Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Bogdan Jabłoński

Użytkownicy
  • Postów

    38
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Bogdan Jabłoński

  1. Tekst przeczytałem bardzo uważnie. Mam zastrzeżenia do strony technicznej - tekst za bardzo "rozwleczony" jak na bardzo precyzyjne, w Twoim zamierzeniu, wyliczenie zagrożeń cywilizacyjnych. Jeśli chodzi o sam problem, muszę się jeszcze zastanowić. Pozdrawiam!
  2. Tak od siebie: 1. tekst byłby bardziej przejrzysty, gdybyś operowała krótszymi zdaniami - nie byłby taki "senny"; 2. trochę językowych poprawek, np.: "...,w ciele, o którym myślałam..." "Czasem, gdy nic nie boli, nie odczuwa się głodu, chłodu, braku bliskich osób, mam z nim prawie zupełne poczucie przynależności." "Byłam tu tylko jakby na chwilę..." Zdanie: "Została tylko jakby wątła nić niewyraźnego zapisu między zwojami, o której nie miałam pojęcia, bo nie istniała już w mojej świadomości, jednak zepchnięta została głębiej i miała wypłynąć znowu z nieobliczalną mocą." - dla mnie jest niezrozumiałe. Do czego odnosi się "o której"? 3. Ogólnie tekst dla mnie zbyt zagmatwany w warstwie filozoficznej. Pozdrawiam!
  3. Dawno nic nie publikowałem na forum. Może po prostu nie miałem nic do powiedzenia?! Teraz jednak chciałbym podzielić się moją refleksją na temat samego forum. Dziwi mnie brak komentarzy. Zdaję sobie sprawę, że bycie ocenianym, nie jest wcale przyjemne, ale - tak mi się przynajmniej wydaje - po to publikujemy swoje teksty, aby zasięgnąć opinii innych "forumowiczów" na temat swojej twórczości. Zwłaszcza jeśli umieszczamy swoje prace w dziale dla początkujących. Każdy z nas zdaje sobie sprawę, że tekst może mieć wady, których my sami być może nie dostrzegamy. Chętnie zatem "usłyszelibyśmy" zdanie kogoś z zewnątrz. Z drugiej strony, ocenianie nie jest wcale łatwe. Wymaga przede wszystkim uważnego przeczytania cudzego tekstu. A nie zawsze nam się chce! Poza tym musimy się trochę wysilić, aby spojrzeć na tekst wnikliwiej. Mam propozycję, aby ci wszyscy, którzy publikują swoje teksty, trochę się wysilili i przeczytali prace swoich koleżanek i kolegów i napisali (szczerze) choć kilka zdań na ich temat. Jeśli tekst się nam spodoba, napiszmy konkretnie, co się nam podoba lub nie. Może również kilka rad od siebie. Skoro chcemy, aby ktoś ocenił nasz tekst, spróbujmy ocenić teksty innych. Powodzenia!
  4. Chciałbym wybiec przed dom na ulicę i krzyczeć jak on mój brat Franciszek że jest Miłość we wszystkim co widzę i dotykam, i słyszę, i czuję... że jest sens z wszystkich sensów najgłębszy kochać kochać wciąż kochać Miłość która przestała być kochana...
  5. Dzięki! Doceniam i postaram się nie zawieść w następnych tekstach. Chyba jeszcze coś napiszę... Pozdrawiam!
  6. Pani Aniu, dziękuję za wizytę i pochylenie się nad tekstem. Ma Pani rację, że Jasiek miał naturę raczej "reflaskacyjną", niż refleksyjną, ale... o zmarłych tylko dobrze! Zdaję sobie sprawę, że dla wnikliwego czytelnika, a tym bardziej krytyka (w pozytywnym tego słowa znaczeniu), ważne jest nie tylko ogólne wrażenie, liczą się także szczegóły. W moim pisaniu staram się jednak większą uwagę zwracać na wrażenie ogólne, na strumień słów, a nie poszczególne sformułowania... Taka góralska perspektywa: z góry widać więcej, choć mniej wyraziście! Tekst się uleży i na pewno jeszcze do niego wrócę! Serdecznie dziękuję za komentarze. I... proszę mi mówić po imieniu. Generalnie, tak mi się wydaje, wszyscy na tym forum jesteśmy rówieśnikami - takie literackie, raczkujące oseski (nikogo nie obrażając!). Dziękuję i pozdrawiam!
