Burke-marzyciel
patrzy smętnie jak zając jak nieczłowiek
który to już dziś chyba nie chce
mówi mała czemu to robisz
mogłaś mieć inną przyszłość sama wiesz
nie nie wiem nie tutaj
nie teraz i nie w ten sposób
nikt już nie czyta wierszy
piszę tylko
w chmurze dymu
zaklęcia na skórze
nie mów że się kurwię
ale na pewno kiedyś kogoś kochałaś
mała ładne oczy cycki i ta cała reszta
na pewno kogoś lubiłaś bardziej
milcz Burke jeśli nie jestem ci już potrzebna
pójdę a ze stukotu obcasów
skomponujesz następny przebój
z łatwym rytmem każdy będzie śpiewał
nie chcesz tego wiem
dowiedziałaś się co to życie trasa podłoga obrzydzenie
nie rób tego wbrew sobie nie gaś ognia jeszcze płoniesz
kiedy Burke we mnie już miłości nie ma
w każdym jest tu o tutaj w brzuchu
dotknął jej ciała nagle poczuł
POŻĄDANIE
chodź mała jesteśmy zupełnie sami
patrz ta kanapa będzie dobra
byśmy porozmawiali
powiesz mi czemu a ja cię nauczę
kochać ty dziwko
cała pogarda wezbrała w jej ramionach
obróciła się hipokryta mruczy
tak lubiłam kogoś bardziej
muszę już iść
jak kiedyś wrócę do domu przed nocą
drzwi skrzypią wychodzi
wchodzi techniczny chodź Burke pójdziemy
dziewczyny czekają w Missouri są takie
że tylko wyć z zachwytu włosy mają złote
nie stary tak myślę że jednak
zostanę może nawet
jak kiedyś wrócę do domu przed nocą