Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Kenal

Użytkownicy
  • Postów

    72
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez Kenal

  1. Aneta z Hanką znały się od…zawsze. Taką wersję przyjmowały obie kobiety, gdy ktoś je o to pytał. W rzeczywistości poznały się w szkole podstawowej. Były rówieśniczkami. Obydwie rezolutne, wesołe, szybko nawiązujące znajomość. Zostały przyjaciółkami. Razem przeszły przez okres buntu, pierwsze miłości, papierosy. Po ukończeniu szkół średnich, drogi dziewczyn nieznacznie rozeszły się. Jednak przyjaźń ich przetrwała i zawsze mogły na siebie liczyć. Wspierały się zawsze i pomagały sobie. Aneta była świadkową na ślubie Hanki, ta z kolei przeżywała razem z Anetą odejście jej ojca, pomagając jej w tym. Były jak siostry. Były więcej jak siostry. Gdy Aneta poznała swego przyszłego męża Marka, jej przyjaciółka była już od kilku ładnych lat mężatką z trojgiem dzieci. Marek był z daleka, jakby z innego świata. Z czasem poznał Hankę i jej rodzinę. Na początku nie było mowy o tym, czy ją lubi czy nie. Nie był typem człowieka, który raczej szybko nawiązuje znajomości, ale tam skąd pochodził zostawił kilku kolegów, jak również koleżanki. Czasem bywało tak, że lepiej dogadywał się z płcią przeciwną. Miał trudny charakter? Może tak. Po jakimś czasie Marek mógł stwierdzić, że lubi Hankę. Po prostu lubi. Jak kumpla, z którym można o wszystkim pogadać. To „lubienie” broń Boże, nie ujmowało nic miłości, jaką darzył swoją Anetkę. Czas mijał, wszystko układało się dobrze. Aneta z Markiem postanowili mieć dziecko. I mniej więcej wtedy to się stało. Marek miał wypadek. Poważny, miał uszkodzony kręgosłup. Operacja trwała pięć godzin i lekarze powiedzieli, że nie wiadomo czy będzie chodził. Ze szpitala wyszedł na wózku inwalidzkim. Czekała go długa rehabilitacja, a wkrótce miała przyjść na świat jego syn. Hanka szukała w Internecie ćwiczeń, masaży, wszystkiego, aby mógł stanąć na własne nogi. Długa rehabilitacja przyniosła efekty, ale musiał chodzić o lasce, ponieważ wypadek spowodował nieodwracalne uszkodzenie kręgosłupa i Marek do końca życia będzie chodził utykając na prawą nogę. Trudno mu było się z tym pogodzić, chyba tak naprawdę to nie pogodzi się z tym nigdy… W borykaniu się z przeciwieństwami losu miał wielkie oparcie w swej żonie, na której barki przypadło więcej obowiązków. Rozmowy z Hanką, jej przyjaciółką, też przynosiły mu ukojenie nerwów, które go dopadały. Im dłużej z nią rozmawiał przy pomocy internetowego komputera, tym bardziej ją lubił. Z wzajemnością. Zostali przyjaciółmi. Aneta po pewnym czasie zaczęła odczuwać zaniedbanie ze strony męża. Potem zaczęła w niej kiełkować zazdrość. Jest jeden tego plus. Choć zapytany o to Marek nigdy nie będzie w stanie odpowiedzieć, to sytuacja ta sprawiła, że jeszcze bardziej kochał swoją żonę i bardziej była pociągająca dla niego. Nikt jednak nie odpowie dlaczego tak się dzieje. Podobnie jak nikt nie jest w stanie zrozumieć męskiej ambicji. I mała dygresja na zakończenie… Może to nie jest modne, może Marek jest człowiekiem starej daty, jak zwał tak zwał, ale dla niego ważna jest żona jedna i jedyna, tak jak ojczyzna i matka. Ale ważne też dla niego jest to, że ktoś nazwał go swoją przyjaciółką. Amen.
  2. Opowiadanie dobre, ale za dużo powtórzeń i za mało przecinków na moje oko. Ten opis "...ukrzyżowany samotnością wśród tłumu..." bardzo mi się podoba. Pozdrawiam.
