Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Kazimierz Wnuk

Użytkownicy
  • Postów

    23
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez Kazimierz Wnuk

  1. Falujące okna Oddechem życia Naszych trosk Świateł brzemiennych w skutki Wykolejonych drużyn Za oddechem życia Czuwaj Nad bezpieczeństwem Pomnóż entuzjazm Sukces Wyprostuj nogi wygodnie To takie proste To, cóż - takie proste Falujące, wzdychające okna Naszych oddechów Jutrzejszych dni Powszednich dni Parujących trosk Brzemiennych trosk
  2. witaj synu! witaj matko, witaj ojcze! gdzie ja jestem tak tu dziwnie... ciepło, zielono... jesteś w raju, już nigdy nie będziesz cierpiał ale tam... tamtego już nie ma jak to: nie ma? stąd się nie wraca ale kiedyś spotkamy się wszyscy razem chodź, oprowadzimy cię po twoim nowym domu ale tam... to normalne, uspokój się spójrz jak tu pięknie, błogo spójrz na tego motyla wszystko będzie dobrze nie martw się oni dadzą sobie radę no chodź już, chodź przytulę cię synku ależ mamo! nasz świat jest przeszłością ja chcę wracać chcesz nas opuścić? synu! matko, ojcze! my już mieliśmy swój czas ja chcę do nich synku, nie ma odwrotu nie płacz
  3. ?? ale pomyślę.
  4. dobre
  5. za dużo patosu, słowa nie powinny kaleczyć ale malować, bardzo silne emocje wpakowane w słowa
  6. w człowieczym tłumie powtykani niemi chowają się bosy bezdomni zalęknieni ich ręce te same ich serca gorejące tych serca inne domy gorące... pomyśl o nich idąc ze stron znajomych oni powtykani zapomniany swąd
  7. Fajne chłopie! Albo się to czuje albo nie. Umiesz złapać w wiersz uczucie.Pozdro
  8. Bardzo przejmujący wiersz. Smutne. Dobry warsztat. Pozdrawiam.
  9. miłość jest jak sztorm na morzu jak hulający wiatr w złocistym zbożu jak lęk lasu przed ognistą pożogą potrafi targać przewracać miętosić wszelkie zasady i postanowienia znosić być istnym demonem na pustkowiu rozszalałym lecz to pierwsze jest miłość jest jak falujące morze lecz fale ciągłemu ulegają wydłużaniu aż prosta to linia i zabłysły zorze i wokół równina i kwitnie kwiecie bujne ach ta połonina a za nią znów góry idące w szeregu
  10. Niesamowite Rif jak swobodnie operujesz słowem. Wierszem sypiesz, i to dobrym, jak z rękawa. Imponujące. Demon Laplace,a będzie zawsze obecny w ścisłych głowach. Bez uzurpacji człowieka do bycia demiurgiem czym byłby człowiek? Tylko ta miłość, zawsze ona niweczy wszelkie plany ech.
  11. krocząc przez życie wpadamy w dół ostatni błysk - nie widać nic zduszony krzyk z oddali gwizd na stacji tłok a w oczach mrok gdzież nas zawiezie ten tabor gdzie w krainy szczęścia czy w śmierci pleśń hej wietrze nieś a jeśli nie zawezmę się i wstanę znów! na dworze nów pod ziemią grób nie wstaniesz już
  12. czegóż Ci życzyć dziś synu mój chyba by życie lekkim Ci było chyba by lekkim był Ci ten znój dzisiaj są Twoje imieniny więc przysiadłem przy biurku i piszę do Ciebie piszę synu Na Ziemię ja tutaj nudzę się niemożebnie zbyt wielu nie znam niechętni ? - sam nie wiem może za bardzo pachnę im życiem wiatr mam we włosach takim marzyciel a Ty dorosłeś chyba już nieco czasem Cię widzę, ale ze świecą bo tutaj planety blask wszystkich oślepia takie z nich syny taka bezpieka ! czegóż Ci życzyć dziś synu mój chyba by życie lekkim Ci było chyba by lekkim był Ci ten znój ale, mój synu, podobnoś student ja wiem: studia i praca, to idzie z trudem lecz dumny jestem z Ciebie źrebaku wiem też, że pijesz... i plujesz do baku tu u mnie od dawna nic się nie zmienia wciąż nie mam na czym powiesić odzienia tak więc uścisku już Ci nie prześlę chyba, że w nocy, chyba, że we śnie czegóż Ci życzyć dziś synu mój chyba by życie lekkim Ci było chyba by lekkim był Ci ten znój
  13. Serdeczne dzięki. Nieskromnie powiem, że ja też bardzo lubię ten wiersz, a dokładnie piosenkę, bo po pewnym czasie od napisania tego utworu tak mi się spodobał jego rytm, że muzyka szybko pojawiła się w mojej głowie. Smutna jest niestety okoliczność powstania wiersza Januszowi, o którego otarłem się w życiu pod jego koniec. Był pozostawionym przez rodzinę człowiekiem chorym na ciężką depresję. Gdy zmarł pozostał po nim mały neseser z kilkoma zdjęciami i dyplomem wyższej uczelni. Niegdyś, gdy był zdrowy, był znanym inżynierem. Poczułem jakąś niesprawiedliwość po jego śmierci, pozostawionej na pastwę śmierci egzystencji. Wyobraziłem sobie ostatnie minuty, sekundy jego życia i miałem wizję, że ta niesprawiedliwość jest tylko pozorna...i o tym jest ten wiersz. Pozdrawiam.
