Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Żyburtowicz D.

Użytkownicy
  • Postów

    3
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez Żyburtowicz D.

  1. Spadają pod okna jak błędy w czyichś pamiętnikach: futryny próchnieją, klamki rdzewieją – ja liczę i na nic nie liczę; dalej wciąż liście. Jeden na drugim jak wieża, ktoś grabi je czasem, pali ognisko. Herbata na czas, mydło na ręce i mydło na oczy. Rutyna obejmuję rutynę w zaułku spojrzenia jak masz na wino i spierdalaj A jutro? – człowieku, jutro znowu zapowiadają deszcz; więc woda – ta ciecz – procentuję lejąc się wodospadem. Naturalne zjawisko niechcianej grawitacji. Pamięć przyciąga suszę – odpowiedź na śniadanie. Zostaje: mięso w kolorze reklamówki, wynalazek bez patentu, zwolniony produkt w kopulacji z delirium. Opadzina wchodzi między nas jak w pasaże ciepłych żyrandoli. Promień dwóch złotych toczy się po bezbarwnym linoleum szkła. Czasem zmywa kurtynę ze starego kumpla z ogólniaka albo koleżanki co była jak Solane co noc. Panie Albercie, to pytanie które chcę panu zadać nie jest święte: Dlaczego ten wiatr tak ciągle kurwa wieje?
  2. wszystko zaczyna się tam na poddaszu w podróży za drzewo i piec na którym rozbudzony zmysł kota dostrzegał aromat mleka za oknem młodość jaskółek po raz pierwszy zechciała malować powietrze i skrzydła znikały jak gnany przez słońce sen kiedy się obudziłem nie było już piór ranek był głodny mleko miało smak spadających z nieba chmur narwałem wiadro jabłek i zaniosłem swojej sąsiadce oprócz niej w domu słychać było tylko szept jaskółek siedziały na werandzie układając pierwsze gniazdo przestrzeń wypełniała niepojęta potrzeba latania wiśnie zadrżały mocno – gorące czerwone płomienie więc poszedłem z nią razem malować powietrze
  3. wszystko zaczyna się tam na poddaszu w podróży za drzewo i piec na którym rozbudzony zmysł kota dostrzegał aromat mleka za oknem młodość jaskółek po raz pierwszy zechciała malować powietrze i skrzydła znikały jak gnany przez słońce sen kiedy się obudziłem nie było już piór ranek był głodny mleko miało smak spadających z nieba chmur narwałem wiadro jabłek i zaniosłem swojej sąsiadce oprócz niej w domu słychać było tylko szept jaskółek siedziały na werandzie układając pierwsze gniazdo przestrzeń wypełniała niepojęta potrzeba latania wiśnie zadrżały mocno – gorące czerwone płomienie więc poszedłem z nią razem malować powietrze
×
×
  • Dodaj nową pozycję...