Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Cami

Użytkownicy
  • Postów

    40
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez Cami

  1. „Powroty” (pamięci tym, których odnalazłem) Dryfuję samotnie w bezmiar oceanu stara łódź nie raz pokonywała sztormy spękany kadłub i wytarte wiosła przywołują odległe wspomnienia Gęsta mgła wyłania oblicza napotkanych ludzi niedokończonych spraw minionych namiętności Azymut milczącej gwiazdy rytmicznie przecina fale materiał masztowego żagla dobrze zna smak ludzkiej soli Kiedy tylko widzę ląd natychmiast cumuję otwieram stęsknione serce by choć przez chwilę Spróchniała łajba już osuszona kolejny bagaż załadowany mosiężne wiosła puszczają wielbiony pomost z nocnego uścisku Wpatrzony w dal ocieram łzę stęskniona dusza płacze lecz wypełniona nadzieją że jeszcze Cię zobaczę
  2. wycieram twarz od brudu twoich warg mozolna toaleta niczego nie zmienia wypielęgnowane usta eksplodują kłamstwem na szminkę i sól mam detergenty wycieram twarz od brudu twoich spojrzeń tusze do rzęs mizernie maskują pomadowe powieki podkreślają pogardliwą wyższość do tych ulotnych zakładam ciemne okulary wycieram twarz od brudu twoich rąk ciągłe ich namaszczanie wyostrza rysy lakierowane pieszczoty podpisują wyrok unikam z nich jedzenia wycieram twarz od brudu twojej duszy bezinteresowne oddanie ukazuje pozory świętobliwe szepty zapowiadają zdradę wierzę jedynie w kłamstwa wycieram twarz z brudu mojego odbicia stosowane reguły zamieniły życie w grę świadomy wyprzedzam posunięcia na umazanej gównem szachownicy dlatego zwykle ludzie mają brudne twarze
  3. Dziękuję, kłaniam się nisko ...
  4. Spływam po deszczowym oknie każda kropla nieboskłonu przemieniona w niewypróżnioną łzę obmywa skołatane serce Otóż jestem wołam odgłos echa szarpie minione skamieniałe jutro Zastawione na się wnyki działają bez zarzutu zimna stal płynie w żyłach tak bezpiecznie Kończę się jest już tylko jutrem rano rozbłysnę na chwilę promieniem w salonie
  5. Cami