  3. Gienek poznał Natalię na libacji u Zdziśka. Znał ją wcześniej z widzenia, tak jak chyba wszyscy nawzajem znali się w tym małym miasteczku czy może raczej dużej wsi. Wcześniej mijał się z nią na ulicy i widywał ją w barze mlecznym, gdzie pracowała. Nigdy jednak nie miał odwagi żeby podejść do niej, porozmawiać, zaprosić na randkę. Doskwierała mu samotność. Zawsze po wypłacie zachodził do „Kasablanki’, tak się nazywała ta jadłodajnia, na gorący krupnik. Zupę, która mu średnio smakowała, ale była to jedyna zupa, którą lubił. Daleko było jej do tej, jaką gotowała jego matka, gdy jeszcze żyła. Rekompensatą za niedobry krupnik było to, że mógł popatrzeć na Natalię, która przeważnie siedziała za ladą. Wtedy na popijawie Gienek, odpowiednio wstawiony chciał podejść do niej i zacząć rozmowę. Cały czas jednak była oblegana przez mężczyzn i proszona do tańca. Z racji tego, że on nie umiał tańczyć, skazany był na czekanie, aż znudzi im się tańczyć albo uchleją się i pójdą spać. Jednak jego kamraci mieli mocne głowy i im więcej pili wódki, tym większą ochotę mieli na pląsy. Gienkowi nie pozostawało więc nic innego jak siedzieć i patrzeć na nią tak samo jak w barze, tylko tu miał gorzałę, a nie krupnik. Natalia z wyglądu była raczej przeciętna, ale miała jak mniemał dobry charakter. Poza nią było jeszcze kilka innych kobiet w towarzystwie. Głupie, tak je określił. Wszystkie śmiały się z byle głupiego kawału. Co innego ona. Nie śmiała się tak jak tamte, co najwyżej uśmiechała. Rozmowna za bardzo też nie była. Może właśnie dlatego to ją wybrał spośród wszystkich kobiet. Nienawidził "jak baba miele jęzorem po próżnicy". Poza tym on nie mógł ze swoją przeszłością szukać kobiety "z górnej półki". Po kilkuletniej odsiadce za kradzieże i paserkę wyszedł z więzienia, ale już za bardzo nie umiał odnaleźć się w życiu na wolności. Za pośrednictwem kuratora dostał pracę w Zarządzie Oczyszczania Miasta i został śmieciarzem. Tam poznał kumpli do kieliszka, w tym wspomnianego na początku Zdziśka. Tak mijało życie Gienka od libacji do libacji. Wydawało mu się, że poznanie Natalii odmieni je, nada mu nowy sens. W jego głowie zaczęła kiełkować myśl o ustatkowaniu się. Miał już trzydzieści siedem lat i coraz częściej myślał też o ślubie. W swych planach szukał lepszej pracy, wynajmował mieszkanie, które potem razem urządzali. Tyle jeśli chodzi o plany, do snucia których nie zniechęcał go ubytek lewej jedynki w jej uzębieniu. Zauważył to podczas drugiego z nią spotkania. Zaakceptował to tak, jak ona zaakceptowała jego więzienną przeszłość. Rozmyślał więc o ich wspólnej przyszłości. Rzeczywistość jednak była taka, że zawsze spotykali się w mieszkaniu Zdziśka, a dokładniej w jego melinie. Prawie zawsze lał się tam alkohol. W takich sytuacjach i w obecności innych Gienkowi trudno było zacząć rozmowę z Natalią na temat wspólnego życia. Bardzo chciał z nią o tym porozmawiać, więc gdy po którejś tam libacji, która przeciągnęła się do rana kobieta oznajmiła, że idzie do domu, on też zaczął zbierać się do wyjścia. Wyszli oboje od Zdziśka, zostawiając schlane towarzystwo i szli pustym o tej porze chodnikiem. - Chcesz pójść do mnie? - zapytał Gienek nagle. Pomyślał, że nie chce dłużej czekać na okazję do tej rozmowy. Sam ją stworzy i już. - Do ciebie? A co będziemy u ciebie robić? - odpowiedziała pytaniem Natalia i uśmiechnęła się szeroko, pokazując swą dziurę zamiast zęba w całej okazałości. - Wypijemy kawę, pogadamy... - odpowiedział. - No dobra. Mogę iść - odparła i w tym momencie lunął deszcz. - Tam! - rzucił mężczyzna pokazując ręką przystanek autobusowy po drugiej stronie ulicy. Zaczęli biec w jego kierunku przeskakując przez szybko powstające kałuże. Woda płynęła rynsztokiem zabierając ze sobą liście i cały listopadowy syf jaki napotkała na swej drodze. - Chyba zbiera się na burzę - powiedział, gdy stali już na przystanku pod małym daszkiem. - Nie, to chyba takie oberwanie chmury tylko. Patrz, już przestaje padać - powiedziała Natalia. Rzeczywiście, deszcz zmalał i przejaśniło się. Sięgnął do kurtki i wyciągnął z kieszeni paczkę Extra Mocnych. - Chcesz? - zapytał i nie czekając na odpowiedź włożył papierosa do ust. - No, daj - odpowiedziała i wyciągnęła rękę. Gienek wyjął zapałki i przypalił najpierw sobie, potem