  7. Nie znam Pana twórczości lirycznej, ale po pierwszym czytaniu od razu miałem wrażenie, że tekst obroniłby się również w dziale liryki. Z interpunkcją trzeba się trochę oswoić, albo raczej ją oswoić - to znaczy "stworzyć więzy". Z liryką nie ma problemów. Można przecież je pominąć i zadziałać podziałem tekstu na wersy. Tu tak się nie da. Generalnie - tekst świetny: treść i warstwa językowa. Pozdrawiam!
  8. Dzięki serdeczne za komentarz! Mądry i wnikliwy. Takich komentarzy na tym forum oczekuję. I się doczekałem. Ma Pan rację, że przede wszystkim bawię się swoim pisaniem. Nigdy nie chciałbym dojść do momentu, że pisanie "jeszcze" mnie bawi. Sądzę, że w takiej chwili po prostu przestanę pisać. Nie ma Pan racji, że zostawiłem wszystko, co mi się napisało. Szkoda, że nie mogę załączyć rękopisu! Wbrew pozorom tekst był bardzo przemyślany. Sam Pan wie, że krótkie utwory wymagają więcej pracy, niż te bardziej obszerne. Tutaj każde słowo musi trafiać w cel. I wydaje mi się, że trafiło. No, może nie w sam środek tarczy! Może rzeczywiście narrator pozwolił sobie na wychylenie się zza kulis w zdaniu o Heraklicie. Mam tego świadomość i teraz, i w momencie tworzenia tekstu. Taki był po prostu mój zamiar. Jestem ogromnie wdzięczny za krytyczną, nie krytykancką lekturę! Z tą samodyscypliną również miał Pan rację. Dziękuję jeszcze raz i pozdrawiam!
  9. Dostałem po ryju a wolałbym w buzię albo choćby w twarz a tak obcesowo obcasem aż polała się krew takie życie i czasy że czasem samo życie po ryju wytrzaska że hej!
  10. dziś nie ma jutra jest nie było nie będzie dziś Zapamiętać dzisiaj jest wczoraj było jutra może nie być
  11. A jaką parę ma biedny Jasiek? Sam, jeden (nie ten Sam Jeden) nieboże!!! Dzięki za wizytę!
  12. Człowiek się wysila, słowniki i gramatyki studiuje, po nocach nie śpi, a tu... oczywisty! Nie dziwię się, że wielcy pisarze w alkoholizm wpadają, jak takich czytelników mają!!! Dzięki serdeczne. Buziaków nie wstawiam, bo sam dzieciakom ocenę obniżam za "nieuzasadnione użycie dwukropka i nawiasu".
  13. Jasiek Nędza nie żyje! Jasiek Nędza nie żyje!!! Wiadomość o nagłym i niespodziewanym zgodnie młodego gazdy jak grom z jasnego nieba spadła na mieszkańców Cichego. Najbardziej jednak zaskoczony był… sam Jasiek. Siedział właśnie z kolegami „Pod Złotym Kierpcem”, gdy dotarła do niego ta smutna informacja. Tak się przejął, że, gdyby żył, pewnie padłby trupem. Że starzy umierają, to nie dziwota. Ale młody? Za cóż to tak? A może on miał jakieś plany? A tu, ciach i już. Koniec żywota. Planów oczywiście żadnych nie miał, ale… mógł mieć! Dla Jaśka Jasiek był najbliższą osobą. Na palcach jednej ręki mógłby policzyć dni, gdy się nie widzieli. Ostatni przydarzył się wczoraj - po imieninach Staszka! Ot, był człowiek i go nie ma. Gdyby był filozofem, powiedziałby, że doświadczył szoku egzystencjalnego. A tak, jako prostego górala, po prostu trafił go szlag. Miał wielką ochotę poskarżyć się komuś na tę ewidentną niesprawiedliwość. Ale komu? Matka zmarła kilka lat temu. Z ojcem, który za chlebem wyjechał do Stanów, nie utrzymywał kontaktu. Może Zosia?! E, nie. Po tym, jak w minioną sobotę zobaczyła, jak na zabawie obłapiał Maryśkę, raczej nie będzie chciała z nim rozmawiać! Poza tym byłoby mu przykro, gdyby powiedziała: Dobrze ci tak, pijaku i zdrajco! I miałaby rację. Lubił wypić. Ale kto nie lubi?! To jedyna jego radość była. Po ciężkiej pracy musiał się zrelaksować. Telewizji nie