów. Ocieranie zmienia się w… Magiczną Rozkosz. Nasze Głosy przyjmują formę Manifestu, I nadchodzi walka o Ostateczny Skok… Po stoczonej Potyczce odpoczywamy. Patrzymy w źrenice i szukamy ciepła. Milczenie D w o m a S ł o w a m i rozrywamy! Ach ile Wiary w to, że to Miłość Wielka.
  18. Wizja końca świata, odwrotność wodnego świata.
  19. W kuflu piwa spijam krew goryczy życia Lodowiec z mięsa uderza w szczyty gór A ja spoglądam na Koniec Popijając krew z resztek ciał Bo wody nie ma W y p a r o w a ł a Cywilizacja ludzka Rozbita Na malutkie D r o b i n y W kuflu piwa spijam krew goryczy dnia Lodowiec z mięsa uderza w kolejne Kontynenty A ja spoglądam na Początek Popijając wydzielinę z ludzkich ciał Bo wody nie ma Bo wody nie ma ... Wyparowała bezpowrotnie... Czy Ty Człowieku wyobrażasz sobie Życie bez o d r o b i n y wody? Ani mórz Ani Oceanów Ani Jezior Czy rzek ... Zostałem Ja Ja Sam patrząc na rozkład Mej Pięknej Planety Bez Nadmiaru Rasy Ludzkiej W kuflu piwa spijając krew goryczy życia Z o d r o b i n ą Imbirowego Syropu ...
  20. Tak swoją drogą, fajnie się to recytuje w pubach. ;]
  21. Nie wiem czy Cię kocham jeszcze, czy Cię nienawidzę. Nie wiem czy mi się podobasz, czy się Ciebie brzydzę. Ale wiem na pewno, że masz wypierdalać z głowy. Mój Manifest, rodem z karmazynu: NIHIL NOVI. P.S. Osobiście to COŚ mi się nie podoba, ale wrzucam. Czekam na komentarze.
  22. z założenia miał być taki ;]
  23. O brązowy nektarze Z chmielu stworzony! O substancjo o Celtyckim rodowodzie! Mieszany z miodem Napoju wyskokowy! Bluźnierstwem jest Ciebie Rozcieńczanie w wodzie! O bursztynowa Słodkości mego serca! O niepasteryzowana Piękności Wieczna! Bliska przyjaciółko Ludzkiego Umysłu, O niedoczekana! Towarzyszko Zmysłów! Och falo słów! Przypływaj gdy Cię popijam, O lekka w kuflu Siostro pośród swych braci! Ty jesteś nawet Gdy piane już człek spija! Ty jesteś pośród tych, Co są Ciebie warci! O bursztynowa Słodkości mego ducha! Ty nieskazitelną Pięknością swą wzruszasz! Bliska przyjaciółko Ludzkiego umysłu, Niedoczekana Faworytko szczerych słów!
  24. Nomen Nescio

    Erotyk?

    Leżysz na podłodze, łóżku, może łące. Delikatnie dotykasz mnie tam gdzie nie wolno… Twe Oczy wypełniają wrzaski płonące, Pełne Żądzy mówią: „Poznasz prawdę Hojną”. Jak wasal, swego seniora - tulę Pana. Jak Cichy Łowca, podchodzę do zwierzyny… Bez dźwięku spada z Obrazu zbędna Rama. To potrzeba jak na malarię, chininy… Moje Oczy kieruję na Twoje Ciało. Nie odczuwam żadnego wstydu czy strachu. Ramiona są na plecach by Cię nie wyrwało, Bo Siła ta niszczy Fundamenty Gmachów… Nie potrzebujemy zbędnych słów i gestów. Ocieranie zmienia się w… Magiczną Rozkosz. Nasze Głosy przyjmują formę Manifestu, I nadchodzi walka o Ostateczny Skok… Po stoczonej Potyczce odpoczywamy. Patrzymy w źrenice i szukamy ciepła. Milczenie D w o m a S ł o w a m i rozrywamy! Ach ile Wiary w to, że to Miłość Wielka.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...