  14. Nie zmieniłem. Jestem nowy na tym forum. Zamieszczone wiersze pochodzą z różnych okresów mojego życia, czasami były skierowane do konkretnych osób, jak np. Wspomnienie z Koluszek-wypowiedź skierowana do przyjaciela (ps. on też nie zrozumiał tego wiersza:>), kiedy to staraliśmy się przeżywać każdy dzień aż do bólu co miało swoje konsekwencje w cierpieniu psychicznym wywołanym zbyt wyrazistym postrzeganiem rzeczywistości, która w sumie nie chce obnażać siebie. Dlatego mogą być niezrozumiałe;> Dzięki za krytykę i przeczytanie.
  15. Ty wiesz Czym jest radość Gdy ludzie krzyczą Wiesz Jak pęka niebo w ekstazie Jak oddech rozrywa pierś Znasz Pędzące obłoki grzywacze Gdy przewrót majowy Ciebie nikt nie zatrzyma Nawet gdy nic wokół nie sprzyja A głosy wołają w porywie... Na pewno Stąpasz ostrożnie By stóp nie pokaleczyć O osty dzikie Na pewno Wystawiasz twarz na wiatr W stronę bałwanów białych Nad którymi latawce mew Na pewno Śmiejesz się z lęku i w smoki nie wierzysz Gdy serce bije rytmicznie Ciebie nic nie zwiedzie Gdy tysiące ramion obłudnych A głosy wołają w porywie...
  16. źli ludzie żyją krótko trafieni strzałą Apollina padają w błoto i drążą rękami długie koleiny zanim dotrą do otworu w ziemi hadesowego tunelu tam wrzucani do pustego pokoju skazani są na myślenie chodzę po pustym pokoju mijam ściany jednolite szare szukam choćby jednego zagłębienia oazy dla oczu nasłuchuję - żadnych dźwięków doczekałem się ukochanego stanu dobrzy ludzie żyją długo nieczuli na miotane strzały stąpają lekko po ziemi delektują się zapachem kwiatów i osiągają zapomnienie i wtedy najbliżej są wieczności na którą zapracowali spontanicznością siedzę w pustym pokoju zamiast w ogrodów nieprzebytym słońcu tonę w umiarkowaniu zamiast w lawie światłości nigdy nie polecę jak pisklę, które wypadło z gniazda
  17. w zgiełku, w zakłóceniu nie słyszymy swojego prawdziwego ja trzepiemy się rzucając podpisami na dokumentach bardzo ważnych kombinujemy na wszelkie sposoby jak zarobić aby kupić sobie przyszłość zawsze lepszą, bo nową - kupioną ciągle czegoś brakuje i brakuje nie możemy się doczekać kiedy to będzie to szczęście może jeszcze nowe meble, samochód i skaczemy od jednej kupki do drugiej ... a szczęście stało obok patrzyło jak ludzie mijają je w obłędzie ślepi czasem stawało naprzeciw wyciągało ramiona a oni przechodzili nic nie zauważywszy szczęście płakało że ludzie go nie chcą że tak naprawdę chcą czegoś innego i samotne łkało w cichości biedni, nie umiemy znaleźć drogi nie potrafimy się pochylić i rozwiązać problemów których nie było
  18. czy w łopocie liści wiatr wyszumi co widział obserwator ten biedak jak skazaniec samotny szepce cicho ostrożnie czy kto odkryje co i czy słońce bijące z listków koron podniebnych odbije i mrugnie jaskrawością błękitu i jak włócznia przeszyje pierś spróchniałą i bladą swoim kolcem światłości by na chwilę poruszyć a w obłokach turlają iskier kulki prześliczne i figlują i grają i co raz to jedna przestaje jedna przestaje
  19. Był taki czas Straszny to czas Zasnuty, ołowiany Przedłużający Niewykrywalny Niepojęty Gdy „nogi osobno, ręce osobno” Jak mawiał jeden Uśmiechający się do brzozy białej W Koluszkach Powroty Tandetna pijalnia Bardziej tandetna niż kiedyś Gdy szarość osiągała swoją domenę Wracaliśmy Skąd? Nie wiadomo Dokąd? Nie wiadomo Wracaliśmy Zawiązani w kolejowy węzeł Wyrzuceni, odcięci Pamiętam, to było niedawno... Nieskalani obłąkanymi dążeniami Świat grał na naszych Cięciwach niezmordowanych Trwaliśmy Nieubłagani To było na skrzyżowaniu metali Które martwe, zimne Pragnące się bawić Zastygłe Prądożercze pantografy Były pod nami Nad nimi Niebo zarośnięte parami
  20. Kiedyś zamieszkam w wielkim domu I dziki ogród będę miał W ogrodzie zielska, chaszcze, glony I koron drzew szumiących szał A ściany murów dookolnych Pokryją grube pnącza lian Co dom mój zewsząd już obrosły Prócz okien dwóch i wejścia bram Te okna będą moim światem Zewnętrzność dzieli szklany ścian Co już na zawsze moim katem A przecież grobu się wystrzegłszy Żywym zostałem wreszcie sam Lecz tępo patrzę w nieba dzban
  21. Wyrwany z zawadiackiej bójki O siebie, kumpli, wielkich panów Zwaliwszy waląc swych tyranów Zbudził się gromkim śpiewem sójki Tutaj go wielkim okrzyknięto Gdy w nim już gasły wszystkie światła A burżuazyjna mądrość łatwa Brissendenowskie nuciła memento Nie kochał już nie smakując Najadłszy świata się do syta Padła w nim siła niezdobyta Nie oparł burzy się największej Co serce w proch mu obróciła A fala w toń zabrała miła
×
×
  • Dodaj nową pozycję...