lubił. Książek tym bardziej. Do ludzi go ciągnęło. A że mógł ich spotkać tylko w knajpie, to szedł. Nikt mu jednak nie zarzuci, że był ochlaptusem. Wiedział – przeważnie – kiedy skończyć. Chyba, że rozmowa zeszła na tory polityczne lub ekonomiczną sytuację kraju. Wtedy odstawiał piwo i… sięgał po wódkę. Na trzeźwo nie mógł tego strawić. Za wrażliwy był. I nie odzywał się. Nie komentował. Tylko pił. Po pół litrze było mu już wszystko jedno, kto jest premierem, a kto przewodniczącym, czy emeryturę wypłacą mu z ZUS-u, czy z OFE… Najchętniej rozwiązałby ten problem, uciekając się do metod kultywowanych przez przodków – zbójników: bogatym zabrać, rozdać biednym! Ale miał wzgląd na wymogi demokracji, więc pił, aby uspokoić wzburzoną, zbójnicką krew. Każdy następny kieliszek zbliżał go do stoicyzmu. Gdyby wiedział, a nie wiedział, bo na czytanie nie miał ni czasu, ni chęci, kim był Heraklit i jakie poglądy głosił, z pewnością przyznałby mu rację, że panta rei – wszystko płynie, a on jest łódką bez wioseł, niesioną strumieniem historii. Wiadomość o własnej śmierci zastała go w takim właśnie stanie świadomości. Żal mu tylko było siebie i tych kilku osób, które uronią łzę na jego pogrzebie. A może mógł coś jeszcze w życiu zrobić?! Może by się ożenił, ustatkował… Syna spłodził… Oj, niesprawiedliwa to śmierć w tak młodym wieku. Niesprawiedliwa. Gdyby szacunku do świętości nie miał, to nie zgodziłby się na takie traktowanie. We wsi wszyscy wiedzieli, że rękę miał ciężką. Ale sprawiedliwą. Kiedy trzeba było komuś dołożyć – lał po pysku, że hej. Do czasu, aż przeciwnik padł. Leżącemu odpuszczał. A tu z kim się miał wadzić? Komu dołożyć? Bogu samemu chyba poskarżyć by się trzeba. Jak gazda Gaździe. I poszedł. Lekko tylko się zataczając, bo wiadomość o własnej śmierci trochę go otrzeźwiła.
  14. A miała być tylko interpunkcja! Z szacunku dla Twórcy, który jest stwórcą świata przedstawionego, także w warstwie językowej, nie ingerowałem w treść. Skoro jednak mamy pełną zgodę na interwencję (biorąc pod uwagę sytuację, opisaną w utworze - gwałtowne dobijanie się do drzwi przyjaciela, zwieńczone jego szczerym uśmiechem - proponuję nadać jej kryptonim "Klin"), pozwolę sobie na krótkie dywagacje naukowe. "Zdaje się tej samej dziewczynki" - jest wtrąceniem dopowiadającym, uzupełniającym treść wypowiedzenia głównego. Pozbawione tej informacji zdanie, wyglądałoby tak: "A po chwili (tuż za drzwiami) głos przekonywała jakąś drugą, że ktoś puka". Brrr... Co za dziwoląg! Ja, aby się nie zgubić w nadmiarze wtrąceń interpretacyjnych (to takie epickie didaskalia), najpierw buduję zdanie główne. Gdybym to ja był twórcą tego tekstu, napisałbym najpierw tak: "A po chwili usłyszałem głos dziewczynki, która przekonywała jakąś drugą, że ktoś puka". Po kilkakrotnym czytaniu dotarłoby do mnie, że niepotrzebnie powtórzyłem: "usłyszałem". Dokonuję zatem korekty, zamieniając zdanie na równoważnik: "A po chwili (tuż za drzwiami) głos". Wstawiam uzupełnienie: "zdaje się tej samej dziewczyny" i... myślę, myślę, myślę. Wypijam kolejny kubek kawy i... wpadam na genialny pomysł. Zdanie: "która przekonywała jakąś drugą" przerabiam na imiesłowowy równoważnik zdania. Efekt końcowy: "A po chwili (tuż za drzwiami) głos, zdaje się tej samej dziewczyny, przekonujący jakąś drugą, że ktoś puka." Ufff... Jedno zdanie, a tyle twórczego wysiłku! Don Cornellos, następnym razem daj coś prostszego. I pozdrów koleżankę polonistkę od kolegi po fachu!