jej. Zapalili. - Jestem trochę głodna. - Chodź, już prawie nie pada. Zresztą mieszkam niedaleko. Zjemy coś u mnie - powiedział Gienek. Natalia kiwnęła głową i ruszyli do jego mieszkania. Po jakimś kwadransie dotarli przed starą i chyba z każdej strony odrapaną kamienicę. - To tutaj. Tutaj mieszkam - powiedział Gienek. Weszli do jeszcze bardziej odrapanej i pomazanej przez wandali klatki schodowej i potem schodami na pierwsze piętro. Przy drzwiach po lewej stronie przystanęli i mężczyzna zaczął szukać klucza w kieszeniach. Po niedługiej chwili drzwi były otwarte i gospodarz domu gestem ręki zaprosił kobietę do środka. Już w przedpokoju w nozdrza Natalii uderzył dziwny zapach. Jakby stęchlizny. Nic jednak się nie odezwała. Oj, potrzeba tu babskiej ręki chyba - pomyślała tylko. - Wejdź do pokoju. Zaraz zrobię kawę - powiedział Gienek. - Tylko bez cukru - przypomniała mu. Poszedł do kuchni, a ona usiadła na chybotliwym krześle przy niewielkim stole. Rozejrzała się po pokoju. Oprócz mebli wymienionych wcześniej były tu jeszcze dwa krzesła, wersalka, niewielki regał i komoda, na której stał bardzo stary telewizor. W regaliku dominowały książki. Wstała i podeszła bliżej, aby przyjrzeć się tej kolekcji. Prawie wszystkie książki to kryminały, było ich ze dwadzieścia i dwie książki o rybkach akwariowych. Wzięła jedną z nich i przeglądała, dziwiąc się ile to jest gatunków różnych kolorowych rybek. - Interesujesz się rybkami akwarelowymi? - zapytał Gienek w drzwiach, niosąc dwa kubki z parującą kawą. Postawił je na stole i przystawił drugie krzesło, na którym usiadł. - Nie, byłam tylko ciekawa. Kiedyś jak byłam dzieckiem to marzyłam żeby mieć akwarium. Odłożyła książkę na miejsce i usiadła przy kawie. - Gorąca - stwierdziła próbując napić się kawy. - Włączysz telewizor? - zapytała. - Nie, bo jest rozj…walony. Wciąż brakuje mi czasu żeby zanieść go do naprawy. Wiesz jak to jest... - odpowiedział Gienek. - No - zdążyła tylko odpowiedzieć, bo gospodarz wstał i prawie pobiegł do kuchni. Po chwili wrócił niosąc stare, klejone w jednym miejscu taśmą izolacyjną radio. - Mam dobre radio - obwieścił zadowolony z siebie. - Może być? - No, jasne - odpowiedziała i wypiła pierwszy mały łyk kawy. Nie było miejsca na dostępnych meblach, więc Gienek podłączył radio do kontaktu i postawił na podłodze. Nastawił stację, na której śpiewał jego ulubiony wokalista. Słuchali w ciszy kilka minut jak Kazik Staszewski opowiadał w swej piosence o tym, że mieszka w Polsce...
  4. Lecz chyba nie tu jest jego miejsce.
  5. Hm...
  6. Smutne i przygnębiające zarazem. Swoim opowiadaniem dałeś mi dużo do myślenia, dużo pytań. Pytań, na które ja, Ty i żaden człowiek, odpowiedzieć nie może. Czytając, czułem jakbym czytał przeżycia człowieka chorego na SM. Dziękuję Ci za ten tekst i pozdrawiam serdecznie.
  7. Trąci mi to trochę poezją, ale może się nie znam. Pozdrawiam.
  8. Dziękuję i pozdrawiam również.
  9. Tekst ok, ale to jest "z". Gdzie zatem podziały się akapity? Pozdrawiam.
  10. Nawe fajne, zgrabne i ciekawe opowiadanko. Tylko czemu takie krótkie? I jedno pytanie, ten fragment "Wino męczy póki , wiec biorę piwo. " Póki? Chyba powinno być póki co...prawda? Pozdrawiam.
  11. A jak sobie chcesz :P
  12. Bardzo ciekawe opowiadanie o tym co jak mi się wydaje, nieuchronnie do nas zmierza. Mam tylko nadzieję, że nie będzie dokładnie w takiej postaci jak ta opisana tutaj ;) Duży plus za poruszenie tematu wychowania. Uczmy nasze dzieci, rozmawiajmy z nimi, a nie wbijajmy do głowy "swych" mądrości. I słuchajmy, co mają do powiedzenia. Dobrze się czytało. Pozdrawiam Oxyvio J. i pozdrawiam całą Fajflandię ;)
  13. Nie ma za co "sorry". Nie miałem zamysłu do namawiania do czegokolwiek. Jeśli tak to odebrali niektórzy to sorry. Pozdrawiam.
  14. Dokładnie.
  15. Hiehie dobre ;) Pozdrawiam.
  16. Ciekawe i dobre. Najlepiej ubawiłem się przy końcówce ;) Pozdrawianono :D
  17. Niewychowany bubek.
  18. Rozumiem doskonale ;), bo wiem że Ci chodzi o to jak jest w Polsce, a nie o to jaka ona jest ;) Jest źle i jest piękna, mam rację?
  19. Będę czekał :) Zapraszam do poczytania moich tekstów. Pozdrawiam.
  20. "Spłaszczyłem niemiłosiernie, ale to chyba nie miejsce i czas, żeby wylewać złóć…" Czy chodziło Ci o żółć? :D Pozdrawiam.
