Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Paulina Oczkowicz

Użytkownicy
  • Postów

    2
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez Paulina Oczkowicz

  1. ee tu mi chodzilo o wyrwanie duszy a nie klatki piersiowej;D
  2. Widziałam go dzisiaj. Zbrzydł mi. Jest tak dziwnie. Sobota, 17.04 . Ostatnia rozmowa. Ostatnie spojrzenia. Ostatnie uśmiechy. Czułam jak bilo mi serce. Słabo. Obojętnie. Patrzę rankiem w lustro . Widzę tylko cienie. Blaski- gdzieniegdzie. Zanim znajdę kryształ co przeniknie mnie na wskroś. Zanim rzucę się z mostu uczuć , spadnę w rzekę marzeń i szybkich stukotów serc. Zanim to nastapi minie coś, co wciąż mi przenika przez palce - czas jak woda. Odkrecam kran. Plynie woda. Czasem są w niej zanieczyszczenia - złe wspomnienia. Wolę nie patrzeć , wolę nie pamietac. Zakrecam kran. Mam jeszcze mokre ręce. Szybko biegnę do pokoju , kładę się na łóżku. Zamykam oczy. Zasypiam. Ale wciaz sie budze , dotykana przez krew plynaca z oczu. Czerwienie. Czyzby powrocilo ZSRR? NIE! Przerazliwy krzyk posrod kilku zamachow na moje gardlo. Oddychajj..- ktos szepce do ucha. Budzę się. Jasność za zamkniętymi oczami głaska mnie po źrenicach. Dotykam twarzy. Jest taka sama. Cii... juz dobrze - szeptają głosy. Patrzę na nocny stolik. Sięgam bo balsam. Balsam na duszę. Chwytam za klatkę piersiową. Ostrym ruchem wyrywam ją z piersi. Jest szara. Krzyczy do mnie . Krzyczy we mnie. Krzyczy na mnie. Tyle w niej szarych miejsc. Niosę ją do łazienki. Biorę szczotkę i szoruję . Ile wlezie. Ciemność. Jest tak ciemno. Krzyk. Znów na mnie wrzeszczy. Jest taka okrutna. Krew. Zalewa ją krew. Nic nie jest w stanie uczynić czystszą. Nagle widzę Jego. Pyta mnie co czynię. Odpowiadam mu głuchą ciszą. Serce mi tylko mocno bije. Dudni jak bębenek. Potem przeradza się w muzykę. On coś mówi. Nie chcę go słyszeć. Chcę żeby poszedł już do domu. NIech wraca do Niej. Dlaczego mi to robisz?? Nic nie mówi. Podchodzi bliżej. Przyciąga mnie do siebie. Tak mocno. Odejdź. Krzyczę. Głośno. Zamyka mi usta swoimi ustami. Dziś to już nie piwonie oblane srebrną rosą. Dziś to czerwone, ogniście czerwone róże. Za blisko jesteśmy. Z rąk wypuszczam duszę. Spada bezwładnie na posadzkę. Zaczyna krzyczeć. Ja nie chcę jej słyszeć. Czekam co teraz zrobi On. Cofam sie bezszelestnie w tył, opieram się o ścianę. Mimowolnie rozchylam usta. Znów do mnie podchodzi. Rzuca krótko - zamknij swoje oczy , nie zamykaj ust. Składa wolne pocałunki , wszędzie tylko dym , ptaki lecą ku niebu. To właśnie te pocałunki. Wolne ptaki. Szare motyle. Trotylowe motyle. Krzyk. Przeraźliwy krzyk. Matka nad moim łóżkiem. Mamo, jak dobrze ze jesteś! Mam całą zakrwawiona skórę na rękach. Nic nie pamiętam. Nie wiem co robiłam. Nie wiem co sie stało. Wszystko tak boli. Rozerwane ciało. Od środka. Nie ma w nim nic. Duszę zostawiłam przecież w łazience. Nawet jej już nie mam. Wybuch otwieranych powiek. Trotyl wiruje w powietrzu.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...