Odcień czerni jest błękitem,
Owy błękit tchniony życiem.
To nie cud, ów ten błękit,
Stał się tworem dziadów wielkich.
Patrząc w cielce kolorowe, krzyże zdobne, mleczną drogę,
Myśli człowiek, dzięki panie, jak mi dobrze jak wspaniale.
Miłość Twoja niepojeta
O najsłodsza! Yyy… niepojęta…
Krzyż postawię przy pałacu,
Pozna każdy żem na kacu.
Człowieczeństwo swe wypiłem,
Podczłowiekiem się schańbiłem.
Pluje, rzygam świętą bielą,
Nawróconych będzie wielu.
Z tamtej strony jeziora,
Pasał młodzik swoje ja.
On wie lepiej, swoje zna,
Czarne białe obydwa.
Czy ktoś w błękit tam spogląda?
Sam się poznał, wiedzy żąda.
Czy w błękicie utraconym, stać czy nie stać?
Myśli! Żąda!
Kawał drewna,
Drzewo ścięte,
Stać czy nie stać?
Niepojęte!
Swego zdania mieć nie muszę,
Stać, niech stoi nie zagłuszę.
Błękit życia swój ja mam, zanurzony, skrzela wielkie,
Nurkiem jestem, płynę pięknie!
Wyjdź na brzeg, chodźże z nami!
Nie dziękuje, tam paraliż.