  21. Ile to już razy zastanawiałem się, czemu w naszym kraju jest tak, a nie inaczej. Dużo. Nie zliczyłbym. Dlaczego po upadku komunizmu nie może wszystko wrócić do normy. Nie myślę w dzień, dwa, ale przecież minęła dwudziesta rocznica jak jesteśmy wolnym krajem , "we własnym domu". Irytuje mnie to jak słyszę (teraz może rzadziej), że Polska wróciła na mapę Europy. Zapytam: Gdzie była Polska przez te wszystkie lata? W Azji? A może w Afryce? Moim zdaniem to Europa wyswobodziła się spod jarzma totalitaryzmu i tak powinno się mówić. Warto jeszcze też dodać, że to Polska zerwała żelazną kurtynę komunizmu. Trzeba tak uczyć młode pokolenie i wpajać im historię naszej ojczyzny, bo zatrważająca jest odpowiedź nastolatka zapytanego o film "Katyń". To jakiś polski film, chyba wojenny - niejeden odpowie. Uczmy zatem, opowiadajmy o pięknej historii naszego kraju, na wielu swych kartach tak tragicznej. Wierzę w młodych ludzi. To nieprawda, że połowa polskiej młodzieży jest bezwartościowa, jak twierdzą niektórzy. Oczywiście zdarzają się zdegenerowane przypadki, ale winy trzeba szukać w dorosłych. Człowiek nie staje się zły w chwili narodzin. Trzeba by zreformować szkolnictwo i program nauczania, wychowania. Dobrym pomysłem jest wprowadzenie przedmiotu "Życie w rodzinie" w najmłodszych klasach szkoły gimnazjalnej. Młodzież to przyszłość naszej ojczyzny, a więc i naszej także. Polityka. Najbardziej odpowiedzialni za to, że w Polsce jest tak jak jest, są ludzie sprawujący władzę. Kraj podobnie do ryby, psuje się od głowy. No bo cóż, gdy widzi się codziennie jak afera goni kolejną aferę, a komisja komisję, to trudno oczekiwać jest od rządu pracy. Wymienić można aferę stoczniową czy hazardową, komisję śledczą w sprawie śmierci Barbary B. czy Krzysztofa O. oraz wiele innych. Na bieżące sprawy czasu brakuje. Mniej go też przez wybielanie się na zmianę i oczernianie swych przeciwników. A szkoda, bo zmarnowany czas lepiej by było spożytkować na konstruktywne działanie. Jedynym dostrzegalnym przeze mnie plusem jest chyba tylko to, że politycy dają rozrywkę szaremu obywatelowi. Ale nie tylko, bo również innym "szarym" szargają nerwy. Kabarety. Tak, dzięki politykom nie jeden ma pracę i to się akurat politykom chwali. Poza tym jednak myślę, że nie można na nich liczyć. Smutne, ale prawdziwe. Żeby nie być gołosłownym podam przykład. Niespełnione obietnice pomocy dla powodzian, tak jak to było w maju 2010 roku. Najpierw rząd składa deklarację pomocy, potem opozycja atakuje pytaniami o resztę obiecanych środków i następnie przedstawiciele rządu oznajmiają, że wszystkie środki zostały przydzielone. Tak w koło Macieju. Teraz, po ponad roku ludzie znów się boją kolejnej powodzi, gdyż nie wszystkie wały przeciwpowodziowe zostały zbudowane. Rzecz jasna rząd jest innego zdania. Prawdy możemy dowiedzieć się tylko z mediów, które w rzeczywistości są potęgą w naszym kraju. Kto pomaga chorym i biednym? Głównie fundacje prowadzone przez stacje telewizyjne. Tyle o politykach, a co z innymi ludźmi? Wszyscy powinniśmy dążyć do tego, aby żyło nam się lepiej wszystkim. Bez wyjątku. Zarówno inteligencji jak i robotnikom czy rolnikom. Za dużo między nami chamstwa, cwaniactwa, pijaństwa, wciąż rosnąca znieczulica. Kiedyś podobno to szlachta rozpijała chłopów. Cwaniactwo chyba najbardziej wykreowało się za PRLu. Skoro prawie nic nie było, trzeba było kombinować, spekulować. Wstrząsające są dla mnie opowieści ludzi pracujących w tamtym okresie. Opowiadają: "Wtedy to były czasy, trzeba było coś zapier...bo inaczej nic nie miałeś, a tak sprzedałeś albo zamieniłeś. Teraz nie ma co kraść, bo wszystko jest tylko pieniędzy brakuje", itp. itd. Jednak najgorsze chyba jest końcowe stwierdzenie, które często się powtarza: "wtedy było lepiej". O zgrozo...przecież to patologia. Nic dziwnego, że w wielu krajach mają nas Polaków za złodziei. Bardzo dobrze, że te czasy mamy już za sobą. Tylko trzeba czasu, aby następne pokolenia już tak nie myślały.Na ulicy czy w autobusie, wszędzie można spotkać się z chamstwem. Coraz więcej młodocianych przestępców. Nie ma