Dziś jeszcze przejdę się po gwarnym rynku,
Tam, gdzie przepływa zawsze ludzi w bród,
Wśród martwej natury opadającego tynku,
Upajający wciągnę w nozdrza miasta smród.
Spójrz jak obco otula nas ten wieczór
Światło cudzych okien, wykrzywione twarze,
Gdybyś stał się wolny, to byś nic tu nie czuł
Oprócz furkotu rozpędzonych marzeń.
Ach, lekkie, bolesne uczucie wolności
To jednak prawda, co mówili – perspektywy.
Nieznane panoptikum moich możliwości,
Swoboda od kagańca wspomnień (nie)szczęśliwych.
Tyle było przeżyć, zdarzeń i osób,
Nie chcecie jednak uparcie zamknąć się w schemacie,
Wszak na to istnieje jedyny, wstrętny sposób,
Precz uciekajcie od tego, co kochacie.
Tam mała ojczyzna, krajobrazów rozmycie,
Przyjaciół mych uśmiechy w pamięci zatarte,
Tutaj pęd ku lepszemu, wyścig po nowe życie,
Toasty wznoszą, kochajmy się – Eviva l’arte!