Na otwartym morzu głupoty stoi jeden człowiek.
Odnosi się z nadzieją, jednak niczym nie może przebić fal otępienia.
Czuje dyskomfort duszy.
Spełnia się w poczuciu, że niemożliwość będzie wybaczalna.
Nastaje koniec świata.
Słyszysz jak dzwony biją ?
Alarm. Dzień zaszedł mgłą.
Ogień przemęczenia integruje w rozum.
Masowa zagłada umysłu!
Ordynatorze akceptacji, ratuj.
U kresu wytrzymałości tolerancji płonie wzburzone krzesiwo zawierzenia.
Boi się marności własnego przekonania.
Nie istnieje w świecie a w jego granicach.
Oscyluje pomiędzy wyimaginowaną prawdą a zbytecznym fałszem.
Zatraca się.
Wpada do mazi piekielnej. Ostra substancja niszczy wewnętrzną mentalność.
Radośnie cierpi.
Wezbrana świadomość wrzeszczy ponad siły.
Za późno.