kary. A jak jest to nieadekwatna do winy. Co więc z prawem? Należałoby je zmienić. Może nie całe, ale na pewno część. Przede wszystkim zaostrzyć kary. Młody człowiek powinien bać się kary. Zamiast tego często śmieje się z wyroku. Na pewno nie można młodych kierować do więzienia, by odbywali tam karę razem ze starymi kryminalistami. Wtedy resocjalizacja przyniesie przeciwny skutek. We wrześniu 2009 roku wprowadzono System Dozoru Elektronicznego. To jest dobry pomysł, aby karać tak wszystkich za drobne przestępstwa. Niech odbywają karę w swoim domu w obroży na nodze, to jest chyba lepsze od demoralizacji w zatłoczonej przez recydywistów celi. W szkole, przypadki przemocy też karać można założeniem obroży. Ale co wtedy z edukacją? Stworzyć etat dla nauczycieli uczących trudną młodzież w ich domach? Chyba niedobry pomysł, ale coś trzeba zrobić, bo to co się dzieje w szkołach czasem przerasta ludzkie pojęcie. Ale to już inna historia. Jest jednak coś takiego w nas Polakach, gdy w obliczu jakiejś klęski, tragedii lub innego nieszczęścia potrafimy się zjednoczyć. Kilka przykładów: Druga wojna światowa, np. w żadnym innym państwie nie wytworzyła się tak wspaniale działająca konspiracja jak w Polsce, po śmierci naszego papieża Jana Pawła II cały nasz naród pogrążył się w żałobie, powódź - obcy chętnie biegną z pomocą, tych przykładów można by wymieniać jeszcze dużo dużo więcej. Zawsze tak było i o to chodzi. Przyjrzyjmy się bliżej nazwie co "Rzeczpospolita" ? Słowo "rzecz" już od dawna oznaczało sprawę, interes, coś ważnego, nawet teraz jeszcze czasem mówi się: "jest coś na rzeczy". Natomiast słowo "pospolita" oznaczało codzienna, wspólna itp. I tak przez wiele lat słowa te zmieniały swe znaczenie, a raczej powiedziałbym swój charakter. Jednak od zawsze te dwa słowa scalone w całość mają to samo określenie. Rzeczpospolita znaczy po prostu wspólny interes. Wspólne Dobro.
  22. Bardzo ciekawe i dobrze zapowiadające się. Znalazłem jeden mały byk: "zmusił do opracowanie twardej" - powinno być opracowaniA Kiedy dalszy ciąg? Pozdrawiam.
  23. Dzięki bardzo Heńku :) Polecam inne moje teksty. Pozdrawiam.
  24. JAK ONI SIĘ POZNALI Billy poznał Laurę w miłym pubie w centrum miasta. Był już na lekkim rauszu i zamierzał pospacerować kilka minut i zaczerpnąć świeżego powietrza. Skinął więc znajomym na pożegnanie, wstał od stolika i ruszył do wyjścia. W drzwiach wpadła na niego jakaś dziewczyna. - Hej!! Mogłabyś uważać!! - krzyknął do niej Billy. Wieczorową porą w gwarnym pubie nikt nie zwrócił na to uwagi. - Przepraszam...bardzo przepraszam - odpowiedziała dziewczyna. Billy popatrzył na nią. Miała może 20 lat, ładną buzię i kręcone ciemne loki. Ubrana była w skórzaną kurtkę i spodnie typu dzwony. Przez ramię miała przewieszoną niewielką torebkę. Kurtka była rozpięta i Billy mógł ocenić biust dziewczyny na imponujący. - Ładna jesteś, gdybyś miała kilka kilogramów mniej... - pomyślał chłopak. Dziewczyna nie była przesadnie gruba, ale strata kilku kilogramów na wadze uczyniłaby z niej super laskę. - Gdzie się tak spieszysz?- spytał Billy. W pierwszej chwili skreślił nieznajomą jako potencjalną partnerkę, ale im dłużej jej się przyglądał, nabierał przeświadczenia, że dziewczyna mu się podoba. Poza tym był przecież lekko wstawiony. Tak czy inaczej postanowił dowiedzieć się czegoś więcej o "ładnej cycatce", jak ją nazwał w myślach. - Stało się coś? Uciekasz przed kimś? - pytał Billy ponownie. - Nie, nic się nie stało - odpowiedziała dziewczyna - to znaczy mam nadzieję, że nic się nie stało. Szukam mojej współlokatorki. Ma na imię Grace. Znasz może Grace? - Niee, nie znam żadnej Grace - odpowiedział Billy i zaraz zapytał z lekkim uśmiechem - A co uciekła Ci? - Proszę Cię, nie żartuj. Szukam jej, bo dziś pokłóciłyśmy się i ona wybiegła z mieszkania. Martwię się trochę o nią. - Spokojnie, na pewno nic się nie stało. Czemu szukasz jej akurat tutaj? - Billy nabierał coraz większej ochoty na bliższe poznanie się z nieznajomą. - To jest nasz ulubiony pub, często tu jesteśmy. A Ty? Chyba pierwszy raz Cię tu widzę. - Ja Ciebie