Zwą mnie brzemienną matką sztuki prometejskiej
Swym płaszczem skrywam ich zamknięte powieki:
Wiernym wasalom liry Apollina, pieśni Tyrtejskiej
Ofiarowanym hekatombom spadkobierców Seneki
EZAW
Przez przedwiośnie swe skrywany pod zmarzliną,
Odrzucony od łaskawego dotyku świetlistej łuny
Tkwię niewidomy, między soplami a ludzką gliną,
jedyny fundament , który nie mej odczyta tej runy
APOLLO
Lica Twe krople całować będą zimnym deszczem,
Te, spadające na miliony ceni, tlące się o brzasku
Duszę ambrozją nasycisz, przeto jestem wieszczem,
Ciało ustąpi śmierci w przytłumionym wrzasku
EZAW
Nieśmiertelność? Ma krew litą stalą nie zakwitnie
Żaden z czcigodnych alchemików mego słowa,
Nie uchwyci mego pióra nim atrament zastygnie
- Niszcząc świątynie me odkrywając je od nowa
GAJA
Twoje marne imię zapisane na piasku
Rozwiewają nawałnice zasłużonych
Ich duszom dane spocząć w blasku
By chroniąc przed światłem skarconych