  15. Ja zrobiłbym to tak: Wtedy załomotałem pięścią: raz i dwa, trzy i cztery. Chciałem walnąć jeszcze raz, gdy raptem usłyszałem dziewczęcy pisk. A po chwili (tuż za drzwiami) głos, zdaje się tej samej dziewczyny, jak przekonywała jakąś drugą, że ktoś puka. By mogły rozstrzygnąć, która z nich ma rację, faktycznie zapukałem. Na co one zawołały Bogdana. Wreszcie zgrzyt zasuwy i zobaczyłem uśmiech przyjaciela. Zaczynam tylko dlatego, że zostałem wywołany do odpowiedzi. Pozdrawiam. Bogdan
  16. Cóż mogę powiedzieć? Czytam i czytam, i płynę, i odpływam, i nie chcę dopłynąć, i... o więcej proszę! To jest to! Egzaltowane?! A jakie ma być zakochanie? Weź mnie za rączkę, na spacer po łączce! - to jest egzaltacja. Ja bym powiedział, gdybym miał coś do powiedzenia, że ten tekst czaruje, wciąga czytelnika w ten strumień emocji i myśli... Nieskładnych, nielogicznych, chaotycznych czasem, jak samo zakochanie! Zrozumie każdy, kto choć raz był zakochany! Dziękuję i pozdrawiam.
  17. Błogosławieni których łza w Twej dłoni jak najcenniejszy skarb złożona Błogosławieni których pocieszeniem pewność miłości Twej ojcowskiej Błogosławieni nawet wtedy gdy nikt tej łzy nie dojrzy i minie Błogosławieni...
  18. Dotyk w którym jest życie cudowny akt stworzenia budzi ducha obdarza go świadomością istnienia stworzyciela i stworzenia
  19. Powiedz mi siebie słów codziennych zdarzeń słucham w dysonasie harmonii z chwil odkrywam cudowny koncert istnienia
  20. Przychylam się do opinii moich Czcigodnych przedmówców i proponuję przenieść tekst. Gdybym jednak mógł coś poradzić, to: 1) radziłbym poczytać na temat poezji, może jakiś podręcznik z zakresu poetyki (próbowałem - nic tak nie usypia!), 2) za rymowanie wziąłbym się na samym końcu, to bardzo trudna sztuka, 3) proponuję przerobić utwór na tzw. wiersz biały (bez rymów), 4) popracowałbym również nad rytmem - skoro jest to wyścig, może spróbować odtworzyć stukot kopyt? Proszę się nie zniechęcać i próbować dalej! Proponuję wziąć do serca powiedzenie, że poezja to mowa inna. Pozdrawiam
  21. Bardzo Paniom dziękuję za lekturę i przychylne komentarze. Występujące w tekście powtórzenie usunąłem. W amoku twórczym nie zauważyłem :) Pani Alu, w kontekście poprzednich moich wypowiedzi ostatnie zdanie mogłoby nasuwać myśl, że jestem męskim szowinistą. Nie jestem! Zdanie owo to cytat z mojego pierwszego elementarza i nie ma, jak sądzę, znaczenia metaforycznego :)
  22. Odkąd pamiętam, chciałem zostać pisarzem. I to nie takim zwykłym. Jak już człowiek czegoś chce, to mierzy wysoko. A ponieważ „chcieć, to móc”, zacząłem urzeczywistniać swoje marzenia. Najpierw nauczyłem się pisać. Mocne słowo – nauczyłem się. Powinienem raczej powiedzieć, że byłem uczony tej czynności. Ale dopiero po kilku latach mozolnej edukacji zdałem sobie sprawę – i teoretycznie, i praktycznie – że jest istotna różnica między czasownikiem dokonanym i niedokonanym. Osobiście preferuję tę drugą formę. Do dziś wolę „robić”, niż „zrobić”. Kiedy już w miarę poprawnie zacząłem posługiwać się językiem pisanym, uświadomiłem sobie, że nie jest to umiejętność wystarczająca do tego, żeby zostać laureatem literackiej nagrody Nobla. Dowiedziałem się, a była to wiedza okupiona nie tylko czerwienią nauczycielskiego atramentu w moich zeszytach, że poza ortografią istnieje jeszcze gramatyka. Odmieniałem więc słowa przez przypadki, liczby, rodzaje, osoby, tryby, czasy… Traktowałem