Liście stały się czerwone jak moje mięsne wnętrze i przerażona jestem jesienią. Jednak jestem tutaj i wschód słońca przynosi mi ukojenie, parująca zimna rosa zasłania krajobraz przede mną
i bielmem mgły zachodzą mi oczy. W tę biel wkładam nocne niepokoje i przechowuję do następnej nocy, w którą wejdę sama, jak w bezlistne zaognione maliny chwytające się moich nóg aż do krwi.
Jaka fantastyczna moc kieruje mnie tam, dokąd spływają wszystkie gwiazdy, dokąd ulatują z nagich drzew, nagle, nagie ptaki, dokąd stąpają po uschniętych, nieruchomych kwiatach dzikie , chude koty bez oczu, a źdźbło trawy umiera bezszelestnie powoli,drżąc w wiecznym chłodzie targane gwałtownie cichym wiatrem.