    ****

    Spływam po deszczowym oknie każda kropla nieboskłonu przemieniona w niewypróżnioną łzę obmywa skołatane serce Otóż jestem wołam odgłos echa szarpie minione skamieniałe jutro Zastawione na się wnyki działają bez zarzutu zimna stal płynie w żyłach tak bezpiecznie Kończę się jest już tylko jutrem rano rozbłysnę na chwilę promieniem w salonie
  6. Dziękuję za wskazówki, wiem że wiersz jest słaby, ale co można wybełkotać w stanie kompletnego upojenia alkoholowego :-) no tak wyszło, po co go umieściłem, sam nie wiem ... pozdrawiam serdecznie !
  7. Dachy czerwonych kamienic wbite w pejzaż smogu spoglądają leniwie w me okno pokryte dymem nikotynowym Cisza płoszona śpiewem ptaków zamiast natchnienia przynosi pustkę jedyną inspiracją warkot samochodów przemierzających betonowe trakty I noc ciemność nadchodzi nie widać nic prócz bezwstydnych lamp neonów oświetlających próżność błyskiem swych nagich słupów Wtedy jestem sam lecz nie samotny wypełniam powietrze myślą a zdumiony oddech astmatycznych dni pełza skruszonym limerykiem
  8. Dzięki ... oj sporo, sporo do wytknięcia lecz zamiarem moim była tylko i wyłącznie treść ... i ewentualna zaduma odbiorcy :-) pozdrawiam !
  9. Dzięki, ja doskonale zdaje sobie sprawę z błędów i konstrukcji wiersza, ale to jest taki mój stary, znaleziony ... taki akurat do przeczytania i przemyslenia ...pozdrawiam :-)
  10. Ubrani w dobra nic nie warte przywiązań gamą odurzeni bierni czekamy na losu kartę przyszłość się sama rozpromieni Bagaże lęków kodów grzechu dźwigamy wszakże od kołyski Być nie umiemy bez pośpiechu rozkosze splendor chwały błyski Śnimy swój sen nazwany życiem nie obudziwszy się ni razu tak jak przed swoim tu przybyciem w wilgotnym łonie oparach gazów Człowiek mawiają istota społeczna mamy etykę prawa wierzenia wartość to jednak niebezpieczna brak w niej albowiem przebudzenia Miłość mylimy z przywiązaniem przyjaźń z tęsknotą obcowania samopoczucie z posiadaniem czułość z potrzebą pożądania Głusi i próżni sobą zajęci biegiem zmierzamy na skraj urwiska na doświadczanie nie mamy chęci kropla nadziei ostatnia pryska Suniemy szumnie i niezłomnie z biurem podróży Przemijanie walcząc o prestiż nieprzytomnie o jak najlepsze bytowanie Silnik zaciera się i staje wielu z wycieczki już nie wróci reszta śpiąc życie nadal udaje w podróży mej wciąż to mnie smuci
  11. Tobie życzę delikatnych podejść na szczyt rozkoszy nieustannych melodii błękitnych przestworzy promieni zachwytu w codziennym przebudzeniu wiatru co muska delikatnie skronie Życzę Ci także wieczornych przypływów świadomości aby skąpanej w bryzie trzeźwości doświadczenia stawiać czoła powszednim wyzwaniom i jak motyl wzlatywać nad kwieciem barwnego przeznaczenia Tak będzie lepiej i najrozsądniej chociaż oboje pełni niewiary i tak przemierzymy świat kręcąc się w kółko niezdolni do obcowania z przeznaczeniem Wielkości duszy skrytości ciała bukietu wrażeń nadchodzących spełnienia marzeń co niemiara dwóch serc jak jedno wciąż bijących
  12. Z cukrem czy bez :-) uprzejmie służę :-) Dziękuję, naprawdę mi miło ... to dla mnie wiersz szczególny, bo o mnie samym ... Pogody ducha i samych słodkości :-)
  13. Bardzo dziekuję za pochlebną wypowiedź :-) sprawiła mi dużą radość :-) Otóż to taki mój rachunek sumienia w wieku Chrystusowym :-) Również serdecznie pozdrawiam, ciepło :-)
  14. Witam :-) bardzo dziękuję, cieszy mnie, że się podoba ... starałem sie :-) bo to krótki opis mojego 33 letniego życia :-) Pozdrawiam !
  15. Napisać wiersz tak bardzo chciałbym kawową nocą świtem pobladłym w małej werandzie abażura blasku starej przystani wilgotnym piasku Wiersz o zapachu byłby orzechów spełnionych pragnień minionych grzechów świeżego mleka słodkości miodu szczypty zazdrości jękach zawodu A szumem fal rozbrzmiewałby cały błądził samotnie zbierał pochwały cofał nurt wody łagodnie oddawał to raz przygasał to znów się stawał Kolorem tęczy byłby zdobiony rzadko zwycięski często raniony motylim pięknem bujnością kwiatów niezbyt przyziemny raczej z zaświatów Lepiony z gliny nie napisany potrzebujący lecz nie kochany ulotny myślom trwały w materii bystry uważny bez kokieterii Smak jego zaś byłby piernika raz altruisty raz samotnika słodki i kruchy sowicie nadziany wymagający niezrozumiany Dusza wrażliwa pocerowana z wierzchu solidny a wewnątrz rana na wpół śmiertelny reinkarnowany onieśmielony lecz powołany Kształt jego byłby podobny orbicie przeklina los lecz kocha życie wiruje wkoło nieodgadniony taki wiersz o nim byłby stworzony
  16. Szanuję Twoją lub wiersza duchowość, ale wszystko to "nic to" jak mawiał mały rycerz ... umiesz liczyć, licz na siebie :-) Pozdrawiam :-) i zyczę przebudzenia, cokolwiek miałoby to oznaczac :-)