również. Wiesz, powiedzieć, że jestem stałym bywalcem to przesada, ale bywam tu przynajmniej raz w tygodniu. No..może czasem kilka razy. W tym mieście są też inne fajne knajpki. Ale swoją drogą to trochę dziwne, że nigdy na siebie nie wpadliśmy, nie sądzisz? - Dzisiaj to ja na Ciebie wpadłam - powiedziała dziewczyna. Roześmiali się oboje. - Może powinnaś wejść do środka i rozejrzeć się za.....jak ma na imię Twoja.... - Grace. Ma na imię Grace. Oczywiście masz rację. Idę do środka - przerwała Billemu w pół zdania nieznajoma. - Zaczekam tu na Ciebie - powiedział Billy. Dziewczyna kiwnęła głową i zniknęła za drzwiami pubu, a on wyjął z kieszeni kurtki paczkę swoich ulubionych "Marlboro". Wyjął papierosa i włożył do ust. Przypalił. Zaciągnął się głęboko i usiadł na pobliskiej ławce. Zaczął rozmyślać o tajemniczej Grace. Jak wygląda? Czy jest ładniejsza od nieznajomej? Właśnie zdał sobie sprawę, że nie zna imienia dziewczyny, która szuka Grace. Z zamysłu wyrwał go głos nieznajomej. - Nie ma jej - powiedziała cicho. Billy wstał i wyciągnął rękę. - Przepraszam, ja się nie przedstawiłem. Billy jestem - powiedział. - Laura - powiedziała nieznajoma, która przestała być nieznajomą - Nie ma jej i nie było. Pytałam barmana. Usiadła na ławce obok Billego. Wyjęła z torebki papierosy "Marlboro Light" i włożyła jednego do ust. Zaczęła szukać zapalniczki. Znając porządki damskich torebek, Billy szybko wyjął swoją zapalniczkę i przypalił Laurze papierosa. - Dzięki - powiedziała Laura. - Grace ma chłopaka? Może jest właśnie u niego - zapytał Billy. - Tak, ma. To znaczy...są teraz w separacji, z czego ja akurat się cieszę - odpowiedziała Laura. - Tak? A to dlaczego? - drążył temat Billy. - Bo to dupek! - prawie krzyknęła Laura. - Spokojnie - Billy uspokajał Laurę - chciałem tylko pomóc. - Pomóc? - Laura się zdziwiła - a czemu Ty właściwie chcesz pomagać obcej dziewczynie? - Hm...no już nie takiej obcej, a poza tym - Billy zawiesił głos - podobasz mi się. - Akurat - prawie parsknęła śmiechem Laura - już Ci wierzę. Mimo to uśmiechnęła się do Billego zalotnie, a on pomyślał - Jestem na dobrej drodze. Póżniej rozmawiali. Długo rozmawiali i Billy dowiedział się, że Grace jest jedynaczką i znają się od dzieciństwa. Chodziły razem do podstawówki. Laura opowiadała Billemu o tym jak Grace często przychodziła do szkoły głodna i jak dzieliła się z nią kanapkami. Czasem zdarzało się, że Grace przychodziła z podbitym okiem. Zawsze wymyślała jakieś historie, że to drzwi ją uderzyły albo kłamała inaczej usprawiedliwiając swoje sińce. Prawda była taka, że jej ojciec był alkoholikiem i znęcał się psychicznie i fizycznie nad matką i nad nią. Działo się tak dotąd, aż matka postanowiła rozwieżć się z jej ojcem. Następnie poznała mężczyznę, wkrótce potem wyszła za niego za mąż. Jak opowiadała jej Grace, Tomas, bo tak miał na imię jej ojczym był w porządku. Troszczył się o jej matkę i o nią. Gdy obie dziewczyny dobijały do pełnoletności postanowiły wyprowadzić się ze swoich domów. Przeglądając razem oferty mieszkaniowe szybko stwierdziły, że nie stać je na takie mieszkania jakie by każda chciała. Postanowiły więc wynająć większe mieszkanie, zamieszkać razem i czynsz płacić po połowie. Wszystko układało się dobrze, dopóki Grace nie poznała "dupka", jak wcześniej nazwała go Laura. Billy sięgnął po papierosy i poczęstował Laurę. Ta odmówiła i wyjęła swojego. Zapalili. - Czemu Ty właściwie nie lubisz chłopaka Grace? Oczywiście poza tym, że jest dupkiem? - zapytał Billy. - On nie jest wart takiej dziewczyny, żle ją traktuje, jest ordynarny i awanturny. Często się kłocą. Potem ona płacze, on przeprasza i tak w kółko. Wystarczy?! - odpowiedziała Laura nieco podniesionym głosem. - Spokojnie, nie denerwuj się - uspokajał Billy - może warto iść sprawdzić czy nie ma jej już w mieszkaniu? - Tak, masz rację - przytaknęła Laura - Która godzina? - Dochodzi 22.30 - powiedział Billy. - Ładnie się zasiedzieliśmy. Chodżmy. Wstali i ruszyli opustoszałym już chodnikiem w kierunku mieszkania Laury i Grace. Po czterdziestu minutach dotarli przed okazały apartamentowiec. - Które