je jak dowódca podległych sobie żołnierzy. Budziłem słowa o świcie i, ni z tego, ni z owego, rozkazywałem im przyjąć formę trzeciej osoby, liczby mnogiej, czasu przyszłego prostego, lub, gdy miałem zły humor, pierwszej osoby liczby pojedynczej trybu rozkazującego. W tym drugim przypadku nieźle się natrudziły, zanim zorientowały się, że taka forma nie istnieje. Słowa były gotowe wykonać każdy mój rozkaz. Te nieodmienne były trochę leniwe. Do czasu, aż poznałem składnię. Nawet oporne przysłówki po jakimś czasie nauczyły się zajmować swoje miejsce w szeregu. W mgnieniu oka zajmowały swoje miejsce w zdaniu jako okoliczniki czasu, sposobu, stopnia, warunku, czy przyzwolenia. Tak wyćwiczyłem orzeczenia, że błyskawicznie potrafiły zniknąć, dając miejsce równoważnikom zdania. Zdania pojedyncze przegrupowywałem w złożone, te z kolei, jak generał przed bitwą, formowałem w dopełnieniowe, przydawkowe i okolicznikowe. Oznajmiałem, pytałem, rozkazywałem. Gramatyka była mi biblią, księgą wiedzy tajemnej. Odkrycie, zupełnie przypadkowe, „Zarysu teorii literatury” było dla mnie jak przewrót kopernikański, jak odkrycie Ameryki lub wynalezienie druku. Chłonąłem nowe pojęcia, jak mistyk prawdy wiary, jak strateg nowe taktyki wojenne. Za przykładem wielkich mistrzów łączyłem zdania w opowiadania, nowele, powieści. Musztrowałem epitety i hiperbole, porównaniami rozjaśniałem neologizmy. Z metafor sformowałem oddział komandosów, pod osłoną synonimów i homonimów działających na tyłach nieprzyjaciela. Uśmiercałem i powoływałem do życia bohaterów. Ożywiałem materię, personifikowałem drzewa i zwierzęta. Z komedii robiłem tragedie… Były to jednak wojska zaciężne, najemnicy z utworów najwspanialszych twórców literatury. Nadszedł jednak dzień kiedy po latach musztry, defilad i manewrów zapragnąłem stworzyć własną armię. Kupiłem zeszyt. Delikatnie położyłem go na stole. Ująłem w dłoń pióro – nie jakiś tam cienkopis. Zanurzyłem stalówkę w atramencie. Poczułem się jak Bóg w chwili poprzedzającej akt stworzenia. Zawahałem się. Świadomość ciążącej na mnie odpowiedzialności za losy światowej literatury spowodowała, że ręka uzbrojona w pióro zastygła nad białą kartką. Kim będzie mój bohater? Czego dokona? Jak potoczą się jego losy w świecie, który stworzę? Stalówka zaskrzypiała, kreśląc pierwsze słowa przyszłego arcydzieła literatury… Nie… Nie mogłem… Nie potrafiłem… Odrzuciłem pióro. Zdezerterowałem. Uciekłem, zostawiając na stole kartkę z niezgrabie napisanym zdaniem: Ala ma kota.
  23. Przeczytałem Pani ostatnie teksty. Wzruszające studium psychologiczne. Różne postacie, różne sytuacje, narrator, niestety, ten sam. To "niestety", to nie zarzut. Miniatury są piękne, ale pisane w jednym stylu. Mam odczucie, jakby ta sama dusza wcielała się w różne postacie. Może warto by było pomyśleć nad zmianą perspektywy. Tak dla literackiej wprawy. Wszystkie teksty są bardzo przejmujące i bardzo dobrze napisane, jak dla mnie - prostego czytelnika. Pozdrawiam :)
  24. Przeczytałem. Najpierw prozę, teraz wiersz(e). Bardziej dociera do mnie proza, w której jest tyle poezji... Życzę odkrywczej pracy twórczej :)
  25. Bardzo przejmująca miniatura. PRL-owski klimat w scenrii i narracji - samo życie. Tekst przeczytałem wczoraj i został w pamięci i w sercu. A na tym chyba najbardziej każdemu Autorowi zależy. Dziękuję i pozdrawiam :)
×
×
  • Dodaj nową pozycję...