Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Mariusz Wrona

Użytkownicy
  • Postów

    2
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez Mariusz Wrona

  1. Pod ścianą siedzę i płacze Nieudana próba żyletki Serce z bólu kołacze Może tak łyknąć tabletki By zasnąć snem wiecznym samotnie Na palcach problemów nie liczyć I z życia uciec bezpowrotnie W gonitwie tej nie uczestniczyć Nadchodzą ostatnie godziny Nadgarstek już czas ostrzem przeszyć Wnet z ciała zostaną ruiny Lecz czy powinienem tak zgrzeszyć ? A jeśli nie wezmę żyletki I krwią nie zaznaczę przeguby Nie powiadomią karetki Odstąpię od śmierci próby Krótkie to było wahanie Krwi pełno wylewa żyła Patrzę na kropel spadanie Karetka na czas nie zdążyła
  2. Kroczę tą ścieżką samotnie, poprzez ciemne polany Szczęście mnie tutaj nie dotknie, pewnie ma inne plany Pewnie zajmuje się tymi, co świat garściami rwa cały Kroczę tą ścieżka samotnie, łzy całe ciało zalały. Jednak łzy pozbierać trzeba, gdyż jeszcze przydać się mogą Choć by ugasić me serce, palone bólu pożogą Serce rozdarte na strzępy, w tak wczesnym życia rozkwicie Nocą skradzione by zdeptać, potem wyrzucić o świcie. Dotarłem na ścieżki rozdroże, lecz który wybrać kierunek Proszę, dopomóż mi Boże, błagam Cię o ratunek Nie pozwól mi znowu kroczyć, szlakiem bólu i cierpienia Wysłuchaj mojej modlitwy, wysłuchaj mego pragnienia. Lecz odpowiedzi nie słyszę, znaku żadnego nie dałeś Chyba sam wybrać muszę, może i racje miałeś Aby mi wybór zostawić i nie ingerować w me losy Ja musze życie naprawić! Dosyć mam płaczu, dosyć. Wybrałem, idę już ścieżką, co będzie kres jej pokaże Czuje ze będzie mi ciężko niemniej o szczęściu swym marze O tym że skończy się boleść po tym jak serce rozdarto I że nie będę już cierpiał, że żyć znów będzie warto. Ciemno, nie widać niczego, lecz idę dalej czym prędzej W duchu modle się do Niego, proszę o łaskę, nic więcej Nagle dostrzegam w tym mroku światło na końcu mej drogi Szkli się ze szczęścia łza w oku, biegnę, choć słabe już nogi. Łza nagle na ziemie spadła, nie szczęściem a bólem podszyta Gdyż światłość w momencie zbladła, krótka jej chyba wizyta Znów w mroku przyszło mi kroczyć, nic sam tu nie poradzę Może ze ścieżki tej zboczyć, miałem to na uwadze. Kiedy już przerwać to chciałem, patrzę i oczom nie wierze Znowu w jasności błyszczałem lecz już w kałuży krwi leże Bo nim promienie ujrzałem wbiłem nóż w serce spalone Dość tego życia już miałem, w kałuży krwi swojej tonę. Światło się we krwi odbija, widzę już tylko odbicie Sęp się do nieba wzbija, wraz z krótkim młodzieńca życiem Na ścieżce tylko nóż został, krwią mą zbroczony cały Wiatr zimna twarz moja chłostał, nogi już nie bolały. Kroczyłem ta ścieżką samotnie poprzez ciemne polany Płakałem wielokrotnie, przez obcych pocieszany Gdyż bliscy mnie opuścili, mówiąc: „Poradzisz sobie” Może teraz ich spotkam, na moim własnym grobie. Ale minęły już lata odkąd mnie pochowano Mogiła krzewem zarosła, bo o mogiłę nie dbano Jednak wśród pędów uścisku, mała świeczka w ziemię wrasta Proszę, zapal ją kiedyś gdy trafisz do zmarłych miasta.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...