  17. Przeglądnę na pewno, fajnie, że sie odezwałeś ... myślę, że znajdziemy wspólny język :-) Pzdr !
  18. Witam :-) Otóż "lżejsze łachy" i modlitwa do boga stwórcy nie mają nic wspólnego z "jezusowymi sandałami" :-) Wiersz generalnie jest napisany w tonie o zabarwieniu stricte karmicznym - reinkarnacyjnym. Prośba o lżejsze łachy by móc częściej wzlatywać, to niemalże synonim bagażu doświadczeń i oczekujących zdarzeń ... wolałbym być mniej nazwijmy to przyziemnym i częściej doświadczać pozytywnych bodźców, co byc może pozwoliłoby na roziwnięcie aspektu twórczego ... choć ja śpiewał Kazik - tylko artysta głodny może być wiarygodny, co ja odczytuje w znaczeniu holistycznym :-) Osobiście jestem prawie ateistą :-) prawie, bo podoba mi sie filozofia wschodu i czasem miewam odczucie, a może tylko nadzieję, że coś lub ktoś tym wszystkim kręci :-) Co do paciorków i ludów pierwotnych to w 100 % sie z Tobą zgadzam i namiętnie piętnuję pseudo nawracanie na siłę , trwajace przez wieki, do chwili obecnej... niestety. Mam jednak nadzieję, że ludzie w końcu przejżą na oczy i zrozumieją, że władza polityków i wiara na jednym jadą tandemie, a wszystko po to by mieć rzędy serc, dusz i podatków w jednym :-) Pozdrawiam :-)
  19. Umarłem nareszcie co za ulga nie muszę już robić tych wszystkich rzeczy na które i tak nie miałem ochoty w końcu pozbyłem się napięć teraz tylko muszę skupić się na tym by żyć Martwe ciało sztywnieje i blednie i tak zawsze było jedynie ciężarem dusza za karę opleciona węglem i krzemieniem powróciła do formy pierwotnej unosząc się we wszystkie strony Ci tam na dole smucą się i krzyczą nic nie słyszę czytam jedynie z mimiki skurczów ich czerwonych warg i ciężkich bytów Hej wy przestańcie nie trzeba nigdy nie czułem się taki szczęśliwy Zgodnie z przewidywaniem nadal istnieję zrzuciłem zardzewiałe łańcuchy przywiązań i zależności teraz poczułem to o co zawsze walczyłem jakie to było trudne tam na dole a teraz spijam jej karmiczny nektar „wolność” Nawet nie jestem rozczarowany brakiem światła i tunelu które wciąż łkający widzą oczyma doktrynalnej wyobraźni co za marazm co za syf jak dobrze że choć tu nie czuje się odosobniony w światopoglądzie nie pasującym do ogółu Boże wygrałem naprawdę wygrałem nie tylko z nimi ale również z czasem tu bowiem nikt nie zna jego znaczenia jak u ludów pierwotnych którym cywilizacja rzuca orzeszki ku uciesze mas prze uchylone okno dżungli I zupełnie spokojnie czekam na nieuniknione mam jedynie nadzieję że tym razem Stwórca okaże mi większą łaskawość przywdziewając swoją część mnie samego w lżejsze łachy tak bym mógł częściej wzlatywać tylko o to proszę go w cichej modlitwie na którą często nie miałem czasu Padre nuestro, que estás en el cielo ...
  20. Dzięki bardzo, następnym razem bardziej się postaram :-) Trafnie to ująłeś, bo to taki mój "światek" zawodowy ...
  21. Dzięki za wskazówki ... no i własnie dlatego piszę w dziale dla początkujących :-)
  22. Podoba mi się ... pozdrawiam:-)
  23. Puste mieszkania pełne ludzi minione związki dziś obce byty życie ich męczy życie ich nudzi materiał wspólny całkiem zużyty Pamięci żadne już nie wytęża krew cieknie rany co dzień solone jak mogłam pojąć go za męża jak mogłem pojąć ją za żonę Lata uciekły miłość skonała ogród rozkoszy brutalnie zdeptany zgasła iskierka ostatnia mała moja najdroższa mój ty kochany Siedzą wciąż razem na jednej gałęzi co ją od lat wielu mozolnie piłują obecność własna tłamsi ich mierzi w końcu niczego już nie czują Gdzie obietnice stos deklaracji gdzie był ogrodnik ten od miłości na której życia wysiadł stacji przy którym skręcie doznał mdłości Wszystko minione nie - nie powróci gałąź już trzeszczy zaraz odpadnie oboje w strachu kto kogo zrzuci które zwycięży a które spadnie Pisklęta z gniazd kalekie wzleciały w piekle małżeństwa wychowane szukać przyszłości poklasku chwały opatrzyć rany wartości zszarganej Nadzieja cała w ich mądrości młodzieńczych sercach gorących głowach aby sztafety pokoleń ludzkości wbrew doświadczeniu nie zacząć od nowa
  24. Wiesz, skoro nie potrafi być czarnym aniołem, to chyba jednak trochę żałuje :-) Wiersz bardzo mi sie podoba, ma klimat, nasączony emocjami ... super, naprawdę ! Pozdrawiam :-)
  25. Dziękuję Ci i również serdecznie pozdrawiam :-) Myślę, że isotnym jest, by to co wylewamy na kartkę papieru było szczere i posiadało elementy autposji lub skrupulatnych przemysleń opartych na bacznej obserwacji i analizie :-) inaczej szkoda czasu dawcy i odbiorcy :-)
×
×
  • Dodaj nową pozycję...