piętro? - zapytał Billy. - Czwarte. Tam, gdzie jest ciemno - odpowiedziała Laura i dodała po chwili - mam nadzieję, że śpi i wszystko jest w porządku. - Sprawdżmy, na pewno jest wszystko OK - powiedział Billy i weszli do środka, a następnie skierowali się do windy i wjechali na czwarte piętro. Przed drzwiami mieszkania nasłuchiwali przez chwilę, po czym Laura włożyła klucz do zamka. Otworzyła i weszli po cichu do środka. - Na prawo jest salon, dalej moja sypialnia. Zajrzę do Grace i wracam - powiedziała Laura i zniknęła za drzwiami po lewej stronie. Billy natomiast po omacku dotarł do salonu. Rozglądał się właśnie za czymś do siedzenia, gdy za plecami usłyszał cichy głos Laury. - Już jestem. Wyobraż sobie, że Grace śpi w najlepsze. - Mówiłem Ci - powiedział Billy i uśmiechnął się do Laury. - Chcesz może drinka, piwo albo coś innego? - zapytała Laura. - Dzięki. Napiłbym się kawy - odpowiedział Billy. - Na pewno? Ja mam ochotę na coś mocniejszego. Może wypijemy za nasze spotkanie? - Ok, wypijmy - odpowiedział Billy uśmiechając się. - Wiesz co, chodżmy może do mojego pokoju żeby nie obudzić Grace - powiedziała Laura. Przeszli dalej w głąb mieszkania. - Rozgość się, zapal lampę, ja zaraz wrócę. Billy zapalił lampę. Potem zobaczył kilka świec na podłodze, wyjął zapalniczkę i zapalił je. Usiadł na łóżku i rozglądał się po pokoju. Wszystko było w idealnym porządku. Książki równo poukładane na półce, ubrania złożone w kosteczkę leżały na krześle. Wszystko wydawało się mieć swoje miejsce. Podobało mu się to. Sam był przykładem perfekcjonisty jeśli chodzi o te sprawy. Lubił, gdy wszystko zawsze było na swoim miejscu. Popatrzył na szafkę nocną i na zdjęcie w ramce na niej stojącej. Przysunął się bliżej i przyjrzał zdjęciu, na którym Laura na jakimś przyjęciu stukała się kieliszkiem z jakąś czarnowłosą dziewczyną. - Czy to Grace? - zastanawiał się Billy. Dziewczyna miała dłuższe włosy po bokach, resztę włosów ściętą na krótko. Miała na sobie czarną bluzkę z krótkim rękawem i z dużym dekoltem. - Fajna - myślał dalej Billy. Im dłużej patrzył na fotografię, tym większej nabierał ochoty na poznanie czarnowłosej dziewczyny. Na poznanie i może na coś więcej....Tymczasem wróciła Laura z dwiema szklaneczkami w rękach. - Zapaliłeś świece - powiedziała - nie wiedziałam, że jesteś romantykiem. - Wielu rzeczy jeszcze o mnie nie wiesz - powiedział Billy. - Myślę, że to się wkrótce zmieni - odparła Laura podając Billemu szklaneczkę z alkoholem - napijmy się. Wypili. Potem Laura wstała i podeszła do małego regaliku, na którym stała wieża stereo. - Czemu nic nie włączyłeś? Nie lubisz muzyki? - zapytała. - Kocham muzykę - odpowiedział Billy - masz może coś Metallici? - Kocham Metallicę - powiedziała Laura. Uśmiechnęli się do siebie. Dziewczyna włączyła płytę i po chwili z głośników dało się słyszeć " Hero of the day", w tamtym czasie jeden z ulubionych utworów Billego. - To co chcesz o mnie wiedzieć? - Billy zapytał Laurę, gdy usiadła obok niego na łóżku. - Wszystko - odpowiedziała krótko Laura. Billy zaczął więc opowiadać o sobie. O tym, jakie miał kiedyś kłopoty przez narkotyki, że raz czy dwa o mały włos nie wylądował w więzieniu, o ludziach, którzy mu wtedy pomogli i od których dostał drugą szansę. O wierszach, które teraz pisze, że chciałby je wydać w małym tomiku. Opowiadając o tym wszystkim, Billy koloryzował pewne sprawy. Znał się na dziewczynach na tyle, że wiedział który typ dziewczyn wymagał lepszego koloru i w jakiej kwestii. O rodzinie Billy nie opowiadał wogóle. Jedynym stwierdzeniem jakie usłyszała Laura od Billego na temat rodziny było to, że bardzo ją kocha. - Przypal mi papierosa - Laura nagle przerwała opowiadanie Billemu. Ten wstał i przypalił dwa papierosy. Jednego dał Laurze, drugiego sam palił. - Napijemy się jeszcze? - zapytała Laura i nie czekając na odpowiedż wstała i wyszła do salonu. Po chwili wróciła z butelką Johny Walkera. - Niestety nie mam już lodu - powiedziała i napełniła szklaneczki po czym podała jedną Billemu. - Za spotkanie - powiedział Billy. - Za spotkanie - powiedziała Laura, przybliżyła się do Billa i pocałowała go lekko w usta. Wypili i teraz to Billy pocałował Laurę. Mocno i namiętnie, aż Laura poczuła przyjemny dreszczyk. Billy całował i gryzł wargi jej ust, ona wzdychała z przyjemności. Wtedy Billy przestał i zapytał - Chcesz jeszcze coś o mnie wiedzieć? - Tak...chcę wiedzieć jaki jesteś w łóżku - odpowiedziała Laura. - Bez zobowiązań? - zapytał znowu Billy. - Bez - odparła Laura. - Szybki prysznic? - Bardzo szybki. Roześmiali się oboje. Po około dziesięciu minutach naga Laura czekała już na Billa w łóżku. Billy wyszedł z łazienki i również nagi wszedł do pokoju Laury. Dziewczyna zmierzyła go wzrokiem od stóp do głów. Może Billy nie był typem kulturysty, ale krótko mówiąc wyglądał dobrze. Kilka gustownych tatuaży pokrywało jego ramiona i lewą łydkę. Przeważała w nich tematyka indiańska. Laura wstała i podeszła do Billego. - Usiądż - powiedziała wskazując łóżko. Billy usiadł, a Laura kucnęła między jego nogami. Delikatnie pomasowała jego jądra, penis drgnął i zaczął powoli rosnąć. Zbliżyła usta do jego czubka i pocałowała go. - Mmmm - Billy wydał z siebie cichy pomruk rozkoszy. Laura zaczęła masować jedną ręką jądra, a drugą członka. Gdy był już bardzo duży włożyła go sobie całego do ust. - Ohhh - stęknął Billy, a Laura wsadzała coraz szybciej penisa głęboko do gardła i wyjmowała. Co chwila przytrzymywała go na kilka sekund w gardle. Billy stękał wtedy z rozkoszy, a ona na nowo zaczynała ssać jego członka. Laura wprost czuła jak penis rośnie w jej ustach i pulsuje. Billy stękał coraz szybciej i głośniej, wtedy Laura wyjmowała penisa z ust i lizała tylko jego czerwoną główkę tak jak liże się lody. - Aahhhh..nie wytrzymam - sapnął Billy na co Laura przestała. Wstała, pochyliła się nad Billym i ugryzła go w ucho. - Chcę być na górze - powiedziała tonem nie znoszącym sprzeciwu. Billy wstał i szybko położył się w łóżku na plecach. Laura kucnęła nad jego penisem. Pozwoliła mu dokładnie obejrzeć swoją muszelkę i delikatnie pieściła ją palcem. Billy patrzył na wspaniale wygoloną muszelkę, jedynie na wzgórku łonowym był pionowy pasek włosków. Chyba jak większość mężczyzn lubił wygolone kobiety, ale nie przeszkadzała mu odrobina owłosienia. Tymczasem Laura zagłębiała swój palec we wnętrzu swej kobiecości, powoli i płytko. Gdy palec był mokry dawała go do oblizania Billemu. Ten lizał łapczywie i rękoma masował jej piersi, potem ściskał i szarpał sutki. - Laura...nie mam gumki - nagle wysapał Billy. - W szufladzie - dziewczyna ręką pokazała na szafkę nocną, a Billy sięgnął do niej i wziął prezerwatywę. Szybko założył ją na penisa. Laura tylko na to czekała, na cudowne zwieńczenie ich miłosnych igraszek. Palcami otworzyła wejście swej muszelki dla nabrzmiałego penisa i nadziała się na niego mocno, aż po same jądra. - AAchhhhhhh - prawie jednocześnie wydali z siebie stęknięcie rozkoszy i cudownej przyjemności. Laura zaczęła teraz szybko ujeżdżać Billa. Szybciej i szybciej penis zagłebiał się w jej bardzo już mokrym wnętrzu. Szybciej....i gdy oboje dobijali do granic....szybciej....i szybciej.... przez ich ciała przeszedł wspaniały orgazm. Laura przytuliła się mocno do Billa, trzęsła się od miłych dreszczy. Tak zasnęli.... Pierwszy obudził się Billy. Na dworzu było już widno. Popatrzył na śpiącą Laurę. Spała na brzuchu, pocałował ją w pośladek, wstał i poszedł do łazienki. Ledwo położył rękę na klamce, gdy drzwi łazienki otworzyły się i stanęła w nich czarnowłosa dziewczyna. Ta sama, którą Billy widział na zdjęciu w pokoju Laury. - A coś Ty za jeden?! - wykrzyknęła przestraszona i spojrzała w dół - widzę Twojego penisa - dodała. - Piękny prawda? - odpowiedział pytająco Billy z rozbrajającym uśmiechem. - Debil! - warknęła dziewczyna i zamierzała ominąć Billa, kiedy za jego plecami pokazała się zaspana Laura. - Poznajcie się, to jest Grace - powiedziała ziewając - a to.... - Debil jestem - przerwał jej Billy i wyciągnął rękę do Grace. Cała trójka parsknęła śmiechem.... Tak właśnie Billy poznał Laurę, a niedługo potem Grace. C.D.N.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...